XXIII: Naznaczyłem cię

731 70 19
                                    

Wtedy to Declan za mną poszedł. To on wlepiał we mnie ślepia, jakby od początku mowy ciotki wiedział, że te słowa wypalają we mnie spokój. Znalazł mnie na werandzie, gdzie łapałem głębsze oddechy, aby się uspokoić. Stanął obok mnie, wyciągnął z kieszeni bluzy paczkę fajek i odpalił jedną. Zaciągnął się porządnie, proponując mi zrobienie tego samego. Potrząsnąłem głową. Wsadził ustnik między wargi i bawił się papierosem. Patrzył na mnie, czułem to.

– Jestem pojebanie skomplikowany – stwierdziłem nagle i cicho.

– Kto by na twoim miejscu nie był? – odpowiedział zagadkowo i równie cicho. Zabrał papierosa w dwa palce i westchnął. – Stary, on o tym wie, a i tak cię kocha.

– Kocha – powtórzyłem. – To... szybko.

– Jego kocham będzie inne, niż twoje, Basta. Nie licz, że będzie to działać tak samo w obie strony, bo to niemożliwe.

– Jak ty... to ogarniasz? – spytałem poważnie, odwracając się do niego ciałem. Popatrzył mi przez chwilę w oczy, a potem na dom sąsiadów naprzeciwko.

– Chyba mam to gdzieś. Olive mnie akceptuje ze wszystkimi paskudztwami, które wyczyniłem i pewnie wyczynię. Wiesz, ilu ludzi miałoby mnie za red flag i kazało się trzymać ode mnie z daleka? Nie jestem idiotą, jestem niebezpieczny w ich oczach. Powinienem być. – Zaciągnął się nikotyną, nim kontynuował: – I tak to wygląda. Kocham w niej to, że jest, gdy jej potrzebuję. Uwielbiam myśl, że ja będę, gdy ona mnie będzie potrzebować. Nie myślę o końcu, bo żadne z nas nie wie, czy będziemy ze sobą do grobowej dechy, czy nie. A ty, mam wrażenie, że od tego w ogóle zaczynasz postrzeganie partnerów. Od końca waszej relacji. Jakbyś nie zasługiwał na miłość za samo istnienie i mega mnie to wkurwia, czaisz? – wyznał z nerwami, zaciągając się po raz kolejny. Wypalał we mnie dziury swoimi czarnymi tęczówkami. – Jesteś zajebisty, Bastian, i tylko ty tego nie widzisz.

– Może.

– Przypalę cię zaraz – ostrzegł. – Jestem wściekły.

– Widzę.

– Nie na ciebie. Na tego śmiecia pierdolonego – warknął. – Wjebał ci do bani te gówna i może mu odpyskowywałeś, ale i tak zapamiętałeś. Pozwoliłeś im zakorzenić, a teraz proszę, mało brakuje, a przyznasz mu rację. Sebastian, kurwa – szarpnął mnie za ramię, żebym popatrzył mu w oczy – jesteś moim bratem i masz teraz zakorzenić nasze słowa, czaisz? Jesteś wartościowy i zasługujesz na uczucia, którymi każde z nas cię darzy. Możesz mieć gorszy dzień, możesz chcieć być sam, możesz chcieć płakać. I wszyscy to, kurwa, szanujemy. – Wskazał ręką na drzwi za nami. – Gdy wyszedłeś, stary wyglądał na zdezorientowanego, mama na zatroskaną, Olive chciała za tobą iść, ale wiedziałem, że nie może. Jasper się nie ruszał, uszanował. Przyszedłem tu, bo ja powinienem być na wyciągnięcie ręki, gdybyś potrzebował przystani. Zawsze nią byłem i nie przestanę. Możesz pobyć sam przy mnie. Możemy pogadać ciszą, nie?

W środku wszystko mi się przewracało na jego słowa. Na jego poważny wyraz twarzy, na jego zaciekłość i potrzebę ochrony. Przysunąłem się do niego i objąłem ramionami, co od razu mocno odwzajemnił. Mogłem zmienić dom, ale siebie nie zmieniłem. Wciąż byłem popękany. Raz było dobrze, a raz miałem dość wszystkiego. I może to się kwalifikowało na leczenie, a może nie. Może po prostu musiałem sobie wszystko poukładać. Mając tych ludzi przy sobie, byłbym w stanie. Przyszłość przerażała znakiem zapytania, ale to ja ją tworzyłem. Ja i tylko ja. Ja wybierałem, z kim ją spędzę, dokąd pójdę i co osiągnę.

Uspokoiłem się. Wracaliśmy z Declanem do środka. On śmierdzący jak nałogowy palacz, a ja nieco przesiąknąłem tym zapachem. W kuchni wszyscy siedzieli na swoich miejscach nieco swobodniej i dyskutowali, podśmiewując się. Przywitali nas bez niezręczności. Olive tylko skrzywiła się na smród papierosów, gdy Declan zajął swoje miejsce, a mnie Imogen zaczepiła ręką, żeby opowiedzieć śmieszną historię, którą przed chwilą usłyszała.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz