Ciepła wiosenna noc. Ciemne niebo powoli pokrywało się drobnymi, jasnymi i migoczącymi kropkami. Tej nocy żadne chmury nie były widoczne w zasięgu wzroku, co umożliwiało dostrzeżenie najmniejszych z gwiazd. Za oknami widać było pełen zapierający dech w piersiach krajobraz, jednak teraz nikt na niego nie spoglądał.
Grupa towarzyszy rozmawiała o czymś żywo. Ich wyrazy twarzy były przejęte i skupione, a ich pewne siebie głosy mogły ciąć powietrze. Taka powaga nie gościła w ich towarzystwie każdego dnia.
Spośród grupy ludzi wyróżniał się jednak mężczyzna o rudych włosach, którego myśli wydawały się być w innym miejscu. Nie był to pierwszy raz, gdy nie skupiał się na tym, na czym powinienem. Spoglądał bezmyślnie przed siebie. W jego oczach odbijała się jedynie gorycz. Jedno spojrzenie w jego stronę wystarczyło, by zrozumieć, że wydarzyło się coś trudnego. Tylko ludzie po ciężkich przeżyciach posiadali ten pusty wyraz twarzy.
Czas upływał dla niego bezwiednie. Nie potrafił go pochwycić, ani się na nim skupić, gdy w jego głowie wciąż była ta paskudna sytuacja. To... nieporozumienie. Czy powinien próbować to naprawić? Czy nie jest już... za późno?
Childe schował twarz w swoich dłoniach, siedząc na jednej z bordowych kanap i westchnął cicho. Wciąż nie rozumiał dlaczego tak bardzo cierpiał?
- Ajax... - powiedział silny głos obok chłopaka
Capitano usiadł na kanapie obok. Jego twarz pokryta maską, jak zwykle, nie pokazywała żadnych emocji.
- Chcesz porozmawiać o tym co się stało? - zapytał ciepło
Tartaglia spojrzał w stronę przyjaciela. Prawdopodobnie wszyscy zdążyli zauważyć, że coś wydarzyło się w jego życiu.
- Chodzi o Dottore... - zaczął cicho, upewniając się, że doktor go nie słyszysz - podczas ostatniego wypadu do zakładu pogrzebowego okłamał właścicielkę i zapłacił jej mniej...
Capitano wyprostował się lekko i spojrzał w stronę lekarza o błękitnych włosach. Stał przy jednej ze ścian i popijał Brandy ze szklanki. Nie był zainteresowany ich rozmową.
- No tak... Dottore jest osobą o wątpliwej moralności. Czy to naprawdę tak bardzo tobą wstrząsnęło?
Childe zawahał się.
- Nie... on wciągnął mnie w to kłamstwo i teraz kasjer, o którym ci opowiadałem, uważa mnie za kłamcę...
Chłopak wypowiedział te słowa na głos i poczuł się dziwnie. Powód jego smutku nagle wydawał się tak mało znaczący. Dlaczego miałby przejmować się opinią jakiegoś przypadkowego kasjera? Przypadkowego...
- Rozumiem... dlaczego po prostu nie wytłumaczysz mu, że nie miałeś nic wspólnego z tym kłamstwem? - zaproponował Capitano
- Myślisz, że uwierzyłby przestępcy? Komuś kto hurtowo kupuje trumny i wykorzystuje je do nieznanych celów?
Gdyby nie maska na twarzy mężczyzny, można by było ujrzeć jego zaczerwienione policzki. Zapomniał, że większość ludzi nie darzy ich "zawodu" zaufaniem.
Childe znów spojrzał przed siebie z tym rozczarowaniem i smutkiem w oczach. Gubił się powoli w swoich własnych uczuciach. W tle słychać było poważną muzykę wydobywającą się z głośników i ciche rozmowy ludzi. Wciąż zależało mu na prawie kompletnie nieznanym Zhonglim, ale nie wiedział dlaczego. Chciał znów go zobaczyć, ujrzeć jego uśmiech, który tak rzadko pojawiał się na jego twarzy. Jego serce potrzebowało... kogoś. Kogoś, z kim mógłby spędzać czas, kogoś o kogo mógłby się troszczyć i wspólnie być ze sobą na dobre i na złe.
CZYTASZ
ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | Zhongchi
FanfictionZhongchi Modern AU ☆ Melancholijny sprzedawca w podupadającym sklepie, nie potrafiący poradzić sobie z samotnością, oraz młody chłopak będący częścią przestępczej organizacji, który przechodzi kryzys sensu swojego życia.