Jechałem do willi moim lamborghini. Nie mogłem pozbyć się z głowy smaku ust Sherlocka. Byłem od tego uzależniony. Zakochałem się. Nienawidziłem siebie za to. Nie powinienem kochać. Nigdy nie powinienem. Ale do jasnej cholery kocham Sherlocka. Chciałem go nie kochać. Starałem się opanować te bicie serca i puls. Oblizałem nerwowo usta. Miałem złe przeczucia. Moran nie wyglądał na zadowolonego z tego że Chciałem spotkać się z Sherlockiem. Nie dziwie mu się. Pogrążony w rozmyślaniach usłyszałem głośny huk. Zatrzymałem auto robiąc drift na środku jezdni. Szybko wysiadłem i podbiegłem tam gdzie był mój Detektyw. Leżał.. w kałuży krwi. Coś we mnie pękło. Zmiękły mi nogi,prawie upadłem. Sherlock leżał na chodniku. Jego płaszcz był brudny od krwi. Lekko kaszlał, kula trafiła chyba w płuco. Wziąłem głęboki oddech. Przeczesałem palcami włosy. Wziąłem delikatnie Sherlocka na ręce.
- Sherly.. nie rób mi tego... - szepnąłem cicho lekko załamany. Sherlock Spojrzał na mnie trochę wystraszony.
- Jeszcze się nie wybieram na tamten świat - spróbował zażartować ale marnie mu to wyszło. Auta trąbiły na moje auto ale miałem to gdzieś. Zmierzyłem tylko kierowców morderczym spojrzeniem.
- No już dobrze. Jestem tu - Pocałowałem go w czoło nie tracąc zimnej krwi. W końcu ktoś tu musi być poważny nawet jak strasznie się stresuje prawda? Poszedłem z Sherlockiem do auta. Kurwa jak ja znajdę tego który strzelił.. założę się że to Moran. Jebany sukinsyn, strzelił do mojego Sherla. Gładząc włosy Sherlocka wsiadłem do auta. Ułożyłem go w pozycji bezpiecznej obok na siedzeniu w miarę możliwości. Jego głowa spoczywała na moich kolanach. Ruszyłem dodając gazu do szpitala. Poczułem jak Sherlock wtula głowę w moje nogi. Uśmiechnąłem się do niego czule.
- Nawet z plamą krwi na ciele jesteś uroczy.
Sherlock Prychnął cicho udając obrażonego.
- No wiesz ty co? Wtulił się bardziej.
Po chwili zajechałem do szpitala. Wyciągnąłem Sherlocka z auta i pobiegłem w stronę wejścia do budynku. Sherlock zasnął w moich ramionach. Wbiegłem do szpitala wołając lekarzy. Dosyć szybko zabrali Sherlocka na operacje. Usiadłem więc w poczekalni zestresowany. Nie mogę skłamać. Płakałem. Po chwili ktoś do mnie Podszedł i Przytulił. To był Moran. Odetchnąłem go od siebie.
- Zostaw mnie! - wrzasnąłem - Zastrzeliłeś go! Ty kurwo! Jebany sukinsynie! Rzuciłem się na niego z pięściami. Byłem wkurzony i smutny. Rozjebałem mu nos i porobiłem siniaki zanim w końcu złapał mnie za nadgarstki i powstrzymał.
- Uspokój się do cholery - syknął - To nie ja go zastrzeliłem.
Spojrzałem na niego z furią w oczach.
- Wynoś się do cholery.
Sebastian Skrzywił się.
- Jeszcze wczoraj mówiłeś że mnie kochasz. Pieprzyłem cie w biurze. Byłem tylko twoją zabawką czyż tak? - Uśmiechnął się sztucznie - Jasne że tak. Czego ja się spodziewałem? Że będziesz moim mężem? Że będziemy razem szczęśliwi?
Dałem mu w twarz. Kopnąłem go w brzuch przez co Przewrócił się na podłogę. Kopałem go bez opamiętania w twarz i brzuch. Po jakimś czasie Przestałem. Moran na twarzy był we krwi. Podniósł się z podłogi.
- Nienawidzę cie. Wytarł nos i wyszedł ze szpitala. Powoli usiadłem na krześle.
- Ja.. już nie wiem co o tym myśleć..
Po kilku godzinach Sherlock leżał już na sali. Lekarze próbowali mnie wygonić ale uparłem się że muszę z nim zostać. Przytuliłem delikatnie mojego detektywa. Sherlock nie był pod narkozą tylko na czas operacji go uśpili. Wtulił się we mnie.
- Boże jesteś taki uroczy. Pocałowałem go w głowę. Sherly po chwili zasnął wtulony we mnie. Ja postanowiłem czuwać Głaszcząc go po lokach i rozmyślając.
-------------------------------------------
Pewnie jeszcze coś tu pozmieniam
CZYTASZ
~✨️I Hate Myself for Loving You✨️~ - Sheriarty
Romantizm"[...] Objawi obraz szczęścia, jakie spływa Na nas oboje w tym błogim spotkaniu.[...]" - Romeo i Julia William Szekspir "Niech ludzie nieznający miłości szczęśliwej twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej. Z tą wiarą lżej im będzie żyć i um...