VIII

155 7 5
                                    

Bruna

Szeleszczący odgłos posieli wyrwał mnie z objęć Morfeusza w których się znajdowałam. Moje oczy mimowolnie zaczęły przyglądać się pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Drewno podobne lśniące deski znajdujące się na podłodze świeciły czystością. Ogromne okna przez które mam wrażenie że widać mnie naga na samym końcu Brazylii. Reszta pomieszczenia jest pusta.

Zamykam oczy i usmiecham sie sama do siebie, bo wiem że jestem w miejscu w którym czuje się naprawdę dobrze.

Jest sobota, a ja nie wiem jak się zachować, ale przecież jakoś muszę. Przewracam się na bok i otwieram oczy, a dwa punkty patrzą prosto na mnie.

-Dzień dobry- słyszę jego zaspany głos.

Uśmiecham się w odpowiedzi.
Wyciaga do mnie rękę i przyciaga do siebie, obejmując mnie w pasie. Czuje dreszcz. Oboje jesteśmy nadzy.

-Jak spałaś?- pyta cicho i kusząco.

-Dobrze a ty?

-Dużo lepiej niż przez ostatni tydzień- odpowiada i całuję mnie w kark.

Śmieję się cicho. Wiem co ma na myśli, chodzi mu o tydzień, w którym sypiał beze mnie. Ale zaczynam zastanawiać się czy rzeczywiście sypiał całkowicie sam, przez co psuje się cały mój jak dotąd wyśmienity humor. Dziś ja leżę z nim w łóżku ale jutro wiem że może być to ktoś inny.

Znów całuję mnie w kark. Raz po raz. Przeciagajac ustami po mojej skórze.

-Dobrze Ci było?- pyta o minioną noc.

-Yhym wzdycham w odpowiedzi.

Było mi wspaniale też wczoraj i przedwczoraj kiedy uprawialiśmy sex w jego i moim gabinecie na zmianę. A dziś całą noc w jego łóżku.

-Masz zamiar uciec jak ostatnio?- pyta jak by się martwił.- Dostane w twarz?- stawia kolejno następne pytanie.

Parskam krótko śmiechem, faktycznie ostatnim razem jak tu byłam tak własnej zakończyła się wspólna noc.

-Może- żartuje, a on się uśmiecha.- Jeśli znów nazwiesz mnie...- nie powala mi dokończyć bo szybko podnosi się na łokciu i zakrywa moje usta swoimi.

-Nic z tego, nie pozwolę Ci uciec, a w twarz jak chcesz wal- mówi kiedy kończy pocałunek.

-Okej, nie będę cię bić ani uciekać- mówię ściskając dwa palce w ramach deklaracji posłuszeństwa niczym małe dziecko.

-Śniadanie? Kawa? - pyta z uśmiechem

Przytakuje skinieniem głowy, Neymar ubiera bieliznę i po chwili znika zostawiając mnie samą w jego sypialni. Leżę chwile w jego łóżku i zastanawiam się co ja właściwie tu robię, ale chyba nie chce o tym teraz myśleć. Chce się cieszyć chwila i tym że to właśnie ja jestem w jego łóżku.

-Słodzisz? - słyszę krzyk chłopaka

-Nie!- odkrzykuje

-To wstawaj! Kawa gotowa i omlety już prawie tez!- woła znowu.

Ubieram majtki a na górę zarzucam jego koszulkę, porzucona wczorajszego wieczoru.

Kiedy wchodzę, chłopak uśmiecha się do mnie szeroko, jest inny jak nie on, ale tak jak mówiłam chce cieszyć się puki to trwa.

-Proszę- podaję mi kubek - albo nie- mówi cofając dłoń z moim napojem.

Podchodzi do mnie, chwyta za biodra i sądza na blacie. Wpasowuje się między moje nogi i sięga po kubek.

Worst Year ||Neymar Jr||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz