III: IQ na poziomie ameby

924 116 54
                                    

Siedziałem na zmianie w bistro Edwarda i kelnerowałem już nadgodziny. To był długi sobotni dzień i spędziłem go prawie w całości w pracy. Wziąłem dodatkową zmianę. Plany były inne. Miałem wsiąść na motocykl i jechać przed siebie, a potem dotarło do mnie, że musiałbym zatankować krocie, więc lepiej zarobić więcej. Edward to przemiły mężczyzna w średnim wieku, który cenił sobie robotnych ludzi – w tym mnie. Gorzej było ze Stefanem, jego siostrzeńcem, z którym spędziłem większą część dnia. Chociaż na wieczornej zmianie byłem z Ivone, cudzoziemką na wymianie studenckiej. Fajna dziewczyna, ale nasze tematy kończyły się tam, gdzie zaczynał jej gust – czyli na początku większości rozmów.

Lubiłem to miejsce i klimat. Płacili naprawdę dobre stawki w weekendy, więc to je miałem przypisane w grafiku, ale czasem zgadzałem się na zmiany w tygodniu, aby pomóc Stefanowi, Ivone lub Belli. Jeśli ktoś rozplanował sobie spotkanie tych ludzi, to miał niezły ubaw. Jak usłyszałem o Edwardzie, Belli i Stefanie, to pomyślałem, że wskoczyłem do jakiegoś fanowskiego uniwersum wampirów. Potem się okazało, że tylko Bella wiedziała o istnieniu zmierzchu – znając jego fabułę – a reszta co najmniej patrzyła na mnie dziwnie. Porzuciłem temat, ale dziewczyna lubiła czasem do niego wracać i się nabijać.

„Już pędzę, Edwardzie!".

„Edward nie gryzie... zbyt mocno".

Ostatnio mężczyzna poczuł się tak urażony, że poprosił własną córkę o zakup pierwszej części książki i zaczął ją czytać. Sam nie wiem, czy przebrnął, bo unikał tematu.

Było już po dziesiątej wieczorem, gdy do bistro wszedł ostatni z klientów. Słyszałem go na zapleczu, gdzie rozgrywałem partię gry w karty z Edwardem. Musiałem przerwać i obsłużyć, więc wróciłem za bar i się rozejrzałem. Odwiedzali nas praktycznie ci sami klienci. Każdy znał Edwarda, a Edward znał każdego. No dobrze, większość. Jednak gdy pojawił się chłopak w garniturze, pomyślałem, że musiał przyjść coś zjeść po balu – który de facto powinien trwać do północy. Chłopak usiadł zrezygnowany w jednym z wolnych boksów. Podszedłem do niego z kartą dań, serwując od razu formułkę lokalu:

– Witamy u Edwarda! Polecamy danie dnia – zawahałem się, gdy na mnie spojrzał z lekki zaskoczeniem. – Chociaż sądząc po ponurej minie, garniturze i – celowo uniosłem nadgarstek, aby zerknąć na zegarek – godzinie grubo przed północą, to zaproponowałbym kalorycznego burgera i klasyczną colkę.

Chłopak parsknął śmiechem. Najwidoczniej moja gadka-szmatka poprawiła mu nieco humor. Rozluźnił się.

– W takim razie poproszę hamburgera i colę. Przyda się.

– Basilu, co przychodzi zawsze, ale nigdy dzisiaj? – spytał chropowatym głosem Henry, siedzący w swoim ulubionym boksie.

– Jutro – odpowiedziałem głośniej, kierując się na kuchnię.

– Ja teraz potrzebuję odpowiedzi! – odkrzyknął. Usłyszałem głośniejsze parsknięcie chłopaka, które starał się zamaskować kaszlem.

– Jutro. Odpowiedź to jutro.

– Było tak od razu – marudził.

Po skończonym posiłku chłopak podszedł do baru, aby uiścić zapłatę. Tak sądziłem, chociaż czując się ciągle obserwowanym, raczej miał jakieś pytanie, które wahał sie zadać. Dopiero kładąc banknoty, wypalił:

– Czemu nie było cię na balu? – Szybko się zreflektował i dodał: – Nie lubisz potańcówek?

– Można tak powiedzieć – odparłem enigmatycznie, wydając mu resztę. – Sądząc po tym, że nie dotrwałeś do końca, sam niezbyt dobrze musiałeś się bawić.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz