-jedenaście-

345 24 0
                                    

Od moich urodzin troszkę się pozmieniało. Iwa otwarcie ze mną flirtował, a ja na to odpowiadałem. Można było powiedzieć że byliśmy w nieoficjalnym związku.

-O której dzisiaj kończysz? - zapytał zaczesując mi kosmyk włosów za ucho.

-O piętnastej, ale mam siatkówkę. Możesz wpaść popatrzeć.

-Będę - uśmiechnął się szerzej. Chciałem by przyszedł, bo gra w siatkówkę była jedną z rzeczy w których naprawdę byłem dobry. Brakowało mi usłyszenia od kogoś pochwały, więc liczyłem w duchu że on mi to da.

Po lekcjach szybko skierowałem się na trening, bo byłem bardzo podekscytowany. Chciałem się troszkę popisać przed chłopakiem by mu zaimponować.

-Stój - zostałem zatrzymany przed wyjściem na halę. Widziałem ten wzrok Makkiego - masz - podał mi batona energetycznego - dobrze wiem że Iwa ma przyjść. Chyba nie chcesz zasłabnąć?

-Nic mi nie będzie - przewróciłem oczami. Nic dzisiaj nie zjadłem, więc ten baton wcale nie był taką złą opcją. Bałem się jednak, że po jedzeniu mój brzuch już nie będzie taki płaski jak bez niego. Musiałem dobrze wyglądać. Dla Iwy.

-Siadasz i jesz. W tej chwili - nacisnął na moje ramię dłonią, zmuszając mnie do siedzenia. Odpakowałem batona, bo nie miałem nawet co dyskutować. Poczekał na mnie, bym nie kombinował z wyrzuceniem bądź zwymiotowaniem. Później razem wyszliśmy na halę.

Zaczęliśmy od kilku kółek, podczas których czułem się całkiem nieźle. Byłem w stanie zrobić ten trening. Po ósmym okrążeniu musiałem na chwilę stanąć i napić się wody, ale szybko wróciłem do biegania.

Trening wyglądał tak jak zawsze. Trochę powystawiałem chłopakom, ćwiczyliśmy przyjęcia i w ogóle. Niby nie było w nim nic specjalnego. Ucieszyłem się jednak gdy został nam zapowiedziany krótki mecz. Trzech na trzech. Mogłem się wykazać przy serwowaniu.

Mieliśmy chwilę odpocząć, więc przysiadłem na ławce. Głowa mi pulsowała, ale to olałem. Miałem też nieprzyjemne wrażenie że zaraz krew mi pocieknie z nosa. Nagle moje samopoczucie się pogorszyło. Iwy jeszcze nie było, ale wiązałem nadzieję z tym że zaraz przyjdzie. Chciałem mu pokazać co potrafię.

-Dobrze się czujesz? - zapytał Mattsun kładąc mi dłoń na ramieniu.

-Tak. Wszystko w porządku.

Skłamałem, bo nie chciałem by zabronił mi grać. Iwa miał przyjść. Musiałem mu pokazać że do czegoś się nadaje. W rzeczywistości nadal miałem lekkie zawroty głowy. Uznałem że mi przejdzie.

Zielonooki faktycznie przyszedł i patrzył na nas z trybun. Wiedziałem że patrzy tylko na mnie. Wręcz to czułem. Kilka razy złapaliśmy kontakt wzrokowy.

Moje samopoczucie jednak z każdą minutą się pogarszało, a nogi odmiawiały posłuszeństwa. Były jak z waty, a nawet nie zaczęliśmy meczu.

-Idziesz usiąść, teraz - Makki pociągnął mnie w stronę ławek i podał wodę - nie chcę słyszeć że czujesz się dobrze, bo wiem że nie. Siedzisz do końca treningu.

-Przecież zaraz mi przejdzie - jeknąłem.

-Tooru - westchnął, siadając obok - to nie idzie w dobrym kierunku. Oboje to wiemy. Nikt nie chce, żebyś się wykończył. Rozumiesz?

-Ja wiem... - zebrało mi się na łzy. Nie pozwoliłem im jednak wypłynąć, szybko przecierając oczy.

-Po prostu nie wiem co my bez ciebie zrobimy - objął mnie - staram się ci pomóc. Dlatego właśnie masz tu siedzieć. Wystarczy ci ćwiczeń na dziś. Hajime zrozumie.

-Okey... - wtuliłem policzek w jego ramię - pójdę się przebrać.

-Idź - poklepał mnie po ramieniu.

Jasnowłosy wrócił do treningu, a ja zabrałem wodę i wróciłem do szatni. Chcieli dla mnie dobrze, a ja nie potrafiłem się dostosować.

Nie pokonałem nawet połowy trasy, bo straciłem przytomność.

hunger ~ iwaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz