Prawdziwa trauma cz.2

1.1K 26 15
                                    

(powtórka) 

* - Brawo! Dziewczyno poszło ci świetnie! - krzyknął.

- Co?! - sapnęłam. - To było ukartowane?!

- Emm...no tak. *

- Powaliło was wszystkich! - byłam naprawdę wkurzona, ja tu zawał przechodziłam a oni się bawili w teatrzyk!

Wybiegłam z strzelnicy kipiąc ze złości. Szybciej niż w tedy gdy uciekałam przed ,,napastnikami" , (jak się później okazało, ludźmi z organizacji moich braci.) Shane biegł za mną nie wiedząc co ma powiedzieć, raczej nie spodziewał się z mojej strony takiej reakcji. 

- Ej, spójrz na to tak: czy gdybyś wiedziała że to trening dałabyś radę? 

-  Tak! - odkrzyknęłam mu agresywnie.

- Jesteś pewna? - starszy bliźniak nie dawał za wygraną.

- Tak! Jestem pewna! - krzyknęłam jeszcze bardziej wzburzona niż przed chwilą. - I przysięgam że jeśli jeszcze raz się mnie o coś teraz zapytasz to pobije Tony'ego!

- Po co? - zapytał, i od razu zakrył usta dłonią. - Sorry Tony!

- Za co przepraszasz? - z salonu wyłonił się bliźniak Shane'a.

Czy oni nie rozumieją że ja też jestem człowiekiem? Ja nie jestem jak oni, takie coś jest dla mnie traumatyczne a nie rozrywkowe czy intrygujące. Nawet Will był w to wplątany, co prawda nie brał udziału w ,, napadzie", ale mnie nie ostrzegł! Już nie wytrzymuję! Po pierwsze: Ja tu nie pasuję, po drugie: potrzebuje odreagować. A w tym pomoże mi mocne walnięcie najbardziej irytującego brata. Co prawda nie chcę być jak oni, więc gdybym uderzyłabym któregoś z nich źle by się to dla mnie skończyło.

Moje wkurwienie, zastąpiło smutek, żal oraz kolejna myśl że tu nie pasuje. W głowie mignęła mi twarz mojej mamy, a oczy mocno się zaszkliły. Gdyby nie to że szybko uciekłam do pokoju, bracia zauważyli by łzy które, samoistnie zaczęły powoli spływać mi po policzkach. W pokoju położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Moje myśli zaprzątały trzy słowa: ,, Ty tu nie pasujesz". To zdanie powiedziałam do siebie gdy pierwszy raz spotkałam moich braci. Nie wiem ile trwałam w takim stanie, kilka minut czy może godzin? Pewnie trwała bym tak jeszcze trochę czasu gdyby mojego spokoju nie zakłóciło pukanie.

- Proszę. - odpowiedziałam niechętnie.

- Malutka? 

- Hej, Will. - mruknęłam.

- Coś się stało? Nie przyszłaś na kolację. - zapytał zmartwiony.

- Wiesz, wszystko jest w jak najlepszym porządku, tylko wasi pracownicy wybili okna i ukartowali razem z wami teatrzyk w którym prawie zeszłam na zawał. - zakończyłam moją wypowiedź. - Ale to przecież normalne, każdy kto ma rodzeństwo brał w tym udział. Po prostu tradycja. - dopowiedziałam sarkastycznie. 

- Wiem, to było... - Mój ulubiony brat nie wiedział jakiego słowa użyć.

- Drastyczne, straszne, traumatyczne, niespodziewane, szybkie, przerażające i tak dalej? - zadałam pytanie retoryczne. 

- Nieoczekiwane..., na swoją obronę dodam że byłem przeciwny temu pomysłowi. 

- Super, musiało być tak realistycznie że Vince udawał zadyszkę a szyby wyleciały w powietrze. Ja rozumiem że macie dużo kasy, ale żeby od razu tak brutalnie je zniszczyć?  - powiedziałam żeby przypadkiem nie wybuchnąć.  - Chyba przydałoby się zainwestować w takie które są kulo odporne.

Will patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, nie wiedziałam o co chodzi więc to olałam. Próbowałam się skupić na czymś innym, by czuć się chociaż trochę mniej niezręcznie w ciszy, która zapadła między nami.

- No co? - zapytałam, tępo patrząc się na brata którego wyraz twarzy się nie zmienił.

- Powiedziałaś ,,Wy macie" a nie ,,My mamy". 

-----------------------------------------

546 słów

pomysły >>>>>>>>>>>>>

krytyka >>>>>>>>>>>>>>

Hailie Monet/Historie z życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz