Bieglem przez ulicę Madrytu, a łzy zamazywaly mi drogę. Nigdy nie spotkało mnie cos gorszego niż dzisiaj. Co mnie podkusiło do jasnej cholery żeby wyznać miłość mojemu najlepszemu przyjacielowi! Ahh te rady Lukity... . Rozumiem, że mógł czuc cos innego. Mógł powiedzieć ze mnie po prostu nie kocha, ale on zwyzywał mnie od największych śmieci. Najgorsze jest to, że ja nawet nie potrafię go nienawidzić.
Nagle usłyszałam pisk opon. Wtedy spostrzegłem, że wbiegłem na drogę. Szkoda, że kierowca zdążył wychamować.
- Jak ty chodzisz pieprzony samobójco! - z samochodu wybiegł...Fede Valverde - Rodrygo?! Na litość boską co ty wyprawiasz?!
- J-ja...- chciałem cos powiedzieć ale nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Wiedziałem, że wyglądam okropnie i tak też się czułem.
- Dobra, wsiadaj, w samochodzie wszystko mi opowiesz
Wsiedliśmy do pojazdu mężczyzny, a ja nerwowo spojrzałem na swoje dłonie. Fede odpalił silnik, więc zapiąłem pasy.
- To jak doszło do tego, że nagle prawie przejechałem cie w środku Madrytu? - spytał mnie Urugwajczyk, uważnie patrząc mi w oczy.
Przez chwilę toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę, ale w końcu palnąłem prosto z mostu:
- Wyznałem Viniemu uczucia - chłopak siedzący obok mnie zamarl. Sam zdziwiłem się że powiedziałem to bez zająknięcia, tak po prostu - a on mnie zwyzywał i nie chce mnie znać - na koncu glos mi sie załamał
Ręce Fede mocniej zacisnęły się na kierownicy. Mężczyzna przez chwilę się nie odzywał. W końcu popatrzył na mnie i spytał jakby nigdy nic:
- Wieczór filmowy?
Kiwnąłem głową. Wtedy to były najlepsze słowa jakie mogłem od niego usłyszeć.
Hejka! To znowu ja hah. Tak jakoś wyszło że to napisałam. Sama nie wiem czy mi sie to podoba, ale jeśli chcecie to zostawcie coś po sobie. Mam nadzieję do następnego!