Rozdział 27

208 15 35
                                    

"A piękność jest formą geniuszu - piękność to więcej niż geniusz, gdyż nie wymaga komentarzy. Należy ona do wielkich faktów świata, jak słońce, jak wiosna, albo jak odbicie srebrnego sierpa księżyca w ciemnej wodzie" - Oscar Wilde

(7.10)

- Na pewno dobrze się czujesz?

Liam zadał to pytanie po raz dwunasty tego dnia. Theo był już tym zirytowany, mimo iż rozumiał zmartwienie młodszego.

Kiedy wczoraj był w stanie wyjść z domu Morrisów, zaczynało robić się ciemno, a wtedy jeszcze był roztrzęsiony. Liam zaprowadził go do domu i położył do łóżka. Został z nim na całą noc, za co Raeken był mu naprawdę wdzięczny, bo mimo że nie przyznałby tego na głos, to nie chciał zostawać sam.

W głowie ciągle miał te zapiski. Nie rozumiał jakim cudem zniknęły one, jakby nigdy tak naprawdę tam nie były. I jakim cudem było tam jego pismo? Już dawno odrzucił logiczność zdarzeń w tym mieście, jednak to było dla niego za dużo. Martwił go również fakt, iż skoro wydarzenia się zapętlały, to czy oznaczało, że skończy tak samo jak jego poprzednicy? Oglądając jak znajomi mu ludzie umierają i pomału popadając w obłęd?

Ile razy myślał już w taki sam sposób, jak tamci?

Naszło go też wrażenie, iż wilkołak sam w sobie nie jest problemem. Może było to przez brak możliwości zauważenia bestii, jednak wszyscy wspominali raczej o lesie niż o potworach. Wilki wydawały się być tylko elementem tego wszystkiego...czymkolwiek "to wszystko" było.

Sam widział już, że w lesie działo się coś dziwnego, ignorując tematy wilkołaka. To drzewo, pod którym schowana była piwnica, coś było z nim nie tak. Widział sposób w jaki Liam na nie patrzył, ale wydawał się robić to nieświadomie.

Pozostawali jeszcze Morrisowie. Ich rodzina musiała być jedną z pierwszych, która osiedliła się w tym miejscu. Byli tu praktycznie od początku wydarzeń w lesie. Na pewno wiedzieli coś o tym, co się dzieje. Zakazywali wchodzenia do lasu i polowań. Wiedzieli, że to nic nie da. Może dlatego wilk ich rozszarpał? Jeśli ma rację i wilkołakiem jest Marvin Morris, to mógł on bać się, że rodzina go wyda bądź zabije. Theo jak nigdy żałował, iż nie ma możliwości porozmawiania z kimkolwiek z tej rodziny, z wyjątkiem Roberta, który raczej nie pogada z większym sensem.

Robert też był jak Theo. Dopiero zdał sobie z tego sprawę. Widział atak na swojego brata, a później najpewniej sam został przez niego zaatakowany i dlatego ma blizny podobne do tych Theo. Był to kolejny powtarzający się motyw - blizny po ataku wilka. Dziwne, nienaturalne dla tych zwierząt. Takie zadrapania pochodziły raczej od wielkich kotów, nie psowatych.

Fakt tego, że Morrisowie wiedzieli o nadnaturalnych stworzeniach, jeszcze przed przemienieniem się ich starszego syna, nie zdziwił bardzo Theo. W końcu nawet Alice wiedziała. Być może istniały rodziny bądź większe grupy osób, które próbowały chronić ludzi przed nadnaturalnymi stworami? Liam mógłby wiedzieć o czymś takim.

Miał znów za dużo na głowie.

Mimo ciągłego wypytywania Liama o to jak się czuje, cieszył się, że ma go przy sobie.

- Jest w porządku - odpowiedział mu szczerze - Tylko oczy bolą mnie od światła, ale to nic takiego.

- Jeśli coś byłoby nie tak, masz mi powiedzieć - nakazał, znów powtarzając się.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz