Siedemnasty rozdział

609 10 1
                                    

𝑉𝑖𝑛𝑛𝑖𝑒

Obudziłem się w jebanym burdelu. Przywiązano mnie do metalowego siedzenia, jebanym grubym łańcuchem. Pizdy jebane, boją się i słusznie. Pożałują wszystkiego, kiedy wyjdę zajebie ich wszystkich. Tom zapewne już mnie szuka, tym bardziej gorzej dla nich. Po mimo małej przestrzeni wokół siebie łatwo się domyślić, że jestem w siedzibie Blake'ow. Jebie psem to wszystko jasne. Kula w tkwiąca moim ramieniu jest odczuwalna do tego stopnia, że mnie wkurwia. Tak samo jak ta mała Czarnowłosa istota tkwiąca w mojej głowie. Dręczy mnie od jakiegoś czasu. Dzień i noc myślę o jej pełnych ustach drążących ze strachu, delikatnym głosie błagającym mnie o łaskę i dużych, pięknych oczach płaczących przez mnie. To popierdolone zawsze sprawiał mi przyjemność ból innych, lecz nigdy nie tak jak jej. Nienawidzę ją do tego stopnia, że nie mogę przestać o niej myśleć, a może na odwrót- Mniejsza. To wszystko jej wina, kiedy tylko się uwolnie porwę ją tylko dla siebie. Będę codziennie sprawiał jej ból, będzie cierpieć, a ja będę rozkoszował się jej płaczem jeszcze bardziej zatapiając się w jej rozpaczy. Zniszczę ją i nikt jej nie pomoże nawet rodzinka. Będzie tylko dla mnie. Biedna i zgubiona w moim łóżku. Kurwa. Znowu o niej myśle. To jest jakaś kurwa wiedźma. Doprowadza mnie do szaleństwa. Koniec, za dużo poświęcam myśli na tą małą czarownice. Słyszę, że już się zbliżają łyse pały. Wchodzą. 3 mężczyzn, a na środku szmaciarz Edward. Pizda z pizd. Rodzina Blake'ow posiada niesamowite umiejętności wkurwiania to trzeba im przyznać. Wystarczy, że widzę jego krzywy ryj i już mnie nosi.

-Vinnie Hacker- Szmaciarz Edward uśmiecha się jakby wygrał 5 zł w Lotto.

-Od kiedy jesteśmy na Ty- parskam kpiąco

-Od kiedy jesteś na naszej łasce- nie jestem w stanie zachować powagi. Wybucham śmiechem. Człowiek z downem jeszcze nie wie, jak to się wszystko skończy- Też bym się śmiał jakbym bym w takiej słabiej sytuacji-

-Jesteś kurwa naprawdę zabawnie żałosny, z tym twoim spóźnionym myśleniem. Twój mózg jeszcze nie przetworzył jakie będą konsekwencje trzymania mnie tutaj. Tak to jest jak pochodzi się z rodziny bezmózgów i dziwek- uśmiecham się, to właśnie uwielbiam. Kąsać do końca. Edward przystawia mi broń do skroni. Nie robi to na mnie wrażenia. Wiem, że mnie nie zabiję. Wie, że jeśli to zrobi to będzie koniec wszystkiego. Wybuchła by wojna z której jego rodzinka by nie wyszła.

-Jak śmiesz obrażać moją rodzinę! Jebany Szczylu!- śmieję mu się w twarz, przez co jego pięść ląduje na mojej twarzy. Trzeba mu przyznać nie bije jak totalna ciota, ale dużo brakuje mu do mnie. Gdybym nie był przywiązany, już by nie żył. Zajebał bym go na śmierć. Takich jak on trzeba się jak najszybciej pozbywać.

-Mocniej nie potrafisz?- spluwam na niego krwią jeszcze bardziej go drażniąc

-Co Sofia robiła u Ciebie w domu? - A już o niej zapomninałem. Oczywiście musiał mi o niej przypomnieć.

-Przyjechała ze mną po imprezie. Nie musisz pytać, czy mi się podobało- unoszę kącik ust zaraz po czym dostaje w twarz kolejny cios tym razem mocniejszy. Zabawne wystarczy mała zmiana o przeruchaniu jego kuzynki by stracił całkowite panowanie nad sobą. Kiedy on ponownie wymierza we mnie cios, ja syczę z bólu śmiejąc mu się nadal w twarz. Idzie kolejny i kolejny cios, kiedy jakiś głos wytrąca go tak samo jak i mnie. Głos delikatny jak jedwab. Głos wiedźmy. Stoi w wejściu patrząc na mnie swoimi przestraszonymi oczkami. Widzę w nich zmartwienie. Zaraz po chwili jakby przypomina sobie, że ma być groźna i ukrywa to
obdarzając mnie wyniosłym spojrzeniem. Urocze, niestety na mnie to nie działa.

-Co tutaj robisz?- Edward pizda odsuwa się od mnie nerwowo poprawiajac koszulkę- Nie wiesz, że nie wolno Ci tutaj być?

-Przyszłam popatrzeć na cierpienie naszej ofiary, kuzynie- podchodzi do mnie stając obok swojego zjebanego kuzyna.

-Jaka nagle groźna- parskam w jej stronę. Nagle groźna. To jednak jej gra aktorska. Mnie nie oszuka. Widziałem jak wrażliwa jest. Skorupa , którą narzuciła jej nie pomoże. Unosi jedną brew mierząc mnie wzrokiem i krzyżując rece.

-Do Ciebie nie mówię- uśmiecha się krzywo marszcząc brwi.

-Równie dobrze mogło by Cię tu nie być. Mogłabyś się nie odzywać,też by się nic nie stało. WSZYSCY by zyskali- unoszę mimowolnie kącik ust. Widzę, że dużo ja kosztuje trzymanie kontroli. Cudownie, jak ja to uwielbiam.

-Sofia wyjdź, nie możesz tutaj być. To nie miejsce na zabawy- łapie za ramię moja ofiarę ciągnąc ją do wyjścia. Nie podoba mi się to. Gdyby tutaj była, to by mi ułatwiło jej porwanie, w czasie mojej ucieczki. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Sofia wyrywa się. Dobrze. Gdzie jest kurwa Tom? Już powinien tu być.

-Edward przypominam Ci, że należę również do tej rodziny. Wiem na czym wszystko polega. Widziałam na swoich oczach już gorsze rzeczy niż trochę krwi- pewność w głosie jest przekonująca, ale nie mnie. Znam ją lepiej niż jej się wydaję. Wiem, że nawet trochę krwi by ją dotknęło. Słyszę pocisk. Już jest.

-Kurwa!- krzyk Edwarda stapia się z dźwiękiem wolności. Kolejny wybuch. Ktoś wyburza ściane. Mój brat. To już koniec, pora śmierci dla śmieci. Sofia otwiera szeroko oczy patrząc z śmiesznym wyrazem twarzy na Edwarda. Zabawnie wyglądają, głupkowato.

-Brać go to nasza karta przetargowa i pilnować Sofii! Nic jej się nie może stać!- Edward wybiega z pomieszczenia. Jeden z pustaków od razu bierze się za rozkucie łańcuchów, a drugi przystawia mi broń do skroni. Głupi. Sofia wzdryga się kiedy ponwonie wybucha pocisk. Tym razem bliżej. Nie tracę okazji i kiedy tylko kończą mnie uwalniać z łańcuchów, gwałtownie łapie za broń i wyrywam ją strzelając mężczyźnie w głowę. Podstawiam postrzelonego mężczyznę pod strzał drugiego i za nim zdarzy się schować trafiam go w krtań. Krew tryska z niego jak z fontanny. Sofia trzyma w dwóch dłoniach karabin. To taki zabawny widok. Gwiżdżę nie mogąc powstrzymać śmiechu. Wiem, że mnie nie zastrzeli

-Oj Sofia, Sofia- wycieram nos czując strużkę krwi spływająca z niego.

-Nie zbliżaj się bo Strzelę- Sofia nakazuje mi. Wbija we mnie wzrok cały czas będąc gotowa do strzału. Kurwa, wygląda tak uroczo i seksownie. Lekceważe jej nakaz idąc w jej stronę nonszalancko.

-Słodka to Cię przed mną nie uratuje- widzę, że nie może we mnie strzelić. Wygrałem. Mięknie, jakie to oczywiste. Staje nad nią, zdecydowanie górując wzrostem. Łapie za broń wytrącając go z jej ręki- A mogłaś strzelać- parskam.

-Daruj sobie. Wygrałeś, jak zwykłe- unosi na mnie wzrok- Teraz zostaw mnie w spokoju, zniknij- przymyka oczy

-Twoim błędem było przychodzenie tutaj- gwałtownie obracam ją do siebie tyłem i przyciskam swoim ciałem do ściany wykręcając jej ręce.

-Co Ty robisz?! - szarpie się bezsensownie próbując uciec

-Ciii... wracamy do domku- ściągam pas i związuje jej nadgarstki, tak mocno by nie mogła tego rozplątać.

-Ratunku! Edward!-jej krzyk jest jak melodia. Jest już moja.

𝐘𝐨𝐮 𝐃𝐞𝐬𝐭𝐫𝐨𝐲𝐞𝐝 𝐌𝐞 || VINNIE HACKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz