R3

239 14 11
                                    

Obudziłam się już rano. Czułam się jak wrak człowieka. Sięgnęłam ręką po tablet i włączyłam przednią kamerkę. Przestraszyłam się samej siebie! Rumieńce, podpuchnięte oczy i szopa na głowie. Do tego nadal byłam we wczorajszych ubraniach a mój notes leżał otwarty obok mnie. Wróciłam myślami do wczoraj i chumor pogorszył mi się jeszcze bardziej. Zaczęło się od niewinnego wejścia a skończyło porządną kłótnią. Prychnęłam. Podniosłam się z łóżka i włożyłam dziennik na właściwe miejsce, a potem wyjęłam z szafy czarne legginsy do kostek oraz miętowy sweter z czarnym napisem HELLO na biuście. Chwyciłam również za bieliznę i weszłam do łazienki. Mam naprawdę wielkie szczęscie, że do mojej łazienki wchodzi się z mojego pokoju, bo nie mam najmniejszego zamiaru spotykać debila na drodze. Zamknęłam się w toalecie. Zdjęłam z siebie wczorajsze ubrania i weszłam pod prysznic, gdzie spędziłam następne 30 minut. Po tym rozluźniającym oczyszczeniu owinęłam się w ręcznik i zaczęłam robić sobie nowy makijaż. Z reguły lubię się malować mocno, ale dzisiaj postawiłam na delikatność, więc makijaż już po 5 min był gotowy. Ubrałam się i uczesałam w wysokiego kucyka, a potem wykonałam pozostałe poranne czynności, co tam że była już druga po południu, no nie? :D Wyszłam gotowa z łazienki i usiadłam na parapecie usłanym materacem w paski i różowymi poduszkami. Obejrzałam się za siebie i wszystko co zobaczyłam to mokry Manchester. Siedziałam tak, machając nogami, dłuższą chwilę. Wzięłam ponownie tableta i zalogowałam sie na Facebooka. Na ekranie pojawiła się informacja, że Jan Dąbrowski zaprosił mnie do znajomych. Nie zaakceptowałam, ale i nie odrzuciłam. Niech myśli że mam życie poza internetem. Jeszcze Youtube, oczywiście angielski. Oglądnęłam parę filmików i wyłączyłam urządzenie. Zegar wskazywał godzinę 16. Dopiero 16. Miałam zamiar cały dzień przesiedzieć w pokoju, bez kontaktu z kimkolwiek, ale mój żołądek się na to nie godził. Z ociąganiem podniosłam się i powoli i cicho otworzyłam drzwi, wychylając się lekko. Nikogo nie było na drodze. Na paluszkach ruszyłam korytarzem, mijając salon, a w nim siedzącego ze smartfonem Jasia. Ruszyłam na jednej nodze do kuchni. Nie chciałam siedzieć w tym pomieszczeniu długo, żeby przypadkiem Jasiek się nie przypałętał. Spotkanie go to ostatnie, czego chciałam. Zrobiłam sobie szybko dwie grzanki, zabrałam z szafki masło, sok i nóż, po czym tak samo przeszłam przez korytarz, prosto do mojego pokoju. Tam przygotowałam sobie śniadanie i włączyłam radio. Z tostem stanęłam przed oknem, obserwując życie miasta. Pomimo ulewy po ulicy kręciło się dużo osób z kolorowymi parasolkami. Zagle poczułam duże dłonie na biodrach.
- czemu tu tak sama siedzisz? - wyszeptał chłopak do mojego ucha.
~ bo nie mam ochoty cię widzieć
- przepraszam - powiedział tylko i wyszedł. Dokończyłam posiłek i sprawdziłam iPhona. Żadnych wieści, nawet od mojej Sally. Nie miałam znajomych, więc czego się spodziewałam? Dzisiaj dopiero niedziela, więc jeszcze dwa dni do przyjazdu mojej bliźniaczki. Nie powiem jej narazie o Jasiu, to będzie nieapodzianka. Wybiła godzina 21. To doskonały moment na serial. Ale Jasiek siedzi przed telewizorem... Zaraz, chwila! To mój dom, i mój TV! Wymaszerowałam z pokoju z zaciśniętymi pięściami i stanęlam przed zdezorientowanym Jankiem. Bez słowa wskazałam drzwi, co na szczęście zrozumiał, ale ani myślał wychodzić.
- dlaczego mam sobie iść?
~ bo to mój salon
- i?
~ i czas na serial!
- i na mecz
~ wyp*******j!
- nie gorączkuj się bo jeszcze okresu dostaniesz! - podniósł ręce na znak poddania i wyszedł do swojego pokoju. Z ulgą włączyłam serial i usnęłam przy nim. Obudziłam się w nocy. Nie myłam się już, tylko położyłam się spać, zmieniając jedynie ubrania na piżamę w kropki. Zasnęłam. Po pobudce był już poniedziałek, jupi! Jutro przyjeżdża Sally i nie ma mowy, żebym siedziała dziś w domku. Ubrałam letnią sukienkę w kwiatki i japonki, przedtem wykonując wszystkie podstawowe czynności. Rozpuszczone włosy podtrzymałam czarnymi okularami przeciwsłonecznymi i chwyciłam torbę w dłoń, już wyposażoną. Postanowiłam iść do KFC, a potem na jakieś zakupy. Galeria mieściła się jakieś 20 minut drogi pieszo od domu. W restauracji wybrałam dwuosobowy stolik w rogu lokalu i czekałam na swoje zamówienie: naggetsy z kurczaka, frytki i Pepsi. Przysiadłam na krześle i przez dłuższą chwilę bawiłam się telefonem, aż jedzenie było gotowe. Jadłam sobie nie jak dama, ale jak głodny Neardentańczyk widzący mięso. Tak, to cała ja - jakże urocza dama!
- siemasz Ally! - usłyszałam za sobą. Na przeciwko mnie usiadła śliczna szatynka o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu, ubrana podobnie do mnie. Uśmiechnęłam się do niej.
~ hej Daisy! Dawno się nie widziałyśmy!
- prawda - uśmiech - co powiesz na małe zakupy?
Daisy jako jedyna z klasy zasługiwała na miano mojej dobrej koleżanki. W sumie to dobra kandydatka na BFF, oczywiącie zaraz po Sally. Pokiwałam głową i podzoeliłam się frytkami, a potem ruszyłyśmy do Sinsay'a. Po kilku gpdzinach zakupów pożegnałam się z dziewczyną i wróciłam do domu z reklamówką pełną ciuchów i nie tylko. Kupiłam: różowy crop-top, jeansowe szorty, mini spódniczkę w kwiatki, małą czarną i kolejną parą japonek. Od razu odłożyłam siatki do szafy, gdyż nie chciało mi się ich rozpakowywać. Chwyciłam za mój notes i napisałam:

29 czerwca
Hello, ziom :p
Dzisiaj ja i Daisy byłyśmy na sporych zakupach. Pokłuciłam się z Jankiem i to chyba tyle z nowości. Jutro przyjeżdża do mnie Sally! Kocham ją, kocham kocham kocham! Już niedługo moje urodzinki, życz mi szczęścia w prezentach ;) papap :*

Odłożyłam zeszyt do szuflady i poszłam zamówić kebab. Dzisiaj taki dzień z fastfoodami. Nawet jeśli przytyję to mi dobrze zrobi, więc trudno. Kiedy doszło jedzenie i płaciłam sprzedawcy, Jasiek wydawał się trochę obrażony, może ciut obużony. Czyżby lubił kebab ?

COMPLICATEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz