pov. RodrygoSzedłem do szkoły z opuszczoną głową. Jak codziennie. Nie lubiłem tego miejsca. Nie dlatego, że nie przepadałem za nauką, bo było wręcz przeciwnie. Po prostu w szkole czułem się jeszcze bardziej samotny i dziwny niż w jakimkolwiek innym miejscu. Każdy miał tam przyjaciół, znajomych, drugą połówkę, a ja... byłem sam. Całkowicie sam. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nikt się do mnie nie odzywał. Pewnie powiecie, że sam powinienem zrobić pierwszy krok. Uprzedzając - próbowałem. Przez pierwsze pół roku. Po tym czasie stwierdziłem, że to bez sensu. Zawsze będą na mnie patrzeć jak na dziwadło, bo chodzę do najlepszej szkoły w mieście nie mając tyle pieniędzy co reszta. Przez cały rok służą mi sfatygowane fioletowe trampki. Cała reszta moich ciuchów pochodzi z lumpeksu, lub od znajomych mamy. Nie mam najnowszego telefonu. Ale nie to jest najgorsze. Moim największym koszmarem jest blizna, przebiegająca przez prawie całą twarz - od lewego ucha do końca szczęki po prawej stronie. Powstała w wyniku przykrego wypadku w dzieciństwie. I może gdyby nie ona to miałbym dzisiaj dziesiątki przyjaciół.
Otworzyłem drzwi do budynku i uderzył mnie hałas jaki wywołują uczniowie. Skrzywiłem się. Zdecydowanie wolę cichsze miejsca. Skierowałem się do szatni i zostawiłem tam kurtkę. Wracając prawie się przewróciłem na czyjejś nodze, co spotkało się ze śmiechem. Westchnalem. Nie, nie znęcają się nade mną. Czasem tylko trochę dokuczają. Ale to nie wychodzi poza granice normy. Nigdy nikt mnie nie uderzył ani nie przewrócił. Wolę więc zacisnąć zęby i się nie przejmować.
Udałem się pod klasę do języka portugalskiego. Był to zdecydowanie mój ulubiony przedmiot, a sala znajdowała się w mojej ulubionej części szkoły. Rośnie tam ogromna ilość roślin, które uwielbia nasza portugalistka. Wszystkie mają fantazyjne, trochę dziwaczne doniczki. Są przepiękne.
Zapatrzylem się na piękny okaz fiskusa, gdy nagle prawie podskoczyłem słysząc dzwonek na lekcję. Usłyszałem śmiechy za sobą więc tylko spuściłem głowę i spłonąłem rumieńcem. Jestem żałosny. Po chwili pojawiła się pani Santos w kwiecistej spódnicy i ogromnych okularach, i wpuściła nas do klasy.
Siedziałem w trzeciej ławce pod oknem, jak zwykle sam i przepisywałem notatki z tablicy. Nauczycielka musiała na chwilę wyjść, w jakiejś ważnej sprawie. Rozejrzałem się po klasie. Nikt oprócz mnie nie interesował się lekcją. Większość przeglądała telefony, kilka osób rozmawiało ze sobą i co chwilę wybuchało śmiechem. Coś ukłuło mnie w środku. Ze mną nikt nigdy nie rozmawiał.
Nagle drzwi sali się otworzyły i weszła przez nie podekscytowana pani Santos, prowadząc za sobą jakiegoś chłopaka. Wszyscy zamarli przyglądając się nowemu. Był mniej więcej mojego wzrostu, może nieco wyższy. Po ubiorze można było się domyślić, że nie brakuje mu pieniędzy. Emanował pewnością siebie, posyłając nam łobuzerski uśmiech. Prychnąłem. Kolejny z ego poza skalą.
- Moi drodzy! - zaczęła portugalistka z szerokim uśmiechem - jak widzicie, dołączy do was nowy kolega. Mam nadzieję, że przyjmujecie go życzliwie! Vinicious, przedstaw się - zwróciła się szeptem do chłopaka, który kiwnął głową.
- A więc jestem Vinícius José Paixão de Oliveira Júnior, ale możecie mówić mi Vini. Przeprowadziłem się tu z Hiszpanii gdzie mieszkałem przez ponad dziesięć lat. - powiedział.
- Dobrze, usiądź sobie - dodała nauczycielka, siadając za biurkiem.
Vinicious zaczął rozglądać się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca. Przełknąłem głośno ślinę, bo jedyne takie było obok mnie. Modliłem się by nagle któreś krzesło się zwolniło. Jednak tak się nie stało. Chłopak usiadł i wystawił rękę w moją stronę, posyłając mi szeroki uśmiech:
- Vini.
- R-rodrygo - odparłem, niepewnie ściskając jego dłoń. Popatrzyłem w jego oczy i nie mogłem oderwać od nich wzroku. Były... piękne.
Zauważyłem, że Brazylijczyk przygląda się mojej twarzy. Odwróciłem wzrok. Już czekałem na jakieś drwiny, albo chociaż wścibskie pytania, ale nic takiego się nie stało. Chłopak wyjął zeszyty i jakby nigdy nic skupił się na lekcji. Uśmiechnąłem się do siebie. Może jednak nie jest taki zły.
Wyszliśmy z sali na przerwę i zauważyłem, że do Viniciousa podeszli Lucas Paqueta i Anthony, czyli szkolne VIP-y. Nie chciałem podsłuchiwać, ale nie mogłem się powstrzymać. Zatrzymałem się kilka metrów od nich udając, że szukam czegoś w plecaku. Po chwili usłyszałam głos Lucasa:
- Wiesz, nowy z tego co widzę jesteś w miarę normalny - zaczął, spoglądając na niego, jakby wyceniał ile wart jest jego outfit - ale musisz poznać pierwszą i najważniejszą zasadę tej szkoły. Nie zadajemy się z tym dziwakiem - pokazał wzrokiem na mnie.
Oliveira popatrzył na niego ze zdziwieniem i dekonsternacją, zakładając ręce na piersi:
- Mogę spytać z jakiego powodu?
Dwaj chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Błagam, ty widziałeś jak on wygląda? - zaczął Anthony - to dziwadło.
Łzy napłynęły mi do oczu. Vinicious już się pewnie do mnie nie odezwie. Nagle jednak usłyszałem dźwięk uderzenia. Z przerażeniem popatrzyłem na chłopaków i ujrzałem trzymającego się za krwawiący nos Anthonego.
- Nie waż się tak na niego mówić nigdy więcej - wysyczał Oliveira łapiąc go za koszulkę - bo skończysz o wiele gorzej.
Pierwszy raz zobaczyłem przerażenie w oczach tych dwóch. Pokiwali pokornie glowami i oddalili się. Vinicious natomiast popatrzył w moją stronę i uśmiechnął się ciepło. Zamurowało mnie gdy do mnie podszedł i jakby nigdy nic zapytał:
- Chciałbyś może gdzieś wyskoczyć po lekcjach?
Hejkaa! Dawno nic nie wrzucałam bo szkoła mnie zabija. Fabułę tego shota wymyśliłam dziś na fizyce shshshs. Mam nadzieję, że się podoba. Do następnego!