Siedziałem w klubie, racząc się piwem. Wybrałem się tu z Fede Valverde, żeby opić wygranie Copy del Rey. Urugwajczyk zwinął się pół godziny temu, a ja postanowiłam jeszcze chwilę tu posiedzieć. Spojrzałem w kierunku pewnego Brazylijczyka, którego z pewnością nie powinno tu być i pokręciłem głową. Znowu się uchlał jak świnia i kłócił z biedną kelnerką. Westchnalem i do nich podszedłem, z zamiarem pomocy Bogu ducha winnej pracownicy baru.
- Vinicious, daj już pani spokój - zacząłem odciągając go od dziewczyny, która popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Ałe Rodłygwo, ona mne opszukamła, łja jebszcze...- zaczął protestować ale pociągnąłem go do wyjścia, a, że ledwo trzymał się na nogach nie miał jak się wyrwać.
- Tobie już wystarczy - oznajmiłem i popatrzyłem na chłopaka - co się z tobą dzieje, do cholery? We wtorek gramy z City a ty jesteś niezdolny do użytku.
Chłopak nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok. Westchnalem. Rozumiem, że mierzył się z hejtem, z presją, ale każdy z nas to przeżywa. A on nie miał pięciu lat. Tu musiało chodzić o coś więcej. Od kilku miesięcy próbuje się dowiedzieć o co, ale słaby ze mnei Sherlock. Stwierdziłem, że mimo wszystko najpierw muszę odcholować Viniego do domi, więc zadzwoniłem do Luki, który akurat mieszkał niedaleko i usiadłem na murku przed budynkiem. Brazylijczyk oparł się o ścianę, po której zjechał i zaczął przysypiać. To już chyba dziesiąty raz, kiedy muszę go odbierać z klubu w takim stanie. Jak na zawodowego piłkarza pije zdecydowanie za często.
Kiedy Chorwat podjechał pod klub popatrzył na mnie z bólem. Wszyscy w drużynie martwili się o chłopaka, który ostatnio był nie do zniesienia. Bez słowa wpakowaliśmy go na tylne siedzenie, gdzie zasnął. Sam usiadłem z przodu, a Luka zaczął swoją standardową gadkę:
- Po co to robisz Rodrygo? - momentalnie przewróciłem oczami - wiem, że to twój przyjaciel, ale powinien zacząć sam zajmować się sobą, nie potrzebuję niańki.
- Miałem go tam tak zostawić? - spytałem retorycznie.
- Tak - odparł twardo Modrič, czym kompletnie mnie zaskoczył - niech sam zacznie się ogarniać.
- Luka, zrozum, że...- zacząłem, ale mi przerwał
- Nie, nie zrozumiem! Już raz wpakowałeś się w kłopoty, tylko po co by chronić tego idiotę! - popatrzył na mnie i położy mi dłoń na ramieniu - martwię się o ciebie, synu...
Zacisnąłem powieki i powiedziałem:
- To już ostatni raz, obiecuję.
- Oboje wiemy, że nie - mężczyzna pokręciłem głową i zabrał dłoń.
Chorwat od jakiegoś czasu oczekuje ode mnie, że zerwę kontakt z Vinim. Twierdzi, że ma na mnie zły wpływ i w końcu zepchnie mnie ze sobą na dno. Cięgle mi powtarza, że dawny Vinicious już nie wróci. Ale...ja mam jeszcze resztki nadziei. A ta umiera ostatnia.
Kiedy samochód Luki podjechał pod dom Viniego, podziękowałem mu i wysiadłem. Otworzyłem tylne drzwi i delikatnie obudziłem Viniego, który ledwo kontaktował. Udało mi się go jakoś doprowadzić do domu. Całe szczęście wiedziałem, że zapasowe klucze trzyma w doniczce. Otworzyłem drzwi i uderzył mnie odór nie do wytrzymania. Willa była cała zawalona w resztach jedzenia, puszkach po piwie i brudnych ubraniach. Westchnalem. Posadziłem Olivieire na w miarę czystym kawałku kanapy i zabrałem się za sprzątanie. Powyrzucalem to co stare, nastawiłem pranie, odkurzyłem i otwarłem okna. Po jakichś dwóch godzinach dom był w miarę doprowadzony do porządku.
Kiedy wróciłem do salonu ujrzałem, że Vini śpi. Wyglądał tak niewinnie. Pogładziłem go po włosach i postanowiłem przenieść do sypialni. Położyłem go na łóżku i udałem się do kuchni. Kiedy otworzyłem lodówkę okazało się, że chłopak ma tylko dwa plasterki sera i kawałek suchego chleba. Trzeba będzie zrobić mu zakupy. Nagle jego domowy telefon się rozdzwonił. Chwilę kłóciłem się sam ze sobą, ale w końcu postanowiłem odebrać.
- Halo? - powiedziałem do słuchawki.
- Kto tam? - odezwał się głos w słuchawce, z jakimś dziwnym, wschodnim akcentem.
- Ja...jestem przyjacielem Viniciousa - odparłem.
- Aha...dobra, nieważne. Przekaż temu szczylowi że jak nie odda mi kasy do piątku, to źle się to dla niego skończy - głos w słuchawce znacznie się podniósł.
- Chwileczkę, z kim mam do czynienia? - zagaiłem
- Nie poznajesz? - osoba po drugiej stronie się zaśmiała, ale w tym śmiechu nie było ani grama wesołości - Robert Lewandowski. I nie pytaj nawet co mnie łączy z twoim kolegą. Po prostu chcę z powrotem moje pieniądze.
Przełknąłem głośno ślinę. W co on się znowu wpakował?
- A...- w końcu się odezwałem - ile pieniędzy ci wisi? I za co?
- Dużo za dużo - powiedział twardo Polak - a za co, to sam powinien ci wytłumaczyć. Dobra, nie mam czasu na pogawędki, ale jak do piątku nie zobaczę tej kasy to może spotkać go przykry...wypadek. On sam wie ile mam znajomości. Także lepiej niech się wywiąże.
Mężczyzna się rozłączył, a ja zadrżałem. Jasna cholera...Co on znowu nawywijał? I co ten Polak może mu zrobić? Szczerze, byłem przerażony. Nalałem sobie wody i postanowiłem wziąć prysznic, by zmyć z siebie to wszystko. Ale gdy wszedłem do łazienki złapałem się za usta, żeby nie krzyknąć. Nigdy nie spodziewałam się tego co tam zobaczę. Musiałem złapać się ściany by nie upaść. W wannie, zapełnionej do polowy czerwoną substancją, leżał trup. Trup Antoine Griezemanna. Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, że ma przypiętą kartkę i poczułem duszności gdy ją przeczytałem:
Jeśli nie oddasz tej kasy, skończysz tak jak on, więc radzę nie zwlekać.Sam wiesz kto ;)
Hejkaa! Tak średnio mi to wyszło ale dodaję, bo chyba nie ma tragedii. Dziś miało nic nie wlecieć, ale Real wczoraj wygrał, więc macie prezent 😅. Dziękuję za waszą aktywność pod tym ff❤️! Jest mi naprawdę miło, że komuś się to podoba. Mam nadzieję, że do następnego! ( Tak btw. jest tu ktoś z Madridistas?)