rozdział 3

354 31 0
                                    

Przez kilka następnych dni uczyłem Malfoya, jak korzystać z mugolskich przedmiotów, takich jak pralka, telewizor, kuchenka i czajnik. O ile mogłem stwierdzić, radził sobie całkiem dobrze. Szczerze, mówiąc myślałem, że zaprotestowałby przeciwko używaniu czegokolwiek stworzonego przez mugoli, wiedząc wcześniej, jakim jest człowiekiem, ale nawet nie próbował narzekać na to wszystko.

Tak bardzo, jak nienawidziłem myśleć o pozostawieniu go samego, po prostu nie mogłem pozwolić sobie na dłuższe zwolnienie w pracy z powodu domniemanej choroby. Już trzeci dzień udaję, że jestem chory. Dzisiaj po raz pierwszy poczułem, że cały ten bałagan się zaczął. Idę do pracy, ale znając mnie, nie będę mógł się na niczym skupić.

Nie martwię się, bo jest sam, po prostu boję się, że zrobi coś, co spowoduje poważne szkody w moim domu, okolicy lub coś jeszcze innego, czemu nawet ja nie mogę zapobiec. Jedzie ze mną jedyna różdżka w domu, więc to trochę mnie uspokaja, bo nie będzie w stanie rzucić zbyt potężnych czarów.

Pieprzyć to.

Moja głowa zawisła w dół do stosu papierów przede mną. Próbowałem przeczytać ten dokument po raz piąty, ale mój umysł zawsze znikał w pewnym momencie podczas czytania. To szczerze działało mi na nerwy. Wszystko się chrzaniło i to wszystko wina Matthiasa. Gdyby ten drań nie zaciągnął mnie w to miejsce, nie zachowałbym się tak bohatersko i nie uratowałbym osoby, której nie mogłem znieść przez 7 lat mojego życia. Moje bohaterskie zachowanie zawsze sprawiało kłopoty.

Z drugiej strony, Malfoy jest inny niż wtedy. Bardzo się zmienił. O ile mi wiadomo, czyta książki głównie dla siebie, w swoim pokoju, albo w salonie. Sprząta po sobie, ilekroć czegoś używa. Wczoraj nawet zrobił nam jedzenie i częstował mnie herbatą kilka razy w ciągu dnia. Ogólnie mało mówi i nie hałasuje. Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żeby został, o dziwo.

- Czy coś się stało, Harry? Cały dzień byłeś głową w chmurach - powiedziała kobieta za moimi plecami, jej dłoń wylądowała na moim ramieniu, bardzo delikatnie je ściskając. Nawet nie podniosłem wzroku znad gazety i tylko posłałem kobiecie sztuczny uśmiech. - Ty i Matthias znowu się pokłóciliście? Obaj unikaliście chodzenia do pracy - usiadła obok mnie, opierając delikatnie podbródek na dłoni, podczas gdy jej dobre oczy wciąż skanowały moją twarz.

- Nie, tak naprawdę nie rozmawiałem z nim od soboty - potrząsnąłem głową, odłożyłem gazetę i wreszcie spojrzałem na nią. Ciemne loki okalały jej twarz, sprawiając, że wydawała się okrągła, jej oczy były duże, szerokie, a uśmiech miękki. Lizzie Morens, jedna z mugoli, z którymi pracuję.

- Czy to ta Ginny, o której mówiłeś? - Jej brew poszybowała w górę, gdy próbowała mnie rozgryźć.

- Nie - moja odpowiedź była szybka i poważna.

Ginny... Po wojnie był okres, kiedy dalej się spotykaliśmy, ale my po prostu nie pasowaliśmy do siebie.  Nie zasługiwałem na szczęście w tamtym momencie po tym wszystkim, co zrobiłem. Zrozumiała na szczęście, ale potem trudno było być w jej pobliżu. Czułem się winny, że ​​zniszczyłem jej uczucia. W końcu przestałem się do niej odzywać. Nadal od czasu do czasu wymieniamy listy, ale szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym zasługiwał na powrót do niej po tym wszystkim, co zrobiłem. Ta cała sprawa nadwyrężyła również przyjaźń moją i Rona.

- Wiesz, że możesz ze mną o tym porozmawiać. Od tego są przyjaciele - uśmiech Lizzie poszerzył się, gdy jej ręce spoczęły na moich, ściskając moje palce uspokajająco.

- Wiem o tym - westchnąłem. Wiem, że się we mnie podkochuje, ale nie szukam związku w najbliższym czasie.

- Po prostu mi powiedz. To zdejmie ciężar z twoich barków - kontynuowała nakłanianie mnie i robiła to tak uparcie, że złamie mnie bez względu na to, jak bardzo będę próbował się powstrzymać.

Na ratunek potępionymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz