2. Numer do McDonald's

337 89 123
                                    

Wszystko, czego potrzebowałam, znajdowało się już w koszyku, tylko ta pieprzona antyrama jakby się przede mną schowała!

Nie miałam pojęcia, czy to ja byłam rozkojarzona moją dzisiejszą euforią, czy faktycznie tego, czego szukałam, nie było na stanie. Jedno wiedziałam na pewno: przynajmniej w zasięgu wzroku, szukana przeze mnie rzecz się nie pokazywała.

Stałam tak dobrych kilka minut i wpatrywałam się w półki z ramkami. Narastała we mnie frustracja, która nie pomagała. Nic nie widziałam, kompletnie nic.

— Może pani pomóc? – usłyszałam gdzieś ponad głową męski głos.

— Nie, dziękuję, poradzę sobie. – Nie zaszczyciłam owego głosu nawet spojrzeniem, skupiona dalej na sklepowej półce.

Rozwód rozwodem, ale przysięgam, ostatnich sześć lat z „burakiem" (tak go będę nazywać, gdyż jego imię nie przejdzie mi przez gardło, fuj!) utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie potrzebowałam żadnego faceta, do niczego. A dzisiaj jeszcze mniej miałam ochotę  towarzystwo nieznajomego, nawet podczas zakupów. Taka nowa, niezależna ja.

— Może jednak, widzę, że nie może pani czegoś znaleźć. – Nagle stanął przede mną wysoki mężczyzna.

No dobra, teraz ten męski głos miał nawet twarz i to całkiem przystojną, musiałam przyznać. Mierzący jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, kruczowłosy obiekt nie wyglądał na pracownika sklepu. Nie miał żadnego ubranka z logo ani nic w tym rodzaju.

Natomiast ubrany w czarną skórzaną kurtkę, ciemne przetarte spodnie i białe trampki, prezentował się apetycznie. No, takie lukrowane ciasteczko z kremem. Na które dziś nie miałam jednak ochoty, powiedzmy, że zaczęłam testować nową dietę.

— Czy ja się wyraziłam niejasno? Nie potrzebuję pomocy, tym bardziej, że wygląda pan na klienta, a nie pracownika. – Ha! I co teraz wymyślisz, ciasteczko, mam cię. Najlepiej zrobisz, jak sobie pójdziesz! – pomyślałam.

— Proszę, jaka pani spostrzegawcza, to racja, nie pracuję tutaj – odparł brunet, uśmiechając się do mnie delikatnie. 

Jednak wyczułam nutkę ironii, co mi się nawet spodobało. Było w nim coś tajemniczego, dziwnego. No, bo niby się uśmiechnął, ale drgnął mu tylko kącik ust. Ciemne oczy nie zdradzały kompletnie niczego, trudne do odczytania.

Co ja wyprawiałam? Byłam jednym wielkim zaprzeczeniem  samej siebie. Chciałam trzymać się od męskiego gatunku jak najdalej, a teraz stałam w sklepie budowlanym i przyglądałam się obcemu facetowi.

"No, dziewczyno, myślam, że jesteś bardziej asertywna" – zganiłam się w myślach.

Cóż mogłam jednak poradzić, skoro moje wewnętrzne „ja” było takie łatwe, niczym ladacznica. Znacie to uczucie, kiedy cichy głos szepce do ucha? Bo właśnie się okazało, że mój najwidoczniej się uaktywnił.

— Mam dla pani propozycję, zrobimy tak: jeśli znajdę to, czego pani szuka, wymienimy się numerami. – W tym momencie zapadła chwila ciszy, a nasz wzrok spotkał się, ale tak jakby w jakimś innym wymiarze. To uczucie trudne do opisania, choć bardzo przyjemne, poczułam jak wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega delikatny dreszcz.

— Jeżeli nie, w ramach przeprosin za nachalność, kupię wybrany przez panią kwiatek, zgoda? – Przysunął się nieco bliżej, obserwując moją reakcję.

No tak, tego mi było trzeba, właśnie miałam świętować moją wolność, a już jakiś zagadkowy typ pytał mnie o numer telefonu. Znałam sposoby na takich jak on.

— Przykro mi, ale mój numer to nie McDonald's. – Szach i mat, kochanieńki. – W myślach przybiłam sobie piątkę. Założyłam rękę na rękę i czekałam, co on na to.

BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz