Nie wiedziałem, czy żałowałem swojej decyzji czy może uznałem ją za słuszną. Uczucia mieszały się we mnie nieustannie, ciągnąc mnie z bieguna ekscytacji na drugi koniec, w którym taplałem się w depresji. Wbrew pozorom cieszyłem się, że w końcu udało mi się komuś postawić i nie godzić się dłużej na paskudne traktowanie mej osoby. Z drugiej strony, nie mogłem do końca być pewien, czy jednak miałem rację. Głosy w głowie szumiały ze zdwojoną siłą, a mną targały sprzeczne emocje.
Było mi dziwnie, kiedy tak nie chodziliśmy razem do szkoły, mimo iż ostatnimi czasy to Lucy szła trzy metry przede mną, odpowiadając zdawkowo na każdą moją próbę zaczęcia rozmowy. Czułem pochłaniającą mnie pustkę i momentami nawet żałowałem swej decyzji. Tęsknota za nią całkowicie przysłoniła mi to, jak okropnie czułem się ostatnimi czasy. Mój mózg popadł w fazę idealizacji jej osoby, podsuwając mi tylko dobre wspomnienia, mimo iż ostatnimi czasy nie było ich zbyt dużo.
Dialogi w mojej głowie męczyły mnie teraz nieustannie; wiedziałem, że im gorzej się czułem, tym bardziej nasilały się objawy tego czegoś, ale aktualnie przysłoniły mi one wizję i racjonalne myślenie prawie całkowicie. Zachodziłem w głowę, jak wariat szukając rzeczy, która sprawiłaby, że poczułbym się chociaż minimalnie lepiej, aby to jazgotanie w mojej głowie ucichło. Jedyne pocieszenie znajdowałem w Małgosi, której związek ze mną brnął na przód; od czasu do czasu skradłem jej całusa, pilnując się jednak, by nie zagościć na jej wargach swoimi zbyt długo.
Nie mogłem nie zauważyć, że była trochę skonfundowana całą sytuacją; widziałem w jej oczach lekkie przestraszenie, kiedy na zadane pytanie odpowiadałem dopiero po paru minutach. Starałem się jak mogłem, ale im bardziej ignorowałem te ballady w mojej głowie, tym gorzej próbowały się one do mnie przebić.
— Igor, jesteś pewien, że wszystko w porządku?
— Muszę zasłonić okna; mam dość tego zboczeńca, który nas podgląda — wyrzuciłem z siebie i ze złością podszedłem do okna, zasłaniając rolety. Dopiero wtedy mogłem odetchnąć, osuwając się po ścianie.
Szkoła była nie do wytrzymania w obecnym stanie; ukrywałem razem z mamą całą tę sytuację przed ojcem. Mama, mimo iż nie była skłonna zabrać mnie do lekarza (kiedy będę wystarczająco chory? Jak bardzo muszę źle się czuć?), to pozwoliła mi zostawać w domu. Zadania domowe spisywałem z Internetu bądź od Gosi, bo skupienie się wykraczało poza moje granice.
Zdania opuszczające moje usta w ogóle się do siebie nie kleiły. Miałem wrażenie, że wiecznie ktoś mnie obserwował, a za rogami czaili się źli ludzie, czekający, żeby zrobić mi krzywdę. Wszyscy patrzyli się na mnie w ten złowrogi sposób, co tylko dobijało kolejne gwoździe do mojej trumny, w którą wpadłem.
Nie wiem, czy obecność Lucyny pomogłaby mi w obecnym stanie, ale wiem jedno: gdyby nie cała ta sytuacja, nie osunąłbym się tak bardzo na dno, jak robiłem to w obecnym momencie.
***
Ojciec zorientował się, że nie było mnie w szkole już jakiś czas.
Nieudolnie próbowaliśmy wytłumaczyć mu wraz z mamą, że czułem się trochę paskudnie, ale on patrzył na nas twardym wzrokiem i spytał tylko:
— Jesteś chory?
— Nie — odpowiedziała z odruchu mama, kuląc się po sobie, a ja miałem tego dość.
— Tak właściwie, to jestem — dodałem z żalem w głosie.
— To idź do lekarza.
CZYTASZ
Diagnoza: bujna wyobraźnia
General FictionOd dzieciństwa moją diagnozą była bujna wyobraźnia, a dalej było już tylko gorzej... Życie na wsi? Jest spokojniejsze, miasta w końcu nigdy nie śpią. Czasami tylko można wdepnąć w krowi placek. No, może częściej niż czasami. Czym jest jednak krowi p...