Trzydzieści cztery

4.2K 228 28
                                    

HARPER

Budzę się w piątkowy poranek, gdy słońce jest już całkiem wysoko na horyzoncie. Łóżko obok mnie jest puste i zastanawiam się, czy to wszystko sen, czy może Nev rzeczywiście tutaj był? Padł przede mną na kolana po raz kolejny, a ja nie miałam serca go odrzucić. Nie jestem taka. Wiem, że tamtego wieczoru Chase powiedział do niego kilka istotnych słów, które sugerowały, że zaszło między nami coś za obopólną zgodą. To wszystko jego wina. 

Nev tylko nie negował swoich wniosków, bo ma spaczony światopogląd w tej kwestii. 

Jednak mam też świadomość, że będzie mi cholernie ciężko się przed Nevem tak całkowicie otworzyć. Z Rią jest inaczej, bo jej ufam, to kobieta, moja przyjaciółka i jedyna osoba, do której mogłam tamtego wieczoru zadzwonić, przytulić ją i wypłakać się na jej oczach. 

Dotykam chłodnej pościeli, która jest lekko wygnieciona w jednym miejscu, jakby ktoś przez całą noc spał tu dosłownie bez ruchu. To chyba możliwe, bo poprzedniego wieczoru Nev dał mi dokładnie tyle swobody, ile potrzebowałam.

Wstaję i przemykam na najpierw do łazienki, zgarniając po drodze czyste ubrania. Przez ostatnie kilka dni chodziłam praktycznie w tym samym, ale czas chyba pozbierać się do kupy, bo ile tak można egzystować? Kątem oka dostrzegam, że Nev stoi przy blacie w kuchni, a jego głowa rytmicznie porusza się w takt muzyki z radia. Moje serce mięknie przez ten widok – tęskniłam. Choćbym nie wiem jak chciała nienawidzić tych wszystkich gierek, kłamstw, niedomówień… nienawidzić jego… nie potrafię. Wiem, że jest dobrym człowiekiem, po prostu jeszcze nie dojrzał całkowicie do tego, co czuje. 

A ja… ja dojrzałam już dawno, ale cząstka mnie została mi brutalnie odebrana i teraz nie potrafię nawet już spojrzeć w lustro, nie czując do siebie obrzydzenia. Przypominam sobie wszystkie miejsca, w których zostałam dotknięta, przypominam sobie jak Chase zachwycał się moją wilgocią i jak pieścił swoje przyrodzenie, jednocześnie mówiąc do mnie w obrzydliwy sposób, i cała pewność siebie wyparowuje. Obejmuję się ramionami i drżę, stojąc tak po prostu przed lustrem. 

Chociaż jestem sama w łazience, boję się nawet rozebrać. Boję się zamknąć oczy, boję się wejść pod prysznic, bo tajemniczy głos z tyłu głowy powtarza mi, że krzywda czyha tuż za rogiem. Czuję się tak, jakby moje ciało nie należało już do końca do mnie. 

Skoro ja nie mogę na siebie dłużej patrzeć, to jak niby ma to zrobić Nev, gdy dowie się, co zaszło? 

Stoję tak Bóg wie ile czasu, aż w końcu decyduję się zacisnąć zęby, rozebrać i wejść pod prysznic. Myję dokładnie ciało, szoruję okolice pochwy tak, jakby to mogło zmyć ze mnie ten niechciany dotyk, ale to nie pomaga. Wcale nie pomaga. Nic mi nie pomoże. 

Prysznic trwa długo, myję także włosy, a potem dokładnie osuszam ciało i staram się dojść do ładu i składu, więc używam owocowego balsamu, nakładam odżywkę bez spłukiwania, pielęgnuję skórę twarzy… trochę udaję, że jest jak zawsze. Muszę znów wyglądać trochę lepiej, bo naprawdę jest ze mną kiepsko, a Nev stoi u mnie w kuchni i jakimś cudem nie uciekł, kiedy mnie zobaczył. 

Ubieram czyste szare legginsy, sportowy stanik i krótką białą koszulkę, zostaję także boso. Wkładam brudne ubrania do kosza na pranie, ale w sumie jest już tak pełny, że przy okazji powinnam zrobić pranie. Rozglądam się po łazience – cholera, chyba nie mamy już żadnych detergentów do prania. Pewnie dlatego kosz jest pełny. 

Wychodzę więc z łazienki i rezygnuję z prac domowych, które chyba mają jedynie opóźnić nieuniknioną konfrontację. 

Ręce mi się wręcz pocą, kiedy przechodzę po cichu do kuchni. Nev nakłada pancakesy na talerz i polewa je syropem klonowym. Obserwuję, jak układa na stole miseczki z pokrojonymi owocami do wyboru. To moje ulubione śniadanie… on to wie. 

Połowa twojego serca (Boston boys #1) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz