-szesnaście-

325 24 1
                                    

Zerwałem się z łóżka tak gwałtownie, że obudziłem tym Hajime. Wyglądał na cholernie zmartwionego.

-Jak się czujesz? - zapytał od razu - lepiej?

Pogłaskał mnie po dłoni. Zacząłem sobie powoli przypominać co się działo. Wziął mnie w ramiona.

-Co się stało? - zapytałem, chcąc by mi trochę rozjaśnił sytuację.

-Cóż... Mieliśmy wyjść do restauracji, więc poszedłeś się przebrać. Potem usłyszałem jak krzyczysz, więc wbiegłem do łazienki. Nie było z tobą w ogóle kontaktu, byłeś roztrzęsiony, płakałeś... Nie chciałeś powiedzieć o co chodzi.

-Ja nie chcę już się leczyć - szepnąłem - chcę być szczupły... Naprawdę proszę o tak wiele?

-Kochanie, zaszedłeś już tak daleko - łzy mu naszły do oczu - proszę, nie poddawaj się. Proszę cię...

Kołysał nami delikatnie, bawiąc się moimi włosami. Podniosłem wzrok i dojrzałem wodospad łez na policzkach. Jego cichy szept złamał mi serce.

-Nie dam sobie rady, gdyby ciebie zabrakło.

Moja choroba kosztowała nas obojga wiele. Trwaliśmy w swoich ramionach, a pokój wypełniał odgłos płaczu. Zarówno jego jak i mojego.

-To mnie niszczy. Oboje to widzimy. Jeżeli nie chcesz patrzeć jak umieram, odejdź. Zrozumiem - powiedziałem cicho. Muskał palcami moje plecy. Wodził nimi po wystającym kręgosłupie.

-Nie umrzesz. A ja nie odejdę. Będę z tobą do samego końca, rozumiesz? Umrzeć, to masz z starości. Z obraczką ode mnie na palcu - ucałował moje szczupłe dłonie - dlatego ochłoń, prześpij się i jutro porozmawiamy.

Zostałem pocałowany w czoło. Myśli buzowały w mojej głowie, ale poddałem się jego radzie. Skuliłem się na łóżku i szybko poczułem oplatające mnie od tyłu ramiona. Długo jeszcze głaskał mnie po brzuchu, bym mógł spokojnie usnąć.

***

Gdy drugi raz się obudziłem, na dworze było już jasno. W łóżku byłem sam, ale za to grubo otulony kołdrą. Powoli wstałem.

Chciałem się zważyć. To była moja pierwsza myśl po obudzeniu się. Automatycznie skierowałem się do łazienki i spojrzałem na urządzenie. Zawahałem się.

Nie mogłem tego zrobić.

Pośpiesznie wyszedłem z łazienki i zbiegłem do kuchni. Iwa coś już dla mnie szykował. Wcisnąłem się w jego ramiona.

-Co jest, słońce? - objął mnie.

-Przepraszam za wczoraj - powiedziałem z skruchą - nie wiem co mną kierowało, przepraszam.

-Chwile słabości są normalne - powiedział, opierając się o blat - przejdziemy przez to razem. Musisz tylko wytrzymać jeszcze trochę... Przetrwamy to razem. Tyle razy ci to już powtarzałem.

-Nie chcę was zostawiać - powiedziałem cicho - będę walczył.

-Świetnie. Jesteś bardzo dzielny.

Usiadłem przy stole w kuchni i poczekałem aż dokończy robić mi śniadanie. Postawił przedemną talerz z naleśnikami na słodko. Powoli zacząłem jeść.

-Nadrobimy dzisiaj randkę? - zapytał dotykając mojej dłoni. Kiwnąłem głową. Może wyjście dobrze mi zrobi.

-Moge zostawić? - zaoytałem błagalnie. Zostało mniej niż połowa porcji.

-Nie. Jesz do końca - wstał i pocałował mnie w czubek głowy - idę się ubrać i to ma w tym czasie zniknąć z talerza.

Przez chwilę pomyślałem o wyrzuceniu. Potem o tym że Iwa się na pewno postarał by przygotować mi śniadanie tak wcześnie. Bardzo niechętnie, ale dokończyłem czekało mnie jeszcze dzisiaj sushi.

Moja relacja z jedzeniem dalej była paskudna, mimo terapii. Jeść jadłem, ale myśli w mojej głowie mnie przerażały.

No i po co to jadłeś?

Przetarłem twarz dłońmi. Nie chciałem tego słuchać. Byłem jednak za słaby by decydować o tym co dociera do mojej głowy a co nie. Objąłem swój brzuch który wydawał mi się strasznie duży po tym jedzeniu.

Zaczęło mi być strasznie duszno. Wstałem i uchyliłem okno w kuchni, by mieć czym oddychać. Oparłem się o blat kuchenny. Nie ustawało. Zjechałem na podłogę i objąłem kolana ramionami.

-Oikawa, co się dzieje? - zapytał Iwa podbiegając do mnie - hej...

-Duszno mi - powiedziałem z trudem - i strasznie zimno.

-Jesteś rozpalony - szepnął cicho, sprawdzając temperaturę dłonią - pojedziemy na SOR - wziął mnie na ręce. Nie rejestrowałem już nic. Pomógł mi się ubrać i w tym czasie zadzwonił też po taksówkę.

W pojeździe siedział ze mną z tyłu i pośpieszał kierowcę. Czułem się strasznie. Było mi tak zimno, że ręce wręcz latały na wszystkie strony i nie mogłem powstrzymać ich drżenia.

Hajime mnie uspokajał, głaszcząc po głowie która spoczywała na jego ramieniu. Otulał moje dłonie swoją.

-Czy ja umieram? - zapytałem bardzo cicho.

-Nie umierasz słońce. Wytrzymaj...

hunger ~ iwaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz