XX: Często wyżywasz się na innych?

666 76 13
                                    

Płuca paliły mnie żywym ogniem, gdy kończyłem trzecie okrążenie. Przez ten wypadek straciłem ponad tydzień treningów z Kurtem, bo nie zamierzał mnie przeforsowywać z obolałymi żebrami. Czasem więc biegałem wolniej i mniej z Lukem bądź Declanem – bo ten to przecież wzgardzał nadmierną potliwością. Ale boks to mu już nie wadził. Na szczęście kolejny tydzień i wróciłem do żywych. Miałem przy sobie ludzi, którzy już nie darli z sobą kotów. Luke pogodził się z Sage i przyznał mi rację. Postanowił zawalczyć i wybrali się w miniony weekend tylko we dwoje do hotelu w innym mieście. Pozwiedzali, powstawiali fotki, spędzili upojne chwile, a Sage wróciła jak nowo narodzona i znów suszyła mi głowę o mój brak romantyzmu. Całe szczęście, że połowę przerw Jasper spędzał z June lub Jacksonem, a nie ze mną, bo chyba bym wytarmosił ją za kłaki.

Kurt jak zwykle nie wypytywał, ale wsparł doborem kosmetyków, gdy wraz z nim i Dan pojechaliśmy do drogerii po odpowiedni podkład i puder. Dorzucili też korektor na potem. Nie musiałem już korzystać z własności ciotki, co nieco ją zaskoczyło, ale w ogólnym rozrachunku i tak pomagała mi co rano nakładać ten badziew na twarz.

Spytać by można, czemu Declan towarzyszył mi nawet przy wyborze kosmetyków. Pewnie dlatego, że jeszcze z rok temu tuszował sobie pryszcze korektorem, a linię wodną podkreślał czarną kreską dzień w dzień. Wtedy też był bardziej heavy metalowcem, teraz przypominał wersję light, bo malował się sporadycznie. Na przykład w chwili, gdy ja w kuchni byłem malowany przez ciotkę, on wparował na śniadanie pomalowany jak satanista. Imogen patrzyła na niego przez dziesięć sekund w niedowierzaniu. Wyszedł, a ona szepnęła: „miałam nadzieję, że tę fazę mamy za sobą". Spokojnie, mieliśmy. Declan pomalował się chyba z dwa razy, a potem powrócił do bycia zwyczajnym.

Sytuacja domowa się unormowała. Declan faktycznie chodził raz w tygodniu z rodzicami na sesje terapeutyczne, aby zbudować więź. Po pierwszej Hunter wyglądał jak duch, ciocia jakby wypłakała morze łez, a Declan... on akurat nie wrócił, tylko poszedł w miasto. Ja lekko też nie miałem, bo po tym, jak Hunter przewiózł z ojcem resztę moich rzeczy, uparł się, że musimy znaleźć sobie jakieś wspólne tematy. Nie wiem, czy ojciec wyznał mu, że my nie mieliśmy żadnej relacji, ale Hunter stał się namolny. Mniej pracował, wyznaczył sobie twarde godziny pracy i nie harował ponad nie.

Padło na mój motocykl. Obiecałem mu przecież, że przejedzie się na nim za opłacenie paliwa. Wręczyłem mu kluczyk bez obaw. Widziałem, jak w oczach zapaliły mu się iskierki psotności. Chyba jednym gestem przywróciłem mu dwudziestkę na karku. Jak wyjechał, tak wrócił po dwóch godzinach i zadowolony jak nie wiem co, oświadczył, że zatankował. Tym oto sposobem motocykl stał się naszym tematem. Rozmawialiśmy o potencjalnym zakupie nowego, choć był tak drogi, że mowy o tym nie było w najbliższych latach. Obiecałem wujowi, że Declana też wciągniemy do tych rozmów, skoro planował sobie wyrobić uprawnienia.

Dostałem od cioci klucze do domu. Stałem się pełnoprawnym lokatorem, gdy zmieniliśmy mój adres. I to wszystko w ciągu dwóch tygodni.

Nie, nie wszystko.

Jasper.

Rozmawiałem z nim na temat badań, bo z mojego wyszukiwania informacji w sieci wynikało, że skoro nie ukończył osiemnastu lat, nie może iść na takie badania bez zgody opiekuna. Okazało się, że wtajemniczył we wszystko matkę. To znaczy nie w dosłownie wszystko, bo myślała tylko, że przespał się z kobietą, a nie facetem. Ta niby go ostrzegła, że jest zarażona i on też może być, więc lepiej, żeby się przebadał. Ojciec o niczym nie wiedział, bracia także. Wstydliwy sekret ich rodziny został szczelnie ukryty przez matkę. Poszli więc razem, a na wyniki mieliśmy czekać do kolejnego czwartku.

Do dzisiaj.

Umówiłem się z Jasperem w naszym miejscu, jakim był punkt widokowy. Na szczęście wujostwo spuściło z tonu i pozwoliło prowadzić, gdy zaprezentowałem im swoją rękę w akcji – zaciskałem palce i dźwigałem cięższe przedmioty i mi uwierzyli. Co wcale nie oznaczało, że nie boli, ale nie musieli o tym wiedzieć. Po treningu z Kurtem wskoczyłem do domu na szybki prysznic i pojechałem na spotkanie z Jasperem. Opierał się o barierkę, przez co nie widziałem jeszcze jego stanu, a jako pierwszy poznał wyniki. On i jego matka. Świadomość, że miał szesnaście lat i mógł chorować na coś poważnego, wytrącała mnie z równowagi. Jakoś inaczej postrzegałem sprawę, gdy widziałem w nim siedemnastolatka, którym miał się stać już w poniedziałek. Pierwszy kwietnia jako jego urodziny. Nie wiem, pokręcone to wszystko.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz