Rozdział 31: Rozważania

90 14 1
                                    

Akihiko wygonił mnie do domu. Stwierdził, że potrzebuję odpoczynku, a Lyiar zwariuje, jeśli będzie musiał spać jeszcze jedną noc beze mnie. Nie chciałem tego robić. Wiedziałem, że Lyiar na pewno się martwi i, cóż, potrzebuje mnie, ale chciałem zostać i pilnować "pana". Chciałem mieć pewność, że nie zrobi nic głupiego, a Akihiko nic się nie stanie.

Jednak nie miałem szans, by przekonać czarnowłosego, żeby pozwolił mi zostać i pilnować ich na własną rękę. Poszedłem więc do chaty, do swojego pokoju. Od razu zostałem zaatakowany przez Lyiara, który przykleił się do mnie mocno i nie chciał puszczać. Szczerze mówiąc, ja też tego nie chciałem. Przy nim czułem... Coś w rodzaju spokoju. Widziałem, że był cały i zdrowy, i mogłem przestać martwić się chociaż o to.

Usiadłem na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Między moimi nogami siedział brunet, przez cały czas mocno się do mnie tuląc. Jestem pewien, że już złamał mi kilka żeber... Po mojej lewej usiadł Takahiro, przytulając się do mojego ramienia, a po drugiej stronie znalazł się Kaito. Akihiko miał rację - potrzebowałem tego. Potrzebowałem poczuć ich bliskość.

- Śpią. - oznajmił nagle Kaito. Spojrzałem na niego i mruknąłem pytająco, a on kiwnął głową na Omegi. - Zasnęli. Możemy porozmawiać, jeśli chcesz. - wyjaśnił cicho.

Nie powinno dziwić mnie to, że karmelowowłosy czasem doskonale potrafi odgadnąć, co chodzi mi po głowie. Znamy się już osiem lat, prawie dziewięć, więc czasem po prostu potrafimy domyślić się, o czym myśli ten drugi. Cóż, najwyraźniej "pan" miał rację i łatwo jest mnie rozgryźć.

Westchnąłem i spojrzałem na Lyiara i Takahiro, upewniając się, że na pewno są w krainie snów i niczego nie usłyszą.

- Chce, żebym zaprowadził go do muru z czerwonej cegły. - oznajmiłem. Kaito otworzył szerzej oczy, wyraźnie nieprzygotowany na taką wiadomość. Kontynuowałem więc. - Powiedział, że jeśli z nim pójdę i opowiem mu co nieco o moim "ludzkim znajomym", to zostawi nas w spokoju i już nigdy go nie zobaczymy.

Kaito wciąż analizował moje słowa. Poszedłem w jego ślady. Mur z czerwonej cegły jest daleko, bardzo daleko; kiedy z Kaito znaleźliśmy ten dom, byliśmy po wielodniowej wędrówce praktycznie bez przerwy. Gdybym naprawdę poszedł z "panem" do ludzi, droga tam i z powrotem mogłaby mi zająć nawet rok. Jeśli bym się pospieszył. W dodatku wyruszylibyśmy w sam początek pory deszczowej, a wędrówka w ciągły deszcz, a później też śnieg i mróz nie należy do najprzyjemniejszych.

Czy naprawdę byłbym w stanie to znieść? Wyczerpująca wędrówka w słabych warunkach, towarzystwo kogoś, kogo naprawdę bardzo, bardzo chciałbym zabić i ciągle pytania o mojego "ludzkiego znajomego". Naprawdę byłbym w stanie przeżyć to wszystko? I w dodatku nie pogrążyć się w rozmyślaniach i wspomnieniach, i nie zwariować już całkiem? Czy myśl, że robię to dla mojej rodziny, dla Lyiara, cokolwiek by dała?

- Zrobisz to? - zapytał Kaito, wyrywając mnie z rozmyślań. Spojrzałem na niego, on patrzył na mnie. W jego oczach z łatwością mogłem dostrzec troskę.

- Jeszcze nie wiem. - przyznałem. - Ale czy jest jakieś inne wyjście? Jeśli będę kazał mu odejść, może wrócić. Jeśli go zabiję, przyjdą jego przydupasy. A jeśli odstawię go pod sam mur i na własne oczy zobaczę, jak znika w świecie ludzi, będę miał pewność, że będziemy bezpieczni. Że już nigdy nie przyjdzie tu znowu.

Kaito położył głowę na moim ramieniu, a ja oparłem policzek o jego włosy. Czy w tej sytuacji było w ogóle jednoznacznie dobre wyjście? Każda opcja była jakimś rozwiązaniem, ale też niosła za sobą straty, w takim czy innym znaczeniu. Jeśli pójdę z nim, będę musiał zmierzyć się ze wspomnieniami i opuścić dom na naprawdę długi czas. Jeśli powiem mu, gdzie ma iść, jest szansa, że wróci, a przez to już nigdy nie będziemy mogli poczuć się tak całkiem spokojnie. A jeśli go zabiję, mogę ściągnąć na nas gniew osób, które naprawdę uznawały go za swojego przywódcę i są gotowe zrobić dla niego wszystko.

Co w takim razie mam zrobić? Jaki sposób jest najlepszy, by rozwiązać tę sytuację? Bycie przywódcą chyba jeszcze nigdy nie było dla mnie tak trudne.

***

Zaczęła się pora deszczowa. Od rana lało. Ledwo udało mi się wyplątać z żelaznego uścisku Lyiara, który zaraz po tym, jak wstałem, zaczął z powrotem się do mnie kleić. Naprawdę chciałbym móc z nim zostać, ale nie mogłem. Musiałem pójść do Akihiko, który całą noc spędził na dworze, razem z wilkami pilnując naszego domu. Naszego bezpieczeństwa.

Wziąłem z kuchni kawałek zająca, który został po wczorajszym obiedzie. Może i był już zimny, ale jedzenie to jedzenie. Swoją porcję zjadłem w domu, a tą dla Akihiko zaniosłem mu na zewnątrz.

- Jak się spało? - zapytał, kiedy tylko mnie zobaczył. Usiadłem obok niego na wilgotnych schodkach i spojrzałem na trawę przed domem. Była pusta, ale już po chwili dostrzegłem jakąś sylwetkę skuloną przy drzewach. - W nocy poszedł tam. Może mi się tylko wydawać, ale musiał bardzo zmoknąć. - powiedział Akihiko.

Posłałem mu uśmiech i westchnąłem cicho.

- Lyiar nie chciał mnie wypuścić, a Takahiro pytał, kiedy do nich przyjdziesz. - powiedziałem, kiedy czarnowłosy zaczął jeść. Spojrzał na mnie, wciąż żując mięso, które miał w ustach.

- Nie wiem, co robić. - przyznałem cicho. Na to wilkołak zmarszczył lekko brwi i zastrzygł uszami. No tak, do tej pory nie przyznawałem się przed nim do słabości tak otwarcie... Ale teraz naprawdę potrzebowałem rady. W nocy rozmawiałem o tym z Kaito, ale to niewiele mi pomogło. A zwrócenie się z tym do Lyiara lub Takahiro nie wchodzi w grę. Muszę zadbać o to, by obecność "pana" była dla nich jak najmniej stresująca, a rozmawianie o nim na pewno tylko pogorszy ich samopoczucie. Został mi więc Akihiko. 

Szybko dokończył jedzenie zająca i przysunął się nieco bliżej mnie, rzucając mi poważne spojrzenie. 

- Zamierzasz pójść z nim? - zapytał konspiracyjnym szeptem. Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłonią. Pójście z "panem" nie podoba mi się ani trochę i jeśli tylko będzie opcja, by tego nie robić, to chętnie z tego zrezygnuję, ale... Ale coraz bardziej się do niej przekonuję. Jest najbezpieczniejsza ze wszystkich, choć bardzo czasochłonna. Ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo mojej rodziny, rok nie jest w zasadzie niczym, jeśli to zagwarantuje im długie i spokojne życie.

Chciałem coś odpowiedzieć. Coś o tym, że nie mam jeszcze pojęcia, jaką decyzję mam podjąć, choć czasu jest coraz mniej bo na pewno nie pozwolę, by ten gnój siedział tutaj w nieskończoność, ale nie zdążyłem. "Pan" wstał i ruszył w naszą stronę. Cudownie.

Faktycznie był przemoczony. Jego włosy do tej pory lekko się falowały i utrzymywały jakiś konkretny kształt, który ich właściciel chyba sam im nadał. Teraz jednak były tylko zlepkiem mokrych kosmyków, które straciły już na objętości. Jego skrzydła też na pewno musiały stać się ciężkie od wody, która zdążyła w nie wsiąknąć. To ciekawe, że jeszcze nie postanowił poprosić nas (bezceremonialnie wepchnąć się) by mógł wejść pod daszek nad schodami. Tam byłby suchszy, o wiele suchszy. A jednak wolał spędzić ten czas pod drzewami, które jednak dawały niewiele schronienia, kiedy chodziło o porę deszczową.

Ten bałwan podszedł do nas, zatrzymując się w miejscu, w którym wczoraj kazałem mu zostać. Zmarszczyłem brwi. Dlaczego tak nagle zaczął... Sam nie wiem, dlaczego tak nagle przypomniał sobie, gdzie jego miejsce? Wstałem i strzepnąłem skrzydłami. Mam nadzieję, że to nie jest tylko cisza przed burzą.

- Przemyślałeś moją propozycję? - zapytał, uśmiechając się przy tym lekko.

Czy ją przemyślałem? Tak. Czy podjąłem jakąkolwiek decyzję? Nie. Ale... Chyba nie zaszkodzi zmodyfikować jego propozycję tak, by była na moich warunkach. Bym to ja kierował tą chorą grą.

If I Stay With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz