(powtórka)
*Na łóżku leżał list, treść mnie bardzo wkurzyła byłam jak w amoku.*
Witaj Hailie
Liczę że szybko odczytasz ten list, zapewne pamiętasz wypadek twojej Mamy i Babci. To ja go spowodowałem, jednakże nie udało mi się zabić ciebie gdyż nie było cię samochodzie. Jeśli nie chcesz aby twoim braciom coś się stało, przyjdź na ulicę ********* od razu gdy przeczytasz moją wiadomość. BEZ twoich braci.
JAK ta osoba może się cieszyć z zabicia dwójki ludzi? To, co było zawarte w wiadomości rozzłościło mnie tak bardzo że nawet nie panowałam nad tym co robię.
Wybiegłam z pokoju kierując się do Tony'ego, wiedziałam że w pokoju ma broń. Wpadłam jak opętana, głucha na pytania brata otworzyłam szafkę w której za pierwszym razem znalazłam pistolet. Tony coś krzyczał ale ja go nie słuchałam, wywaliłam z szafki wszystko co było w środku. Przeszukałam zawartość wzrokiem, gdy dostrzegłam broń szybko ją chwyciłam i wybiegłam z pokoju. Biegiem udałam się do garażu, nawet nie pytałam o pozwolenie. Najmłodszy bliźniak biegł za mną, ale byłam szybsza. Dopadłam do mojego auta i odpaliłam silnik, 5 minut później byłam już w wyznaczonym miejscu. Na ławce niedaleko mnie siedział mężczyzna cały ubrany na czarno, gdy mnie zobaczył wstał i zaczął się powoli zbliżać.
- Hailie Monet zapewne. - powiedział gdy był kilka metrów ode mnie.
Nie potwierdziłam ani nie zaprzeczyłam, w ciągu kilku zaledwie sekund wyciągnęłam broń i strzeliłam, facet raczej się tego nie spodziewał i nie zdążył odskoczyć. Trafiłam raz w klatę piersiową, drugi raz w brzuch i za trzecim razem w głowę. Strzelałam w martwe ciało do puki nie przyjechali bracia.
POV:TONY
Nie wiedziałem co się dzieje, wbiegłem do garażu zaraz za moją siostrą ale ona już odjechała. Pobiegłem do jej pokoju w między czasie zadzwoniłem do Vincenta i opowiedziałem o wydarzeniu. Na łóżku Hailie leżał list, po przeczytaniu zrozumiałem o co chodzi. Hailie chciała umrzeć za nas, kilka chwil później wszyscy bracia zebrali się w pokoju.
- Jest na ulicy *******. - poinformował nas najstarszy brat.
- Jadę tam. - powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi.
Zaraz po mnie do garażu wbiegli Shane, Will i Dylan. Razem pojechaliśmy na wyznaczoną ulicę, wybiegliśmy z auta i popędziliśmy do siostry. Widok jaki tam zastaliśmy zdziwił nas bardziej niż to co zobaczyliśmy w szkolnej łazience. Hailie stała nad martwym, pokiereszowanym i zakrwawionym ciałem. Gdy siostra nas dostrzegła rzuciła broń w moją stronę i ruszyła wolnym krokiem w przeciwną stronę. Shane rzucił się w jej stronę biegiem, próbował ją zatrzymać ale ona dalej szła przed siebie.
POV:HAILIE
- Zostaw mnie Shane. - powiedziałam cichym ledwo słyszalnym głosem.
- NIE, choć wracamy do domu. - powiedział stanowczo.
- Po co? NA pogadankę jakie to było głupie i lekko myślne? MAM TO W DUPIE ten facet zabił moją Mamę i Babcię! - krzyknęłam. - Ten człowiek zabijał dla zabawy, wiesz czemu nikt się nie przejął jego śmiercią? Bo on zastraszał ludzi, nikt nie mógł być w jednym czasie tam gdzie on bo go zabijał. Ludzie się go bali.
- Wiem Haile, wiem. Dobrze postąpiłaś ale musimy wrócić do domu. - powiedział Shane.
- Wiesz co jest naj gorsze w tym wszystkim? Że wcale a wcale mi go nie szkoda. - szepnęłam. - Ale masz rację musimy wracać.
-----------------------------------------------
524 słów
pomysły >>>>>>>>>>>>>>>>
krytyka >>>>>>>>>>>>>>>>>