Rozdział 38: Towarzystwo

96 14 4
                                    

Dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie. Właściwie to w planach miałem pójście na dłuższy spacer do lasu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszedłem na spacer dla swojej przyjemności, bez żadnego poczucia, że stanie się coś złego, jeśli nie przypilnuję swojego terytorium. Lubiłem spacerować i naprawdę czułem, że dziś mogę na chwilę zostawić pozostałych samych. Poradzą sobie.

Zamierzałem wyjść po śniadaniu, tak, żeby wrócić na obiad. Nie przewidziałem tylko, że pewna osoba chciałaby dotrzymać mi w tym czasie towarzystwa.

Przyglądałem się Lyiarowi, kiedy zakładał buty i lekki płaszczyk, i kiedy Takahiro pomagał mu z założeniem cienkiego szalika. Było coraz zimniej i choć mi wciąż wystarczał tylko grubszy sweter, to Omegi potrzebowały już czegoś więcej. Niedługo wszyscy będziemy kisić się w kilkunastu warstwach, wełnianych czapkach i ciężkich płaszczach. I wcale się na to nie cieszę. Nie lubię mieć na sobie zbyt wielu ubrań.

Po kilku minutach brunet był już gotowy do drogi. Zabawne było to, jak na koniec Takahiro obejrzał go jeszcze raz dokładnie, zapewne upewniając się, że młodszy nie zmarznie. Wyglądał wtedy zupełnie jak matka, która dba o swoje dziecko, przez co mojej głowie pojawiła się wtedy... Dość niespodziewana myśl. Bo skoro rudowłosy jest Omegą, to... Prędzej czy później będzie miał też ruję. Znaczy, chyba powinien mieć. Owszem, jego zapach pojawił się dość późno, ale jakby się nad tym zastanowić, jego instynkty Omegi rzucały się w oczy znacznie wcześniej. To, jak patrzył na Lyiara i opiekował się nim, a wcześniej też to, że opiekował się nami wszystkimi w ten czysty i ciepły, zupełnie bezinteresowny sposób. Hiro nie mógłby być Alfą. Był łagodny i taki... Taki troskliwy i miły, i zawsze o innych dbał. W inny sposób niż robią to Alfy. W każdym razie... Czy Takahiro chciałby kiedyś mieć dzieci? I czy to w ogóle byłoby możliwe, bo późny rozkwit zawsze niesie za sobą jakieś skutki uboczne, chociaż mam nadzieję, że u Takahiro prędzej czy później wszystko się unormuje i będzie już w porządku.

Takahiro nadawałby się na matkę. Jest taki... Cóż, jakby macierzyństwo po prostu leżało w jego naturze. Jakby był do tego stworzony. Nie chcę zabrzmieć źle, bo nie uważam, żeby każda Omega nadawała się tylko i wyłącznie do rodzenia i wychowywania dzieci. Moja matka na przykład nie nadawała się do tego wcale. Robiła tylko podstawowe minimum, by utrzymać mnie przy życiu i nie mieć wyrzutów sumienia, jeśli umarłbym przez jej i ojca zaniedbanie. Cóż, pewnie nawet ucieszyła się, kiedy pewnej nocy tak po prostu poszedłem sobie do Kaito. I dobrze. Jak to mówią, wilk syty i owca cała...

- Idziemy?

Wróciłem do rzeczywistości i pokiwałem głową. Mimowolnie zerknąłem na Takahiro, który patrzył na nas z ciepłym uśmiechem. Ostatni raz poprawił szalik Lyiara.

- Powinniśmy wrócić na obiad. - poinformowałem, a rudowłosy pokiwał głową. Otworzyłem drzwi i przepuściłem w nich Lyiara, zaraz po tym zamykając je za nami. Skierowałem się w stronę drzew, a brunet poszedł za mną.

Spodziewałem się, że będzie choć trochę cieplej. Kolorowe liście drzew szelściły pod naszymi stopami, wiał lekki, ale chłodny wiaterek. Prawdziwa jesień. Kątem oka spojrzałem na Lyiara, upewniając się, czy Hiro na pewno ubrał go dobrze jak na tę pogodę, ale nie zauważyłem, żeby brunet czuł jakikolwiek dyskomfort spowodowany zimnem. Kiwnąłem głową do samego siebie, wracając wzrokiem do ścieżki przed nami.

- Nie przeszkadza ci to, że idę z tobą? - zapytał w pewnym momencie. Poruszyłem mimowolnie skrzydłami i westchnąłem cicho.

- Nie, nie przeszkadza. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Dlaczego miałoby?

- Nie wiem. Może... Chciałbyś spędzić trochę czasu samemu. Hiro mówił, że do tej pory lubiłeś samotne spacery.

Pokiwałem w zamyśleniu głową. "Do tej pory" musiało oznaczać czas, zanim Lyiar się u nas pojawił. Wtedy faktycznie lubiłem w ciągu dnia spędzać chwilę samemu ze sobą, w ciszy i spokoju. Właściwie to do niedawna, nawet kiedy Lyiar był już z nami, wyglądało to tak samo, ale... Ale ostatnio trochę się zmieniło.

To dziwne. Znam Lyiara tylko dwa, może trzy miesiące. Nawet Aira potrzebowała więcej czasu, żeby zdobyć moje zaufanie. Cóż, zapewne przez to, że była człowiekiem, ale przecież po tym, jak zakończyła się nasza znajomość zwyczajnie bałem się obcych. A Lyiar przecież był obcym.

No właśnie - był. Już nie jest. Teraz jest... Jest częścią naszej rodziny. I lubię go. Z dnia na dzień coraz bardziej, co sprawia, że czuję się trochę zagubiony i zdezorientowany... Bo do tej pory nie czułem takich rzeczy, jakie teraz do niego czuję. Owszem, może i byłem zakochany w Airze, ale miałem wtedy piętnaście lat. Wtedy nie myślałem o swoich uczuciach tak dużo, jak robię to teraz. Może to dlatego, że jestem już stary i miłość wygląda dla mnie zupełnie inaczej?

Czując na sobie badawczy wzrok Lyiara, postanowiłem w końcu coś powiedzieć. Chyba na to czekał.

- Lubiłem. Ale... Twoje towarzystwo też lubię.

Poczułem dziwny ścisk w brzuchu. Coś jakby... Nerwowość, ale nie ta negatywna. Jakby... Jakby zawstydzenie? Cóż, może jednak te uczucia podobne do tego, co czułem przy Airze. Nie wszystkie, to na pewno, w końcu czas i doświadczenia robią swoje, ale zdecydowanie poczułem się teraz jak niedoświadczony dzieciak, który ze wszystkich sił próbuje zaimponować...

No właśnie, komu? Jak ja mam właściwie nazwać Lyiara? Chyba nie jest już takim zwykłym przyjacielem, ale na wyznania miłości i te wszystkie związane z tym rzeczy jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Więc... Mogę nazwać go swoją sympatią? Czy lepiej byłoby powiedzieć, że jest dla mnie kimś ważnym? Ważnym w ten specjalny, wyjątkowy sposób...

Poczułem, jak coś pacnęło mnie w skrzydło. Z łatwością mogłem się domyślić, że był to ogon Omegi, która dodatkowo jęknęła cicho z frustracją. Zerknąłem na niego, zaraz szybko odwracając wzrok. Rumienił się. Miał czerwone policzki i zakrywał twarz dłońmi, zupełnie jakby starał się to ukryć. To sprawiło, że ja też poczułem dziwne, prawie obce, a jednak doskonale znane ciepło na twarzy.

Zrobiło się cicho. Dźwięki lasu stały się jakby wyraźniejsze, szum liści, ćwierkanie ptaków, wiatr... Ogon Lyiara rytmicznie uderzał o moje szorstkie pióra, które nagle stały się niezwykle wrażliwe. Z jednej strony właśnie tego chciałem; chciałem w końcu móc pozwolić sobie na poczucie czegoś, na okazanie tych uczuć brunetowi, ale z drugiej... Z drugiej strony wciąż było to nieco frustrujące. Ta cisza, to zakłopotanie i oczekiwanie na jakąś odpowiedź...

Lyiar zawsze był... Dość rozmowny. Nie gadał bez sensu przez cały czas, ale raczej nie miał problemu z mówieniem o swoich przemyśleniach i odczuciach. Tymczasem teraz był cichy jak mysz pod miotłą i naprawdę nie miałem pojęcia, czy to dobrze, czy raczej niekoniecznie. Niby wiedziałem, że chłopak mnie lubi i moje słowa powinny mu się raczej spodobać, ale... Dawno nie byłem w podobnej sytuacji i nie czułem się zbyt pewnie, więc powoli zaczynałem panikować.

Poruszyłem skrzydłami, kiedy tak nagle poczułem dotyk na swojej dłoni. Lyiar niepewnie złapał mnie za rękę i przysunął się nieco bliżej. Doskonale słyszałem, jak ciężko przełknął ślinę. Zacisnąłem delikatnie palce na jego skórze, na co jego ogon tylko przyspieszył.

- Możemy tak przez chwilę zostać? - zapytał cicho.

- Możemy. - odpowiedziałem. Nawet na dłużej niż chwilę, dodałem w myślach.

If I Stay With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz