1

38.6K 820 166
                                    

"Dla wszystkich, którzy chcą uciec od rzeczywistości."

VICTOR

- Panie Victorze Hermanie są dla pana papiery! - zawołała pani z recepcji mojej firmy.

Przystanąłem w pół kroku i złapałem dwoma palcami czubek swojego nosa, wzdychając, odwróciłem, się do wysokiej brunetki i wziąłem, papiery szybko, obracając się w stronę windy. Nie lubiłem ludzi, praktykowałem raczej spokój i grono najbliższych. Najbliżsi, nie wiele mogę o nich opowiedzieć. Gdy miałem osiemnaście lat, mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Uwielbiał motoryzację i wszystko, co po prostu dobrze brzmiało. Gdy Elijah, umarł ja, odziedziczyłem firmę ojca, a moja mama załamała się i zamknęła w domu. Byłem przy niej i wspierałem ją. Co tydzień jeździłem do rodzinnego domu, by tylko podnieść ją na duchu. Od pewnego czasu było już lepiej, jednak nie było tak samo jak przed jego śmiercią. Byłem ich jedynym synem i tylko ja jej zostałem. W wieku osiemnastu lat wziąłem całą potężną firmę graficzną na swoje barki. Było trudno, wile razy chciałem się poddać, lecz nie mogłem zawieźć ojca, a tym bardziej Avy.

- Dzień dobry! - już na samym wejściu do mojego gabinetu krzyknęła moja sekretarka Emma.

- To chyba nie jest strój do firmy. - powiedziałem, siadając przy biurku.

Miała na sobie różową spódnicę, która ledwo zakrywała jej tyłek i bluzkę z koronki w tym samym kolorze.

- Panie Victorze ja dzisiaj nie pracuje. Wpadłam tylko po marynarkę, której zapomniałam w poniedziałek, a czyli wczoraj! - zawołała.

Westchnąłem zrezygnowany. Chce uciec, jak najdalej!

-Dobrze, niech już pani idzie. - pokazałem dłonią na drzwi.

-Do widzenia, miłego dnia! - krzyknęła.

Spojrzałem na jej blond włosy i wysokie nogi. Emma nie była brzydka, jednak strasznie mnie irytowała. Tak samo jak moja pseudo przyjaciółka z dzieciństwa, Isabella Halton. Od małego zawsze sobie dogryzaliśmy. Jednak mieliśmy wspólne pasje i to czasami odłączało nas od kłótni. Mieszkaliśmy w jednym mieście, a nasze firmy stały niedaleko siebie. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie ten cholerny telefon tego dnia.

- Słucham. - odebrałem swojego Iphona.

-Witam Panie Victorze. - powiedział jeden z informatorów mojej firmy. - Właśnie mamy okazję odkupić firmę Pani Isabelli Halton. - powiedział.

Zmarszczyłem czoło i podszedłem do całej z okien, ściany.

- Jak to? Pani Halton sprzedaje firmę? - zapytałem, patrząc na panoramę Nowego Jorku.

-Od pewnego czasu miała problemy w firmie. Jeden klient wpędził ją w poważne długi, które każdego dnia rosły. Dzisiaj wydała oświadczenie, iż zamyka firmę. Jest to idealna okazja, by zgarnąć całkiem dobrą inwestycję. Możemy sporo zarobić, jednak trzeba najpierw sporo włożyć w odbudowę wszystkiego na nowo. - mówił dalej.

-Oddzwonię.

Spoglądałem na panoramę, błądząc w swoich myślach. Bez cienia namysłu zabrałem swoją marynarkę i wyszedłem z gabinetu. Skierowałem się do windy, gdzie zastałem pewną brunetkę, która najwidoczniej próbowała mnie uwieść, jednak ja nie zwracałem na nią uwagi. Może byłem umięśnionym brunetem i miałem sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu i wiele kobiet próbowało mnie uwieść, jednak ja nigdy nie zwracałem na nich uwagi. Wyszedłem z firmy i skierowałem się do mojego czarnego mercedesa. Odpaliłem auto i wyruszyłem na ruchliwe drogi Nowego Jorku. Była dziesiąta rano, a miasto tętniło życiem. Musiałem przemyśleć to wszystko. Czy to był dobry pomysł, by odkupić firmę Isabelli? Miała aż tak duże długi? Na te pytania nie miałem odpowiedzi. Jakieś dziesięć minut po tym jak wyruszyłem z firmy i zaparkowałem samochód przy jednej z kawiarni, do których lubiłem chodzić. Mogłem się tam wyciszyć i w spokoju popracować. Usiadłem przy jednym z czarnych stolików i wyjąłem swój telefon. Lokal był dość duży i zachowany w biało- czarnych kolorach.

To tylko układ [+18] I TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz