XXVIII: To pijesz czy nie?

571 69 3
                                    

Jackson był pełnoletni, więc obecność jego matki w szpitalu nie była może wymagana, ale zdecydowanie mile widziana. Ojcowi Sage udało się ją odnaleźć i sprowadzić, jednak nie przejęła się ona stanem syna tak, jak oczekiwano. Spytała, czy żyje i jak się ma, ale w ogólnym rozrachunku podsumowała wszystko słowami „jest dorosły, nie mogę mu wiecznie tyłka podcierać, a ktoś musi zarabiać". I zniknęła. Jackson za to miał konsultacje psychiatryczne, z których wynikało, że jeśli chce stanąć na nogi i zawalczyć o sobie, to był ostatni dzwonek. Cieszyliśmy się, że postanowił pójść na leczenie. Nie został zamknięty w żadnym ośrodku, jednak i tak kontakt z nami ograniczył do absolutnego minimum. Jasper twierdził, że nie był gotów spojrzeć nam w oczy, przez co jedynymi, którzy go doglądali, była rodzina Sage i sam Jasper.

Wstyd się przyznać, ale było mi to na rękę, bo Jasper nie miał dla mnie aż tyle czasu i zostawiał mnie w spokoju. Ograniczyliśmy się do wiadomości tekstowych lub głosowych. Miałem czas, aby sobie wszystko poukładać i zastanowić, czego tak naprawdę powinienem wymagać od siebie, życia i ludzi wokół.

Nieokreślonym wsparciem okazała się ciocia, która kompletnie wybaczyła mi moją niechęć do studiowania i spędzała wolne chwile na rozmowach ze mną lub zajmowaniu mi myśli. Znów byłem jajkiem, którego nikt nie chciał zbić.

Po zdaniu roku przez wszystkich mogliśmy nabrać dystansu do siebie i szkoły. Jedynym planem na wakacje było wyjechanie nad jezioro, które planowaliśmy już dużo wcześniej, ale ciągle coś się pierdoliło. Teraz też stało pod znakiem zapytania, bo Jackson wcale mógł nie chcieć z nami świętować lub się żegnać. Bardzo dziwna sytuacja, bo mieliśmy już Lipiec.

Siedziałem na łóżku w kompletnej ciemnicy i patrzyłem na gwieździste niebo w oknie dachowym. Towarzyszyła mi Leslie, wytrwale już od tygodni. Leżała spokojnie przy moim boku, pozwalała się głaskać. Zacząłem się zastanawiać, czy to było ukojenie dla niej, czy jednak dla mnie?

Declan wszedł do mojego pokoju i zatrzymał się gwałtownie. Zapewne oceniał, czy śpię, czy jednak egzystuję i marnuję czas. Zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej, sadowiąc się w nogach łóżka, bo pies zajmował zasadniczą przestrzeń obok mnie. Starałem się go ignorować, bo jeśli miał sprawę, to mógł sam zagadać. Poza tym przyjemnie mi było w ciszy i samotności – pod względem ludzi. Zapomniałem, jakie to wyzwalające, gdy nie musisz nikogo obok zadowalać, zabawiać czy słuchać. Tak żyłem, zanim poznałem Jaspera i gdy wciąż mieszkałem z rodzicami. Wyjeżdżałem na całe nocki poza dom, wpatrywałem się w gwiazdy i byłem sam. Lubiłem być sam.

Zacząłem odnosić wrażenie, że wcale się nie zmieniłem. Dostosowywałem się. Niesamowite, jak człowiek nie dostrzeże czegoś, dopóki nie zauważy tego u drugiej osoby. Miałem naprawdę dużo czasu, aby rozmyślać o dostosowywaniu się, o zmianach i realnych chęciach do zmian. Na pewno nie chciałem być impulsywny i to coś, nad czym pracować musiałem.

Na dodatek przeprowadziłem z Jasperem niepokojąca rozmowę niedługo po spotkaniu naszej paczki. To ona sprawiła, że zapragnąłem samotności i spokoju. Dostałem oba i to bez proszenia się.

Zabrałem wtedy Jaspera na punkt widokowy. Usiedliśmy przy stoliku i powróciliśmy raz jeszcze do przeszłości, aby ułożyć ją wspólnie.

– Nie powiedziałeś im, że w tamtym okresie przed wyprowadzką zapłaciłeś prostytutce – wytknąłem.

Jasper podpierał sobie podbródek na dłoni, więc gdy uniósł brwi na moje słowa, wyglądał komicznie uroczo. Zdecydowanie jednak go to nie dotknęło.

– Nie uważam, aby musieli o tym wiedzieć. To moje brudy.

– W porządku. Nie powiem im, możesz być spokojny – zaznaczyłem, a on wyglądał, jakby nigdy w to nie wątpił.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz