pov. Iker
- Casillas, gnomie, wstawaj! - czyjś głos przedziera się przez zasłonę snu - śniadanie za pół godziny!
Po chwili czuję, że jestem cały mokry. Zaraz ktoś tu skończy bez kończyn.
- Czy ciebie popierdoliło?! - pytam, podnosząc się z łóżka.
Woda ścieka z końcówek moich włosów i założę się, że wyglądam jak mokra kura. Patrzę ze złością na mojego współlokatora, który próbuje stłumić śmiech.
- W-wyglądasz cudownie - parska, na co przewracam oczami.
- Jak zwykle - mówię wstając - nienawidzę cię Hernandez.
- Też cię kocham! - krzyczy jeszcze Hiszpan, a ja zamykam drzwi do łazienki.
Mimo woli na moje usta wpływa leniwy uśmiech. Kto by pomyślał, że tak dobrze dogadam się z tym graczem Barcelony. Kiedyś, gdy go widziałem, miałem ochotę go udusić. Teraz w sumie też mam. Ale tylko czasami.
Ten wspólny pokój bardzo nad zbliżył. Nie wiem nawet kiedy zacząłem zwracać uwagę na jego cudowny śmiech, te idealne oczy, włosy, w których mam ochotę zanurzyć swoje palce... Boże, Iker stop! Patrzę jeszcze raz w lustro i wzdycham. To się nie uda. To nie ma prawa się udać. Jutro zagramy finał i na tym skończy się nasza dobra relacja. Każdy pójdzie w swoją stronę. Ale... czy ja jeszcze będę potrafił to zrobić?
Schodzę na stołówkę i zajmuję miejsce obok Sergio. Dziś mamy jajecznice. Fuj. W przeciwieństwie do rudowłosego, który wręcz rzucił się na jedzienie, niechętnie grzebię widelcem w talerzu. Nagle słyszę głos upadających naczyń. I ciała. Odwracam się i nie mogę się nie uśmiechnąć.
Xavi Hernandez we własnej osobie leży przykryty resztami dania, z włosami roztrzepanymi w każdą stronę. Podchodzę do niego, ignorując dziwne spojrzenie Ramosa.
- Chodź tu, sieroto - mówię, podając mu dłoń, którą ściska.
- Dzięki... - mruczy, rumieniąc się i natychmiast spuszcza głowę. Puszcza moją dłoń, jakby conajmniej parzyła i udaję się w stronę drzwi - p-pójdę się przebrać.
Przez chwilę stoję na jadalni i zastanawiam się co się przed chwilą stało. Nigdy nie widziałem mojego współlokatora tak zakłopotanego. On zazwyczaj ma wszystko gdzieś.
W końcu powoli wracam do stolika. Gdy siadam, widzę, jak Ramos skanuje mnie wzrokiem. W końcu mówi:
- Powiem ci stary, że nieźle cię chwyciło.
Przez chwilę zastanawiam się nad znaczeniem jego słów, ale w końcu czuję ciepło na twarzy i szybko zaprzeczam:
- Nie! T-to nie tak...
- Yhm... - parska Hiszpan - nie chcę wiedzieć co wy w nocy robicie w tym pokoju.
- Sergio! - ganię go, a on tylko się śmieje. Kretyn.
Mam dość towarzystwa kolegi z klubu, więc wychodzę ze stołówki z zamiarem krótkiego spaceru po kompleksie, bo mamy jeszcze pół godziny do treningu. Ale omal nie schodzę na zawał, gdy zaraz za drzwiami natykam się na Inieste, który stoi, tupiąc niecierpliwie nogą.
- Musimy pogadać, Casillas - zaczyna, patrząc na mnie jakby chciał mnie wypatroszyć - w jakimś bardziej ustronnym miejscu.
- A...o czym? - pytam, nieco zdezorientowany zachowaniem mężczyzna
- Chodź to się dowiesz - odpowiada, po czym udaję się w stronę schowka na szczotki, a ja posłusznie idę w jego ślady.
Wchodzimy do pomieszczenia, a Andres zapala światło. Zakłada ręce na piersi.
- Przejdźmy do rzeczy - zaczyna - nie wiem dokładnie co cię łączy z Xavim, ale znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak jest beznadziejnie w tobie zakochany. I proszę cię tylko o jedno. Daj mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Póki nie zrobi sobie nadziei, jakoś to przeżyje.
Patrzę na pomocnika na przemian otwierając i zamykając usta. Wyglądam pewnie jak jakaś ryba. Wręcz nie dowierzam w to, co mi powiedział. Nie potrafię zebrać słów. W końcu dukam:
- A-ale po co?
Iniesta parska wcale niewesołym śmiechem, na co jeszcze bardziej się spinam.
- Błagam cię - mówi - on gra w Barcy, ty w Realu. Dobrze wiesz, że ta relacja nie ma żadnych szans.
Zastanawiam się nad jego słowami i z przykrością stwierdzam, że ma rację. Czuję rosnącą gulę w gardle. W końcu odpowiadam:
- O-okej.
I wychodzę.
Jeszcze tego samego dnia zamieniam się pokojem z Davidem Villą i ląduje z Fernando Torresem. Na szczęście obydwaj o nic nie pytają. Przestaję odzywać się do Xaviego, a nawet na niego patrzeć. Wiem, że ranię go takim zachowaniem, ale Andres ma rację. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich.
Hejka! kordifan mam nadzieję, że nie zawiodłam! Do następnego!