Rozdział 7

31 9 6
                                    

Na wsi wszyscy się znali; wszyscy razem chodziliśmy do tego samego przedszkola, potem do podstawówki, gimnazjum i ostatecznie wszyscy razem wylądowaliśmy w liceum ogólnokształcącym.

Jeżeli już na wstępie nie przypasowało ci towarzystwo, potem miałeś... cóż, ciężko. Nie sposób było uciec od tych samych ludzi, tych samych smutnych, nudnych twarzy, które oglądało się na co dzień. I o ile mi towarzystwo niezbyt przypasowało, to właśnie tak poznałem się z Lucynką. Kiedy siedziałem sam, oddalony od reszty przedszkolnej grupy, to właśnie ona podeszła do mnie i spytała, czy chcę pobawić się z nią lalkami.

Pamiętam, jak wszyscy śmiali się z tego, że jestem chłopakiem i bawię się z dziewczyną. Lalkami w dodatku! Chłopcy w moim wieku urządzali wyścigi plastikowymi samochodzikami i bawili się dmuchanymi mieczami. Mnie nie interesowały takie rzeczy albo raczej interesowały mnie mniej. Lubiłem bawić się z Lucynką w dom, gdzie to właśnie ja robiłem za panią (pana) domu, który przesiadywał tak, zajmując się gospodarstwem. Gotowałem na zabawkowej kuchence obiad, przekładając plastikowe mięso na talerz razem z ziemniakami. Czasami kradłem wodę z łazienki i wlewałem ją do misek albo szklanek. Lucy zawsze wracała zmęczona do naszego domu i rzucała się teatralnie na kanapę, a ja podawałem jej sztuczny obiadek.

Podejrzewam, że taki schemat zaciągnęła od ojca, kiedy ten jeszcze był w jej życiu. Wracał zmordowany po całym dniu w mieście, spędzonym na pracy i czekał, aż żona poda mu wszystko pod nos, a potem sprzątnie wszystko. Lucyna odgrywała tę rolę idealnie, w końcu była związana z tatą. Może dlatego tak bardzo zmieniła się, kiedy jej rodzice zadecydowali o separacji. Nie znałem zbyt wielu szczegółów, ale podobno jej ojciec lubił sobie wypić. Chociaż lubił to zbyt delikatnie powiedziane; on po prostu chlał na umór.

Teraz, kiedy została tylko ona i mama, nie powodziło im się zbyt dobrze; w każdym z domów panował praktycznie ten sam schemat — żona siedziała i ogarniała gospodarstwo na tyle, na ile mogła, a mężczyźni zarabiali realne pieniądze, za które płacili rachunki i trzymali swoje drugie połówki na lekko napiętej smyczy finansowej. Jeżeli chciały kupić sobie nową bluzkę, wszystko to musiało być skonsultowane z mężem.

Ja nie chciałem tak skończyć. Żeby moja żona ukradkiem kupowała sobie rzeczy, bądź bała się mnie o cokolwiek zapytać ze strachu przed odmową. Jak najbardziej byłem za tym, żeby kobiety również się rozwijały. Były w końcu zdolne do większej ilości rzeczy, aniżeli tylko smutne zajmowanie się dziećmi i nieopuszczanie domu na krok. Niestety, obecnie nie miałem nic do gadania i o ile kochałem swoją mamę, to wiedziałem, że to pokolenie skazane jest już na porażkę; nic nie wyrzeźbi się w tak mocno utwardzonej glinie. Musiałbym być ostatnim szaleńcem, żeby się tego podejmować.

Mój ojciec też lubił sobie wypić, ale bywało to jedno piwo wieczorem mniej więcej raz na tydzień. Ojciec Lucynki popłynął z alkoholem, bo chociaż wszystko jest dla ludzi, nie każdy zna umiar.

Poprawka: nie każdy jest w stanie go zachować.

***

Impreza, jak się okazało, nie odbywała się bez okazji. Wszyscy byliśmy przyzwyczajeni do plotek, dlatego na wieść o tym, że jakieś bogate małżeństwo ma dość zgiełku miasta i postanawia przeprowadzić się na wieś, na naszą wieś, machnęliśmy na to ręką.

Aż okazało się, że przeprowadzają się razem z córką, która jest w naszym wieku. Każdy ciekawy był tego, jak wygląda w rzeczywistości, ponieważ jej zdjęcia na Facebooku niewiele zdradzały, a każde okraszone było sporą dawką filtrów upiększających, dlatego już zaczęły się pogłoski, że Małgosia — bo tak miała na imię nowa dziewczyna — jest w rzeczywistości strasznie brzydka. Wszyscy z zafascynowaniem wyczekiwali jej przybycia, zainteresowani tym, dlaczego z centrum Polski postanowili przenieść się akurat tutaj, do okolic, gdzie przysłowiowo psy dupami szczekają.

Diagnoza: bujna wyobraźniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz