Rozdział 49

112 9 20
                                    

"Oh, all these colors fade for you only
Hold me, carry me slowly, my sunlight

Each day, you'd rise with me
Know that I would gladly be
The Icarus to your certainty
Oh, my sunlight, sunlight, sunlight

Strap the wing to me
Death trap clad happily
With wax melted, I'd meet the sea
Under sunlight, sunlight, sunlight" - Hozier "Sunlight"

----------------
(04.11)

Theo powolnie otworzył oczy. W ich pokoju nadal było ciemno. Nic dziwnego, skoro mieli już listopad a godzina była raczej wczesna. Może nawet tym razem zdążą do szkoły.

Przekręcił się, czując drętwienie w ramieniu. Znalazł na nim Liama, śliniącego się na jego skórę, śpiącego lepiej, niż można było się spodziewać. Uśmiechnął się mimowolnie. Przyciągnął młodszego bliżej, obracając go tak, żeby leżał na Theo. Blondyn zamruczał cicho, wpychając nos w szyję Raekena. Głaskał powolnie jego włosy. Dobrze wiedział, że jeszcze chwilę zajmie, żeby młodszy obudził się. Theo spojrzał na ślady na szyi oraz ramionach Liama. Siniaki w kształcie jego palców zostały zakryte malinkami oraz śladami zębów, które podróżowały po mięśniach w dół. Sam pewnie miał podobne oznaczenia.

Powolnie zaczynało robić się jaśniej. Niebieskawe jeszcze światło zalało pokój, dając znak, że pomału powinni wstawać. Theo nie mógł oderwać wzroku od Liama i jego spokojnej twarzy. Wreszcie spokojnej. Czuł na ten widok czystą satysfakcję. Nawet jeśli wiedział, że teraz będzie czekać ich ciężka rozmowa o tym, co stało się Liamowi - musiał wreszcie poruszyć ten temat i dowiedzieć się, co stało się jego słońcu - to cieszył się chwilą.

Dopiero teraz zobaczył ubrudzone dłonie. Nie zostawiały już śladów, jednak były w tym specyficznym kolorze i pachniały znajomym zapachem. Rozejrzał się po pościeli, zauważając wszędzie ślady swoich dłoni. Krew nie ciekła, kiedy wrócił do mieszkania, ale była na tyle świeża, aby farbować. Odsunął lekko kołdrę, zastając kilka podobnych śladów na przedramionach oraz biodrach Liama. Powinni byli się wczoraj umyć, zdał sobie sprawę. Nawet ignorując krew lepili się do siebie.

- Słonko - ostrożnie pocałował Liama w czoło. Bał się, że niechcący zakłóci ten dobry nastrój, strasząc młodszego - Kochanie, powinniśmy wstawać.

Liam mruknął niezadowolony. Zmarszczył nos i nagle złapał Theo tak mocno, że coś wewnątrz starszego chłopaka strzeliło. Chyba wracała mu siła.

- Liam, miażdżysz mnie - wydusił, ale mało to pomogło.

- Spać - odpowiedział jedynie blondyn, wpychając się jeszcze bardziej na Theo.

Właściwie, to mógłby wrócić do snu. W szczególności z tulącym go Liamem. Ale wolałby nie powtarzać klasy...znowu. Nie wytrzymałby kolejnego roku. Podniósł się, nadal z Liamem trzymającym go szczelnie. Spróbował odsunąć blondyna, ale ten warknął głośno. Theo wywrócił oczami. Już dawno nie robiło to na nim wrażenia. Zabawne, jak dużo zmieniło się przez kilka miesięcy.

- Kochanie - nim skończył, Liam znów warknął. Pazury pojawiły się u dołu jego pleców, lekko drapiąc - Zrobię, co chcesz na śniadanie.

- Naleśniki z czekoladą i bekon - wymamrotał, nagle zadowolony.

- Mam tylko cukier puder, ale gdzieś pewnie znajdzie się kakao - nie skomentował nawet tego dziwnego połączenia.

Liam chwilę zastanawiał się, aż wreszcie odsunął się i krótko pocałował starszego. Na głowie miał czysty chaos, oświetlony słabo wschodzącym słońcem. Zaspane, napuchnięte oczy wyglądały, jakby skrywały w sobie małe słońca z tym, jak jasno błyszczały podczas patrzenia na Theo. Jego usta były zaczerwienione, w kącikach nadal trzymając drobinki krwi. I ten głupkowaty uśmieszek, podobny do zadowolonego szczeniaka. Jak Theo mógłby się w nim nie zakochać.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz