-jeden-

545 31 11
                                    

Od dawna miałem swój poranny rytuał. Wykonywałem go bez względu na wszystko. Wstawałem z łóżka, wchodziłem do łazienki, załatwiałem potrzebę a następnie stawałem na wagę.

Na moje usta wkroczył delikatny uśmiech, gdy spostrzegłem że jestem lżejszy niż wczoraj.

Usłyszałem nawoływanie z dołu. Mama kazała mi się pospieszyć. W końcu dzisiaj nie mogłem spóźnić się do szkoły. Nie na pierwszy dzień w ostatniej klasie liceum. Po drodze odczytałem także wiadomość od Mattsuna i Makkiego, że będą czekać przed moim domem. Zawsze chodziliśmy razem do szkoły.

Już ubrany zbiegłem do kuchni. Każdy poranek zaczynał się tak samo nie tylko dla mnie, ale też dla mojej rodzicielki. Siedziała ze mną w kuchni tak długo, aż nie zjadłem śniadania.

Skubnąłem trochę jajek i zjadłem pół tosta, a resztę odłożyłem z wymówką że chłopaki na mnie czekają. Usłyszałem tylko westchnięcie w odpowiedzi.

-Trzymaj - podała mi batona energetycznego - chociaż tyle. Zapytam Mattsuna czy zjadłeś.

Dobrze znała moich przyjaciół. W końcu była ich tylko dwójka i bardzo często nas odwiedzali. Wiedziałem że zawsze może do nich napisać i zapytać czy faktycznie "jedliśmy na mieście" jak jej często wmawiałem.

-Nie chcę - mruknąłem, odkładając słodycz na blat. Po prostu wyszedłem z kuchni i ubrałem buty.

-Tooru, proszę. Wykończysz się dziecko... - coś mnie ruszyło dopiero wtedy gdy dostrzegłem w oczach kobiety łzy. Zrobiło mi się głupio. Starała się.

-Przepraszam że taki jestem - powiedziałem cicho obejmując ją. Nie chciałem kłótni.

-Mam tylko ciebie. Nikogo więcej. Robię to dla twojego dobra - powiedziała - przemyśl jeszcze raz kwestię terapii. To zachodzi za daleko, Tooru.

-Nie pójdę na żadną terapię. Kontroluje to.

Wyszedłem z domu, gdzie od razu spotkałem przyjaciół. Przytulili mnie na powitanie i w trójkę poszliśmy do szkoły. Zauważyłem że trzymają się za ręce, co znaczyło że w tym roku nie mają zamiaru ukrywać swojego związku. Byłem z nich dumny.

Na miejscu, chwilę po oficjalnej akademii dowiedzieliśmy się najpierw że mamy zgłosić się po nowe mundurki. Przed pomieszczeniem było kilkanaście osób. Nikogo stąd nie znaliśmy.

Zacząłem się trochę stresować. Z tego co usłyszałem, będą pobierali pomiary naszego ciała, a także przy okazji ogólny bilans. Nigdy ich nie lubiłem. Musiałem na chwilę usiąść, bo aż rozbolał mnie brzuch. Co roku ten sam cyrk.

-Będzie okej - usłyszałem obok siebie, a ciemnowłosy objął mnie ramieniem - nie przejmuj się. Nic się przecież nie zmienia. Ta sama szkoła, ludzie. To potrwa tylko chwilkę.

Nie musiałem mu mówić co jest powodem mojego stresu. Wiedział.

Posiedział ze mną jeszcze trochę, a nawet podał wodę. Bardzo mi się przydała. Nie rozumiem dlaczego aż tak się bałem.

Gabinet był przerażająco biały. Poczułem się nieswojo. Siedząca za biurkiem kobieta była starsza i wyglądała na niemiłą. Nie kojarzyłem jej, więc zapewne dopiero zaczynała pracę w naszym liceum. Z tyłu głowy nadal miałem te wszystkie bilanse szkolne na których wytykali mi najmniejsze szczegóły dotyczące mojej wagi. Nienawidziłem tego.

Kazała mi się rozebrać do bielizny, by móc zmierzyć moje ciało miarą krawiecką. Dobrze że w pomieszczeniu nie było lustra. Naprawdę nie mogłem na siebie patrzeć. Starsza kobieta zmierzyła mnie w kilku miejscach, między innymi w pasie, w udach czy na klatce piersiowej. Miała markotną minę.

-Mam rozmiary do XS. Musisz przymierzyć, ale obawiam się że może na ciebie trochę wisieć. Zacznij jeść, chłopcze - zeskanowała mnie wzrokiem. Objąłem się ramionami i czułem chęć wymiotów z stresu.

Nie muszę wcale jeść.

Mundurek faktycznie był na mnie trochę luźny. W dziwny sposób podobało mi się to jak najmniejszy rozmiar na mnie wisi. Poczułem się dobrze. Jakbym odniósł sukces. W drugiej klasie XS pasowała idealnie.

-Zrobię zamówienie na mniejszy rozmiar. Zgłoś się do sekretariatu w przyszłym tygodniu.

-Dobrze - skinąłem głową. Mogłem już pójść. Przed salą czekała na mnie tamta dwójka. Nie zostawiliby mnie tu samego. 

-Nie dali ci? - byli tym zaskoczeni.

-Wszystkie są za duże. Odbiorę mniejszy w przyszłym tygodniu.

-Oh Tooru... - doskonale znałem tą minę. Połączenie zmartwienia i smutku. 

-Jest okej - nie dałem mu powiedzieć nic więcej - sprawdzaliście listy? Jesteśmy dalej w tej samej klasie?

-Nas przydzielili do 3-3, a Makki trafił do klasy 3-4 - zawiesił się na swoim partnerze - kujon się znalazł - mruknął - podobno poznał już kogoś - zmarszczył brwi. Najpewniej był zazdrosny o chłopaka.

-Straszne, jak wy bez siebie wytrzymacie - powiedziałem ironicznie, cicho się śmiejąc - kogo poznałeś?

-Takiego jednego. Wiem tyle że nazywa się Hajime. Zagadał, ale rozmawialiśmy tylko chwilę.

-Powiedziałeś mu że jesteś zajęty? - mruknął ciemnowłosy łącząc ich dłonie. Oparł brodę o ramię chłopaka.

-Nie bądź zazdrosny - upomniał go, całując w bok głowy. Czasami chciałem relacji, jaką mieli oni. Też chciałem poczuć się kochany.

Serce podeszło mi do gardła, gdy jeszcze raz zostałem zawołany do pomieszczenia. Wróciłem tam.

-Twoje BMI jest bardzo niskie. Jeżeli taki stan rzeczy się utrzyma, będziesz wymagał hospitalizacji. Muszę powiadomić o tym twoich rodziców.

Hospitalizacji.

Zrobiło mi się na tyle niedobrze, że wybiegłem. Znalazłem najbliższą łazienkę i zwymiotowałem wszystko co podeszło mi do gardła. Czułem się strasznie.

Poczułem dłoń na plecach. Wymiotowałem dalej, aż do momentu w którym nie miałem już czym.

Hanamaki był obok, uspokajając mnie. Mówił między innymi że przy mnie jest. Nie dopytywał co mi powiedziano.

Po prostu był.

hunger ~ iwaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz