Noc była okropna. Całe moje ciało było sztywne, mrowiące i obolałe przez wiele godzin. Mój umysł pochłonęły najbardziej zamaskowane i niepokojące myśli. Moje ciało rozgrzało się tak bardzo, że pociłem się jak wodospad. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak cierpiał z powodu tego narkotyku, ale z drugiej strony, wtedy był on używany w jakimś celu, tym razem po prostu wszystko podwoiłem, wszystkie hormony, potrzeby. Nawet teraz, przygotowując śniadanie, wciąż czułem skutki. Każda część mojego ciała była bardzo wrażliwa, nawet poruszanie się w ubraniu było bardzo niewygodne, materiał łaskotał moją skórę, jakby był zrobiony z piór.
- Dzień dobry - podskoczyłem na dźwięk głosu Harry'ego. Nawet nie zauważyłem, kiedy wszedł do pokoju.
- Dzień dobry... - spojrzałem na niego, posyłając mu słaby uśmiech. Jego wyraz twarzy natychmiast zmienił się z radosnego i podekscytowanego na zmartwiony.
- Wszystko w porządku? Wydajesz się trochę… nieobecny - nie wahał się zwrócić uwagi na moje dziwne zachowanie.
- Ja? Tak… to tylko ból głowy - starałem się brzmieć tak rzeczowo, jak tylko mogłem, nawet w moim stanie. Proszę, żebyś się nie martwił. Nie chcę, żebyś był na mnie zły lub niezadowolony. Po prostu próbuję cię chronić przed całym tym gównem, które mnie spotkało. Znasz tylko podstawy tego, co mi się przydarzyło, nie znasz szczegółów. Myślę, że nawet nie będę w stanie ci tego powiedzieć. Jestem po prostu tak zawstydzony, zażenowany i zniesmaczony tymi wszystkimi rzeczami, moją przeszłością przed i po wojnie, wszystkim!
- Weź trochę paracetamolu, jeśli tak ci to przeszkadza. To złagodzi ból - wszedł w głąb pokoju, kierując się w stronę tylnych drzwi, by zebrać listy i gazety, które mogły zebrać się na progu tylnych drzwi.
Zimna bryza, która przedzierała się przez pokój, była tak odświeżająca. Zabierała ze sobą część ciepła mojego ciała, gdy wiatr wdzierał się na górę, by rozprzestrzenić się po reszcie domu.
- Masz list - oznajmił, ale jego głos miał tak dziwny ton, że nie mogłem się powstrzymać przed obejrzeniem się, moje oczy rozszerzyły się niemal natychmiast, gdy spoczęły na wierzchu ciemnoczerwonej koperty.
Moje ciało samo się poruszyło, odchodząc od pieca i podchodząc do niego, wyrywając list z jego rąk tylko po to, by zacząć rozrywać go na tak małe kawałki, jak tylko mogłem. Nie nie nie! NIE! Nie chciałem tego czytać. Nie chciałam znowu się z nim wiązać! NIGDY!!
- Draco? - Wymówił moje imię, ale w tak delikatny sposób, wydawało mi się, że jego głos pieści moje ucho w najbardziej kojący sposób, jaki można sobie wyobrazić.
- Nic mi nie jest, nie martw się o to - posłałem mu uśmiech, wyrzucając skrawki papieru do kosza na śmieci, jakby nic się nie stało, ale znając go... To dopiero początek.
- O co chodzi? - Harry kwestionował moje zachowanie i nie winię go za to. Żaden normalny człowiek nie zrobiłby czegoś takiego, nawet nie czytając listu.
- To nic takiego, tylko złe wieści - próbowałem odrzucić wszelkie obawy, jakie Harry miałby mieć w związku z tym wszystkim. Nie potrzebuję, żeby związał się z tym człowiekiem.
- Co masz na myśli, mówiąc „złe wieści”? Draco, wiesz, że możesz ze mną porozmawiać - proszę, Harry, nie rób tego. Ani teraz, ani nigdy.
- Powiedzmy, że to nic ważnego, dobrze? Są to tylko pewne rzeczy, które chciałbym zachować dla siebie - powiedziałem poważnym tonem, posyłając mu uśmiech.
Na szczęście reszta poranka mogła przebiegać tak, jak zwykle. Siedzimy oboje przy stole jadalnym, delektujemy się pysznym śniadaniem, rozmawiając o tym, co jest napisane w Proroku Codziennym.
CZYTASZ
Na ratunek potępionym
FanficCokolwiek się z nim stało, był zupełnie inny. Jego oczy straciły iskrę, jego dumna została unicestwiona, wszystko co reprezentował zostało mu odebrane, pozostawiając jedynie skorupę, która samotnie kroczy po tej ziemii, a ja nie mogę tego zmienić...