Trzymałem kartkę w dłoniach i cały się trzęsłem. Nie miałem pojęcia co mam zrobić. Jedyne co mi przyszło do głowy, to zadzwonić do kogoś z chłopaków. Luka odpadał, bo kazalby mi zostawić to Viniemu. Reszta była teraz z rodzinami, oblewając wygranie Copy del Rey. Ale jest jedna osoba, która nigdy nie zawodzi w sytuacjach kryzysowych. Sergio Ramos. Bezzwłocznie wykonałem telefon do Hiszpana, który zgodził się przyjechać, bo akurat był w Madrycie na jakimś evencie.
Kiedy otworzyłem drzwi graczowi PSG musiałem wyglądać okropnie, bo Ramos tylko spytał:
- Jezu, Rodrygo, co ty trupa zobaczyłeś? - zaśmiałem się gorzko na te słowa.
- A żebyś wiedział - odparłem ponuro - w wannie leży nieboszczyk.
- Fajny żart - powiedział wesoło, ale gdy zobaczył moją minę, natychmiast spoważniał - bo to żart, prawda?
- Chciałbym, żeby tak było - mruknąłem - Vini wpakował się w jakieś bagno.
- Cholera... - Sergio zaczął się nad czymś zastanawiać - czekaj, chcesz powiedzieć, że w wannie Viniego leżą zwłoki?
Pokiwalem twierdząco głową.
- A kto jest mordercą? - dociekał.
- J-ja...nie wiem - teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że nawet się nad tym nie zastanawiałem - ale stawiam na Lewandowskiego, bo Vini wisi mu jakieś pieniądze.
- Yhm... Hiszpan się nad czymś zastanawiał - pokaż mi go, bo mam pewne podejrzenia.
Wpuściłem Sergio do środka i skierowaliśmy się do łazienki. Zapaliłem światło, a Hiszpan krzyknął:
- Griezemann?! - popatrzył na mnie z wyrzutem - czemu kurwa nie powiedziałeś, że to Griezemann?!
- No, to chyba nie mialo znaczenia...- odparłem ostrożnie.
- To za wcześnie by wnioskować, ze coś ma lub nie ma znaczenia - Ramos podszedł do wanny i spytał - masz tu jakieś rękawiczki?
Pamiętałem, że Vini trzyma je pod zlewem, więc wyjąłem je z szafki i podałem Sergio. Ten włożył je i delikatnie uklęknął przy nieboszczyku. Odchylił lekko jego głowę i naszym oczom ukazała się wycięta litera B.
- Tak jak myślałem... - odezwał się Hiszpan - znowu on...
- Jak to znowu? - spytałem - o czym ja nie wiem?
- Wiesz, ostatnio w podobny sposób skończył pewnien Marokańczyk. Podejrzany i handel narkotykami i nie tylko - odparł Sergio - niejaki Hakim Ziyech.
Serce podeszło mi do gardła. Co tu się dzieje, do cholery? I przede wszystkim - w co wkopał się Vini?
- Dobra młody, robimy tak. - mój chwilowy atak paniki przerwał opanowany głos starszego ode mnie piłkarza - nie zostawimy tak zwłok, więc spakuję je do jakiegoś worka i wywieziemy do takiego starego magazynu za miastem, wynajmował go kiedyś mój przyjaciel. Tylko trzeba będzie jechać trasą, gdzie nie ma kamer, ale powinno się udać.
- A to nie jest... przestępstwo? - spytałem niepewnie. Nie podobał mi się ten pomysł.
- Nie wieksze niż zabicie człowieka - odparł Sergio, a ja tylko pokiwalem głową. Boże, miej nas w swojej opiece.
Wracaliśmy z Sergio po zostawieniu ciała Francuza w magazynie. Włączyliśmy klimatyzację, żeby trup nie zaczął się rozkładać zbyt szybko. W samochodzie panowało ponure milczenie, które niespodziewanie przerwało dzwonienie mojego telefonu. Nieznany numer. Hiszpan kiwnął na mnie, żebym odebrał i tak też zrobiłem. W słuchawce usłyszałem zmodyfikowany głos:
- Rodrygo, Rodrygo... - mój rozmówca zaśmiał się demonicznie - jesteś pewny, że nie lepiej było się trzymać od tego z daleka? To nie twoja sprawa, serdeńko.
Hiszpan, który obok mnie siedział musiał zauważyć jak bardzo zbladłem i dał mi znak żebym dał na głośnik.
- Kim jesteś? - spytałem, starając się, by mój głos nie drżał.
- Kimś kogo znasz lepiej niż ci się wydaje - zaśmiał się głos w sluchawce - z tej strony B.
Zakręciło mi się w głowie na te słowa.
- Czego ode mnie chcesz? - wydukałem.
- Ależ niczego - głos znów się zaśmiał - tylko tego, żebyś przestał węszyć, bo źle to się dla ciebie skonczy.
I po prostu się rozłączył. Dobrze, że siedziałem bo chyba bym się przewrócił. Kto to był do cholery? Lewandowski? Pytanie Sergio jednak kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Vini miał ostatnio z kimś spine w klubie? - powiedział, nie spuszczając wzroku z drogi.
Zastanowiłem się trochę. Brazylijczyk z praktycznie każdym miał na pieńku. Ale to raczej nie było nic poważnego. W końcu odparłem:
- Chyba z Hazardem. Ostatnio coś mu pocisnął i nawet się pobili.
Hiszpan pokiwał głową. Nagle spostrzegłem, że skręcił przed wjechaniem w ulicę na której mieści się dom Viniciousa. Popatrzyłem na niego pytajaco, a on tylko odparł:
- Pojedziemy odwiedzić tego Belga.
- No chyba cię pojebało! - odparłem oburzony. Próbowałem otworzyć drzwi ale Hiszpan je zablokował - Sergio ty chory czlowieku, otwieraj te cholerne drzwi!
Ale Ramos ich nie otworzył.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Edena, myślałem, że zaraz zemdleje. Wysiadłem z samochodu na miękkich nogach i razem z Sergio podszedłem do drzwi. Hiszpan zadzwonił dzwonkiem i po chwili naszym oczom ukazał się Hazard ubrany w wyciągnięte dresy i koszulkę. Przetarł oczy i spytał:
- Czego kurwa chcecie w środku nocy?
- Możemy wejść? - Ramos odpowiedział pytaniem na pytanie, a Belg otworzył szerzej drzwi.
- Zapraszam, ale ostrzegam, że mam syf - uprzedził.
Weszliśmy we trójkę do obszernego salonu, ktorego ściany zdobiły przepiękne zdjęcia kwiatów. We wszystkich kolorach. Niesamowicie to wyglądało. I - przede wszystkim - nie wyglądało to jak dom mordercy.
- Spytałbym czy chcecie coś do picia - zaczął Hazard - ale najpierw chciałbym się dowiedzieć co was tu przywiodło?
Ramos już otwierał usta by coś powiedzieć, ale nagle zamknął je, wgapiając się w kartkę leżącą na stoliku. Była to ozdobna laurka okolicznościowa, a zdobił ją podpis w postaci dobrze nam znanej litery B. W
Sergio wziął ją do ręki i spytał:- Kto to napisał?
- To od Karima - Eden nieznacznie się zarumienił - z okazji Walentynek.
Popatrzyliśmy na siebie z Hiszpanem i już wiedzieliśmy gdzie się udamy. Chyba mamy naszego mordercę.
Hejka! Nikt nie prosił, ale niesamowicie dobrze mi się to pisało. Mam nadzieję, że nie jest źle. Do następnego!