{10}

369 22 10
                                    

Pov: Harry

Byłem zmęczony całym dniem w szkole, potrzebowałem samotności i chwili prywatności. Specjalnie nie powiedziałem Niallowi, że wybieram się na zakupy. Chciałem pójść na nie sam.

Po opuszczeniu budynku szkoły i pożegnaniu się z blondynem, pobiegłem na autobus, na który ledwo zdążyłem. Zdyszany zająłem ostatnie wolne miejsce i odetchnąłem z ulgą. Przymknąłem powieki i zanurzyłem się w muzyce, która leciała na moich słuchawkach.

Podróż nie była długa, tylko dwa przystanki od mojej szkoły znajdowało się centrum. Moje ulubione miejsce w całym Londynie, nic dziwnego. W końcu Londyn to bardzo popularne miasto w Anglii. Kiedy pojazd zatrzymał się na odpowiednim przystanku, zabrałem swój plecak i zarzucając go na plecy opuściłem czerwony pojazd.

Udałem się najpierw do kawiarni, kupiłem w niej ciepłą herbatę i dopiero wtedy mogłem pójść trochę poszaleć. Uwielbiałem jedną bardzo popularną dzielnice, gdzie wszystkie sklepy były ułożone w rządku i posiadały wielką przezroczystą szybkę, ukazującą ich wnętrze.

Wszedłem do jednego z moich ulubionych sklepów, chciałem zakupić sobie koszulkę. Uwielbiałem klimat tego butiku, ale również zapach, który w nim panował. Waniliowy. Zacząłem krążyć pomiędzy alejkami szukając odpowiedniego dla siebie materiału.

Przeglądałem każda koszulkę bardzo dokładnie, zastanawiając się, którą powinienem zabrać. Usłyszałem pisk opon, normalne, że uniosłem wzrok, aby zobaczyć co się dzieje. Zdziwiłem się, bo przed sklepem zrobiło się ciasno, chodzi mi dokładnie o ilość samochodów. Czarnych, sportowych i ochronnych samochodów.

Wzruszyłem ramionami, wracając do swojej poprzedniej czynności. Nie skupiałem się na ludziach, byłem w swoim świecie. Świecie muzyki i mody, kochałem to połączenie.

Ostatecznie wybrałem dwie z wielu, które mi się podobały. Mój budżet był również ograniczony, nie mogłem pozwolić sobie na więcej. Ponownie spojrzałem na wejście, tych samochodów było jakby więcej, ale atmosfera w butiku była normalna i luźna, nic nie wskazywało na jakiś napad czy cokolwiek innego zagrażającego moje życie.

Ustawiłem się w kolejce, aby zapłacić. Standardowo oglądałem się dookoła, przytupując stopą w rytm muzyki. Moją uwagę przyciągnęła jedna osoba stojąca przede mną. Wydawało mi się, że już gdzieś ją widziałem.

Nie byłoby w tym dziwnego, gdyby to nie był.

Louis

Louis Tomlinson

Louist91

Moje serce przyśpieszyło, tak samo jak oddech. Natychmiast chwyciłem swój telefon i nerwowo napisałem do Nialla. Nie byłem gotowy na spotkanie z nim, nie spodziewałem się go. W każdym razie nie tutaj! Nie w butiku w dzielnicy Londynu.

Poczułem stres, wielki stres. Nie byłem gotowy. Nie byłem. Nie byłem gotowy na rozmowę z nim. A Niall ciągle upierał się, abym podszedł.

Zaczął mnie obrażać, ale było to zawsze w formie żartów. Nie rozumiałem jednego. O co mu chodziło z Williamem.

Louis William Tomlinson?

Pomijając to, że brzmiało to obłędnie.

Ale...

Skąd on znał jego drugie imię?

Nie mogłem zachować się jak pizda, chociaż się bałem. Moje nogi zamieniły się w galaretki, a przed sklepem nadal było bardzo dużo pojazdów. Tak jakby prywatnej ochrony?

Czy ktoś tu do cholery był aż tak popularny?

Musiałem do niego podejść, wiedziałem, że później bym tego żałował.

Zabrałem bardzo duży wdech i zmusiłem nogi do ruszenia.

Byłem pewny, że to był Louis.

- P-przepraszam L-lou... - zacząłem mówić, jednak zostałem zatrzymany przez dwójkę, zabezpieczonych facetów.

Ochroniarzy.

- Proszę się nie zbliżać. – głos jednego z nich był przeraźliwy. – Pan Tomlinson wybrał się na prywatne zakupy.

- Pan... Tomlinson? – spojrzałem na niego, a później na stojącego za nimi Louisa.

Louisa z zaskoczoną miną, taką jakby zobaczył ducha.

- Czyli nie fan. Puść go. – odezwał się drugi.

Zostałem uwolniony spad władzy tego większego. Moje nadgarstki bolały, a oddech był nierówny.

- Dla bezpieczeństwa opuść sklep. Chyba, że chcesz mieć problemy.

- Ale... Moje zaku-

- Zostawcie go. Znam go. – przełknąłem ślinę, to był on. Jego głos, brzmiał bardzo groźnie. Jego głos mogłem porównać do głosu jednego piosenkarza.

On był niemal identyczny.

Mężczyźni odeszli, a my zostaliśmy sami.

Ja i on. On i ja.

Louis Tomlinson i ja.

- Wybacz za nich, wszystko w porządku? – spojrzał na mnie i delikatnie dotknął mojego nadgarstka. Cholernego nadgarstka! – Ja.. wiem, że głupio wyszło. Zaraz wszystko ci wytłumaczę.

- Nie trzeba. Śpieszę się.

- A zakupy? – jego głos był cholernie seksowny i opiekuńczy.

Kurwa.

Ja rozmawiałem z Louisem.

- Zrobię je kiedy indziej, naprawdę się śpieszę. – próbowałem jakoś ominąć rozmowę z nim. Kim on był?! Ochrona? Pełno ochrony!

- Ja zapłacę. – niemal, że wyrwał mi z dłoni moje dwie koszulki i podszedł do kasy.

Patrzyłam na niego, prawie mając łzy w oczach.

Co tam się w ogóle działo?

Kim on był?

Kim on do cholery był?!

- Harry. Ja wiem, że to dziwne i ciężkie. – odwrócił się do mnie. Powiedział moje imię. Harry. – Louist91 to ja, nie martw się.

- Wierzę. Nie wiem co się dzieje... - zaczynało mi się kręcić w głowie, ale nie pozwoliłem sobie odlecieć.

- Może spotkamy się prywatnie? Opowiem ci co i jak, o co chodzi z tymi wszystkimi ludźmi przed i w sklepie. – mówił to spokojnie.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie objął mnie w taili.

ON TO ZROBIŁ.

A ja nie uciekłem.

Hello stranger? → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz