Uznajmy, że wszyscy mają tyle samo lat i chodzą do jednej klasy
Wchodzę do budynku szkoły i czuję na sobie wzrok innych pod którym jak zwykle się kurczę. Nie jestem nikim ciekawym ani popularnym. Traktują mnie raczej jako łatwy obiekt do drwin. Modlę się tylko, by nie spotkać Gerarda - samozwańczego króla szkoły i kapitana drużyny koszykarskiej, który uwielbia mnie dręczyć - oraz jego cudownych znajomych, czyli Suareza, Busquetsa, Ramosa i Pepe. Biegają za nim jak jego wierne pieski i ochroniarze. Nigdy nie rozmawiałem z żadnym z nich, poza nieśmiałym odpowiadaniem na wyzwiska.
- Cholera jasna! - mówię do siebie gdy spostrzegam Pique wychodzącego zza rogu wraz ze swoją paczką. Ja to mam szczęście.
Gdy chłopak mnie zauważa, na jego ustach pojawia się ten cwany uśmiech który widziałem już tysiące razy, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Rozglądam się w poszukiwaniu pomocy, ale widzę tylko przypadkowych uczniów, którzy zebrali się żeby zobaczyć widowisko.
- Kogo my tu mamy - mówi jego najlepszy przyjaciel, Luis - nasz kochany Lukitka.
Suarez podchodzi do mnie i uderza z całej siły w twarz, tak że aż zataczam się do tyłu. Następnie Pepe wymierza mi cios prosto w nos. Jedyne co mogę zrobić to jakoś to znieść. Żadna próba obrony nie wchodzi w grę, wtedy obrywam jeszcze gorzej.
- Pprosze, możemy się jakoś dogadać... - szepczę, co spotyka się z ogólnym rozbawieniem.
Podchodzi do mnie Gerard i kopie w brzuch. Zginam się wpół, czując mdłości, a tłum gapiów głośno buczy. Upadam na podłogę i czekam na kolejny cios, ale nagle dzieje się coś dziwnego.
- Ger, myślę, że już mu wystarczy - niespodziewanie odzywa się Ramos, ciągnąć Pique za ramię.
- Sergio, no coś ty, jeszcze nie... - odpowiada chłopak, ale Sergio mu przerywa
- Powiedziałem, że już mu wystarczy - syczy przez zęby, a wszyscy jakby wstrzymują oddech, bo nikt nigdy nie sprzeciwia się Pique.
Ku mojemu zdziwieniu, Gerard kiwa głową na swoich przyjaciół i odchodzą. Żaden z nich nawet na mnie nie spogląda. Oprócz Ramosa. Jego wzrok wyrażał coś dziwnego. Coś na kształt współczucia? Albo czegoś innego... Sam nie wiem co o tym myśleć.
Powoli podnoszę się z podlogi. Wszystko mnie boli. Patrzę na zegarek, który wskazuje, że lekcje zaczynają się za pół godziny. Boże, jak mi się nie chce tam iść... Udaję się do toalety i w odbiciu w lustrze dostrzegam jak bardzo czerwony jest mój policzek. Dotykam go delikatnie i syczę z bólu. Luis nieźle mnie załatwił. Znowu będę musiał wszystkim wmówic, że się uderzyłem, czy coś w tym stylu. Aż dziwne, że wierzą w te moje idiotyczne historyjki o wysokich klamkach w tramwaju.
Nagle drzwi się otwierają, a do pomieszczenia wchodzi nie kto inny jak Sergio Ramos, niosąc w dłoni torebkę z lodem. Patrzę na niego jakby stał przede mną conajmniej w stroju jednorożca. Przytomnieje gdy Hiszpan podaje mi torebkę i szeptam ledwo słyszalnie:
-Dziekuje
- Nie ma za co - odpowiada chłopak - przepraszam za Gerarda i resztę, nie wiem czemu się tak na ciebie uwzięli - zakłopotany drapie się po głowie, błądząc wzrokiem po calej toalecie, byle nie popatrzeć mi w oczy.
- Nic nie szkodzi...- odpowiadam zdziwiony - ale to twoi kumple, więc raczej nie powinieneś tu przych...
Nie kończę bo nagle dzieję się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Sergio podchodzi do mnie i łączy nasze usta w pocałunku. Staję jak wryty i zastanawiam się czy aby na pewno nie śnię. Hiszpan popycha mnie lekko na ścianę, a ja rozchylam wargi. Chłopak smakuje miętową gumą do żucia i papierosami. Nie mam pojęcia ile tak trwamy. Może minutę, może pięć, a może dziesięć. Czas jakby stanął w miejscu. Gwarantuje, że choćby wybuchła bomba, nie ruszylbym się na krok.
Gdy brakuje nam powietrza odrywamy się od siebie. Zarumieniony patrzę na Ramosa.
- C-co to miało znaczyć? - pytam nieśmiało.
- Nie jestem taki jak oni, Luka - mówi chłopak, lekko się uśmiechając i tak cudownie akcentując moje imię
Chce coś powiedzieć, ale nie jest mi to dane, bo rudowłosy po prostu wychodzi, zostawiając mnie z milionem myśli w głowie.
Chwilę zajmuje mi ogarnięcie co się właśnie wydarzyło. Po chwili zsuwam się po ścianie i chowam twarz w dłoniach. Siedzę tak do rozpoczęcia lekcji, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie, co niestety mi nie wychodzi. Mam tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Dlaczego Sergio to zrobil? Czy to jakiś głupi zakład? A może on faktycznie jest inny? Ale jeśli, to dlaczego zadaje się z Gerardem, Luisem i resztą? Nie potrafiłem tego pojąć.
To, ze przeżywam jakoś ten dzień jest prawdziwym cudem. Owocem mojego rozkojarzenia jest kolejna jedynka z matematyki. Nic dziwnego, skoro cały czasu byłem skanowany wzrokiem przez Ramosa, siedzącego z - a jakże - Gerardem. Na przerwie było zresztą tak samo. Czułem się jednak trochę zawiedziony, że Hiszpan nie odezwał się do mnie ani słowem. Widocznie dla niego to nic nie znaczylo... Dla mnie też nie powinno, ale raczej nieczęsto zdarza się, że przyjaciel twojego wroga cię całuje, prawda?
Mija godzina 16 i nareszcie mogę wyjść z pomarańczowego budynku. Właściwe to z niego wybiegam, byle nie spotkać pewnego Hiszpana. Spoglądam na cydry rosnące przed szkołą, gdy nagle mój telefon brzęczy. Wyjmuję go z kieszeni, a następnie odczytuje powiadomienie i nie moge uwierzyć w to co widzę.
NIEZNANY NUMER
Hej Luka, z tej strony Sergio. Chciałbyś może gdzieś wyskoczyć?
Hejkaaa! Nie wiem czy nadaję się to do czytania, ale dodaję. Mam nadzieję, do następnego!