Od dzieciństwa moją diagnozą była bujna wyobraźnia.
Kiedy byłem mały, wszystko wydawało się weselsze, zresztą: jak miało nie być? Z tymi przyjaciółmi, którzy byli tylko dla mnie. Kolorowe lawiny wyobraźni od zawsze zalewały moją głowę, sprawiając, że cały świat miał jakieś takie ładniejsze, bardziej wyraziste barwy. Egzotyczne Ary latały nad moją głową, chociaż znajdowaliśmy się w Polsce i nie bywały tutaj one nawet przelotem.
Od dzieciństwa moją diagnozą była bujna wyobraźnia. Ale z czasem było tylko gorzej.
Idealni przyjaciele zamienili się w totalnych gburów, śledzących i komentujących głośno każde moje poczynanie. Wstał. Przebiera się. Jest obrzydliwy. Nie trudno domyślić się, że wyśnione ptaki również mnie opuściły, dając miejsce nowym zwierzątkom. Zwierzątkom-potworom.
Chodziły za mną wszędzie. Uczucie bycia śledzonym bywało u mnie teraz dokładnie dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Właśnie tak: żadnej chwili odpoczynku. Wyjeżdżając na wakacje, pakowali się w walizki razem ze mną.
Zapominalstwo, problemy z zebraniem myśli, trudności w skupieniu, dziwaczne zachowanie — wszyscy zawsze mówili, że mi to przejdzie. Że jeszcze jestem młody, to i głupi. Mam czas.
Ale co w momencie, w którym ten czas się kończy? Kiedy głowa krzyczy tak mocno, że mam wrażenie, że już nie wytrzymam, a kontakt ze światem straciłem już wieki temu?
Ludzie chorowali na różne rzeczy, to prawda. Niestety, ten typ z góry nie przewidział chyba kilku scenariuszy, a że ja od zawsze miałem wielkie szczęście, to okazałem się być jednym z tych wyjątków (od narodzin zresztą wiedziałem, że byłem wyjątkowy!).
Na wsi ludzie chorowali: na ból głowy, pleców. Czasami ktoś sobie coś połamał, innym razem stracił palec, kiedy zagadał się z sąsiadem, nieświadomie opierając się o jedną z włączonych maszyn.
Choroby psychiczne? W tym świecie nie istniały, a przynajmniej takim tokiem rozumowania szło tutaj całe gospodarstwo. Jeśli czegoś nie uznawali, to, naturalnie, rzecz ta nie istniała.
Nie dotyczyła ich.
A już na pewno nie mnie. Naprawdę byłem za młody na takie głupoty. Miałem jeszcze czas!
Szkoda tylko, że czułem, że mój czas minął już dawno temu. I to uczucie nie mijało, zagnieździło się gdzieś w środeczku, tuż obok serca, po tym, jak przeżarło do końca, teraz już zrobaczywiały, mózg.
Ah, witamy na wsi. Na naszej kochanej wsi.
CZYTASZ
Diagnoza: bujna wyobraźnia
Ficción GeneralOd dzieciństwa moją diagnozą była bujna wyobraźnia, a dalej było już tylko gorzej... Życie na wsi? Jest spokojniejsze, miasta w końcu nigdy nie śpią. Czasami tylko można wdepnąć w krowi placek. No, może częściej niż czasami. Czym jest jednak krowi p...