Kiedy przedstawiłem pozostałym trzy wyjścia, jakie widziałem z tej sytuacji, wyjaśniłem dokładnie wszystkie możliwe konsekwencje, jakie mogą nas spotkać po wybraniu każdego z nich i odpowiedziałem na wszystkie pytania, zrobiło się cicho. Rozumiałem, że potrzebowali trochę czasu, żeby to wszystko przeanalizować i pomyśleć, który wybór będzie najlepszy, dlatego nie chciałem ich pospieszać. Czekałem cierpliwie, aż któryś z nich zabierze w końcu głos.
Jednak drapanie w drzwi skutecznie ukruciło moją cierpliwość.
- To wy się zastanówcie, a ja zajrzę na chwilę do tego... Do "pana". - powiedziałem. Lyiar jęknął niechętnie, kiedy zacząłem odczepiać jego łapki od mojej ręki, ale nie utrudniał mi tego za bardzo. Wstałem i zanim wyszedłem z jadalni, poczochrałem go po włosach.
Wyszedłem przed dom i zamknąłem za sobą drzwi. Zaraz obok mnie pojawiła się Deszcz, dokładnie obwąchała moją dłoń i szczęknęła. Pewnie bym jej coś powiedział, może "co tam" albo "nie zabiłaś tego gnoja? Nie?" czy coś podobnego, ale nie chciałem wyjść na idiotę przed "panem", który wlepił we mnie swój wzrok zaraz po tym, jak wyszedłem na zewnątrz.
Powietrze przesiąknięte było wilgocią, a krople deszczu uderzały o dach i ściany domu. A on siedział na trawie i pozwalał, by całe jego ubrania się zmoczyły. Idiota. Gdyby pomyślał choć trochę, wziąłby ze sobą cokolwiek, co pomogłoby mu pozostać choć trochę bardziej suchym niż teraz. Przecież wiedział, że wybiera się do nas przed samym początkiem pory deszczowej. A może nie? Może jest tak głupi, że nie potrafi rozpoznać, kiedy deszcz zacznie padać przez całe tygodnie, a kiedy będzie sucho jeszcze przez jakiś czas?
- Przyszedłeś powiedzieć mi, kiedy wyruszamy do ludzi? - zapytał czarnowłosy, strzepując skrzydłami i krzyżując ręce na piersi. Wyglądał naprawdę komicznie przemoczony do suchej nitki, ale jakoś nie było mi do śmiechu.
- Przyszedłem upewnić się, że jeszcze żyjesz. - rzuciłem. Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Idiota.
- Nie spodziewałem się, że będzie ci zależeć na moim życiu.
- Nie zależy mi. - odpowiedziałem od razu. - Po prostu nie chcę, żeby wilki odebrały mi całą radość z zabijania cię.
- Więc jednak mnie zabijesz?
Wywróciłem oczami. Jest irytujący. Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze pozwalam mu tutaj siedzieć i zatruwać nam życie. Miałem przecież nie dawać mu taryfy ulgowej, miałem nie okazywać litości...
A może po prostu boję się go zabić? Boję się pobrudzić się jego krwią? Cóż, nigdy nikogo nie zabiłem. A przynajmniej nie mam pewności, że to zrobiłem. Kiedy broniłem się przed ojcem Airy i jego podwładnymi, poderżnąłem jednemu z nich gardło. Ale żył, kiedy odwracałem się na pięcie i rzucałem biegiem przez las. Może reszta mu jakoś pomogła i jednak nie zdechł? A może wykrwawil się na śmierć zaraz po mojej ucieczce?
Tak czy inaczej, teraz nie mógłbym zostawić "pana" żywego, jeśli już zacząłbym go zabijać. A poza tym, tamta sytuacja była zupełnie inna niż ta: wtedy byłem przerażonym dzieckiem, miałem tylko szesnaście lat, nie wiedziałem co się dzieje i musiałem obronić się przed ludźmi, którzy próbowali zabić mnie tylko dlatego, że zakochałem się w córce jednego z nich. Teraz mam do czynienia z największym koszmarem bliskiej mi osoby, który zdecydowanie nadużywa mojej cierpliwości, ale póki co, nie stanowi dla nas bezpośredniego zagrożenia. Nie przekracza granicy, którą wyznaczyłem, zachowuje bezpieczną odległość od domu. Wywyższa się i to irytujące, ale jakby się nad tym zastanowić, nie panoszy się tutaj tak bardzo, jak robił to Iasc. On czuł się jak u siebie, a "pan", choć zdecydowanie czuje się tu pewnie i swobodnie, to nie łazi gdzie chce i kiedy chce. Nawet nie prosi o to, bym wpuścił go do środka, choć jest już całkiem przemoczony.
Pokręciłem głową. Nie powinienem teraz o tym myśleć. Spojrzałem na Deszcz, która uważnie obserwowała czarnowłosego.
- Popilnujcie go jeszcze trochę. - powiedziałem do niej, głaszcząc ją między uszami. - A ty - zwróciłem się do "pana" - Spróbuj coś zrobić, a zabiję cię bez wahania.
Pokiwał tylko głową i uśmiechnął się niewinnie. Nie zamierzałem marnować na niego ani chwili więcej, więc odwróciłem się i wróciłem do domu. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, głosy dobiegające z jadalni ucichły.
Czułem na sobie spojrzenia pozostałej czwórki, kiedy wracałem na swoje miejsce przy krótszym boku stołu. Lyiar od razu znów przytulił się do mojej ręki, a ja spojrzałem po reszcie. Jeszcze przez chwilę wymieniali spojrzenia, ale w końcu to Kaito postanowił zabrać głos.
- Więc... Podróż z nim do muru z czerwonej cegły byłaby zbyt długa. I niebezpieczna, bo Pan wybrał najgorszą porę roku do takich wycieczek. Zabicie go... Cóż, to jest jakieś rozwiązanie, ale...
- To byłoby dość krwawe i straszne. - wtrącił Hiro.
- Straszne? - dopytałem, nie za bardzo rozumiejąc, do czego rudowłosy się odnosi.
- Straszne dla ciebie. Musiałbyś później żyć ze świadomością, że go zabileś, a nikt nie może przewidzieć, jak ten fakt na ciebie wpłynie. Owszem, nienawidzisz go i pewnie z chęcią ukróciłbyś jego życie, ale to wciąż zabicie kogoś. Więc nie, nie pozwolimy, żebyś musiał później mierzyć się z takim urazem na psychice.
Z początku jedyne co mogłem zrobić, to zamrugać i pokiwać powoli głową. Tak, Takahiro chyba dobrze to ujął... Chociaż nie spodziewałem się, że o tym pomyślą. Poczułem ciepło gdzieś wewnątrz siebie. Jednak zanim zdążyłem nacieszyć się tym miłym uczuciem, rudowłosy kontynuował wypowiedź Kaito.
- Więc wysłanie go do ludzi samemu jest chyba najlepszym wyjściem. Pokażesz mu kierunek, trochę opowiesz o drodze, żeby wiedział, że nie zabłądził i nie musiał tutaj wracać, a on sobie pójdzie i już nigdy go nie zobaczymy.
Popatrzyłem po wszystkich. Kaito kiwał zgodnie głową, Akihiko zresztą też. Lyiar wciąż leżał na mojej ręce, w dodatku odwrócony był twarzą do Hiro, więc niewiele widziałem, ale mogłem się domyślać, że dla niego też jest to najlepsze rozwiązanie. No i sam rudowłosy wydawał się spokojniejszy. Cóż, najwyraźniej wszyscy się zgadzali.
Tylko ja, jak zwykle, musiałem mieć jakieś wątpliwości.
"Pan" zapewne będzie miał o wiele więcej pytań, niż te dotyczące samej drogi. Będzie wypytywał o ludzi i nie odejdzie, dopóki nie odpowiem na chociażby część z nich. A ja nie chcę opowiadać o Airze obcym. I to w dodatku takim, jak on.
Ale to wyjście jest najlepsze dla wszystkich. Nie zostaniemy rozdzieleni na zbyt długi czas, nie będę musiał wędrować w porę deszczową, a później też w zimę, i będę miał pewność, że moja rodzina jest tutaj bezpieczna. Muszę przetrwać te kilka pytań. Odpowiem na część z nich, a później wygonię "pana" siłą, jeśli nie odejdzie sam.
Westchnąłem i pokiwałem głową. Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, po prostu kiwając głowami, ale wiedziałem, że im szybciej przekażę naszą decyzję "panu", tym szybciej się go pozbędziemy. Westchnąłem więc i znów zacząłem powoli odczepiać łapki Lyiara od mojej ręki, jednak tym razem brunet nie zamierzał tak szybko mnie puścić.
Ja też nie chciałem, żeby mnie puszczał. Ale musiałem pójść i pozbyć się tego gnoja z mojego terytorium, zanim nasi wilczy towarzysze już całkiem zwariują.
CZYTASZ
If I Stay With You
FantasiaSora ceni sobie ciszę i spokój. Nie znosi za to obcych, którzy w każdym momencie mogą okazać się wrogiem i wbić mu nóż w plecy. Jednak z jakiegoś powodu pozwolił dołączyć do swojego stada Omedze, którą zna tylko kilka tygodni. Do dezorientacji z pow...