Rozdział 22

203 14 4
                                    

(01.10)

Przewrócił się na plecy, wzrok wlepiając w sufit. W mroku nocy wydawał się być szarawą plamą, rozpościerającą się nad nim. Nie zapowiadało się, aby słońce wyszło w najbliższym czasie. Nie wiedział, która była godzina, ale sięgnięcie po ładujący się telefon na szafce nocnej, wydawało się zbyt dużym wysiłkiem. Leżał więc nieruchomo, gapiąc się w jeden punkt, myśląc o wszystkim i o niczym.

Jutro, on i Liam mieli spotkać się z Morrisem w Eichen. Albo dziś? Naprawdę powinien sprawdzić godzinę...wracając, był on poddenerwowany, odkąd tylko dowiedział się, iż Melissa załatwiła im to spotkanie. Nie spodziewał się tego, ale hej! Marudzić na pewno nie będzie. Chyba że okaże się, iż Robert Morris całkiem stracił kontakt z światem i w niczym im nie pomoże. Co było dość prawdopodobne, gdy tak o tym myślał. Theo stwierdził, że musi przestać myśleć.

W nocy nie mógł spać. Za razem przez Morrisa, lęk przed koszmarami i natrętne myśli o Liamie. Pozwolenie sobie na zbliżenie się do młodszego może nie było najlepszym pomysłem. Niby nic konkretnego jeszcze się między nimi nie zdarzyło, ale Raeken miał wrażenie, że zrobi coś źle. Już mało go obchodziły jego własne uczucia i strach przed opuszczeniem, jednak teraz zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno nie zrobi krzywdy Liamowi. Chłopak, mimo swojego wilkołactwa, wydawał mu się delikatny. Zdecydowanie nie był piekielną bestią, którą nie obchodzi życie ludzkie. Dunbar przypominał mu szczeniaka, którym ostatnio zaczął go nazywać. Trochę żałował, że teraz nie ma blondyna przy nim. Mimo iż to on krążył po jego głowie (co było zdecydowanie lepszą z myśli, jakie miewał), to gdy Liam był przy nim, nie musiał aż tyle myśleć. Czuł się jakby nie musiał się już o nic martwić. Było to jak wzlecenie w powietrze po latach, gdy twoje skrzydła były związane.

Theo zaczynał mieć dość. I to nie w ten ironiczny sposób, który większość ma na myśli, kiedy tak mówi. Ostatnio ciągle czuł jakby wszystko byłoby lepsze, gdyby zwyczajnie zniknął. Nie, nie zniknął -nie urodził się. To nie pierwszy raz, gdy tak myślał. Podobnie czuł się te kilka lat temu po śmierci Tary. Myślał, że już mu przeszło, ale najwyraźniej to w nim zostało i czekało na najgorszy czas, aby mu tylko dojebać.

Theo naprawdę powinien przestać myśleć.

Wreszcie zdobył się na ruch. Usiadł na krawędzi łóżka, zsuwając z sobą kołdrę. Chwilę gapił się na ścianę. Równię bladą i jednolitą jak sufit. Sięgnął wreszcie po ten nieszczęsny telefon i sprawdził godzinę. Czwarta trzydzieści rano. Liczył, że będzie przynajmniej piąta. Znów spał ledwie pięć godzin, jednak było to lepsze niż wczorajsza noc.

Nie kłopotał się z ubraniem spodni. Ruszył do kuchni zrobić sobie kawę, której spora ilość będzie mu dziś potrzebna.

Zapalił małe światło nad kuchenką. Odpalił gaz i wstawił czajnik z wodą. Czekając, postanowił zapalić. Wrócił do sypialni po fajki, zabierając z sobą jednego razem z zapalniczką. Uchylił okno w kuchni i oparł się o ramę.

Osiedle było spokojne. Latarnie dawały pomarańczową poświatę na każdy element na zewnątrz. Nikogo nie widział na podwórku, choć podejrzewał, iż za jakąś godzinę to się zmieni. Zazwyczaj obserwowanie podwórka poprawiało mu humor. Codzienne widzenie jak inni mieszkańcy bloków wychodzą do pracy, bawią się z dziećmi bądź zwyczajnie spacerują, przypominało mu, że życie toczy się dalej. W niektórych mieszkaniach też już paliło się światło. Albo jeszcze. Wiedział, że w bloku po lewo, w mieszkaniu na czwartym piętrze mieszka kobieta trochę starsza od niego i lubi zarywać noce.

Szara chmura dymu wyleciała z jego ust i powolnie rozpłynęła się w powietrzu. Nie było wiatru, co było dość dziwne na październik. Ale miesiąc dopiero się zaczął, jeszcze zrobi się zimno.

Woda zagotowała się. Dźwięk gwizdka rozniósł się po całym mieszkaniu. Wyłączył gaz i zalał sypaną kawę w kubku, którą przygotował wcześniej. Teraz będzie musiał zaczekać aż trochę ostygnie. W tym czasie wypalił papierosa. Usiadł przy swoim małym stoliku w kuchni. Przesunął krzesło tak, aby mógł dalej obserwować osiedle. Kubek z kawą stał na stole, ale co chwilę wędrował pod usta Raekena. Chłopak nagle poczuł się strasznie samotnie. Zazwyczaj to uczucie nie przeszkadzało mu tak bardzo, jednak teraz chciałby, aby ktoś z nim był. Aby mieć kogoś z kim może się obudzić i siedzieć rano w kuchni. Nie musieliby nawet rozmawiać. Zwyczajnie być.

Zaczął zbytnio przyzwyczajać się do obecności Liama. Blondyn ostatnio zaczął spędzać w jego mieszkaniu więcej czasu i Theo złapał się na tym, że wczoraj spodziewał się zobaczyć Liama na swojej kanapie, mimo iż poszedł dawno do domu. Czytanie książek też przestało mu sprawiać tyle przyjemności co wcześniej. Dlatego teraz rzadziej sięgał po jakąś lekturę i tkwił w tej dobijającej go bezczynności. Miał tylko nadzieję, że wkrótce mu przejdzie i wróci choć trochę do poprzedniej codzienności.

Dokończył kawę, gdy słońce zaczęło wschodzić. Promienie leniwie rozciągały się po ścianie bloku i odbijając od okien.

Wreszcie wstał, aby się ubrać. Znalazł w swojej szafie czarne dżinsy, których dawno nie nosił i golf kupiony przez Josha. Założył wszystko, stwierdzając, iż będzie wyglądać w porządku. Gdy ubrał się oraz umył było przed szóstą. Spotkanie z Morrisem było o dziesiątej, więc dalej miał sporo czasu.

Wziął torbę, w którą wpakował dziennik. Musiał upewnić się, że należy do niego. Wtedy przypomniał sobie, że zapomniał uczesać włosy. Zaczęły sięgać do jego ramion i gdy porządnie ich nie rozczesał robiły się kołtuny. Nagle stwierdził, iż musi je ściąć. Nie jakoś bardzo, ale przynajmniej podciąć, aby nie sięgały za uszy. Złapał za nożyczki, następnie wracając do łazienki. Zdjął golf, rzucając go na pralkę. Zmoczył wodą końcówki i zaczął ciąć. Jakoś go to uspokoiło. Widok lecących do zlewu kosmyków był dziwnie przyjemny. Gdy skończył, strzepnął na ziemię kosmyki na jego barkach. Przejechał dłonią po swoich włosach, próbując pozbyć się odciętych fragmentów. Stwierdził, iż nie wygląda to najgorzej, jak na domowe strzyżenie. Przed ponownym założeniem golfu, przejechał wilgotną dłonią po karku. Pojedyncze włosy przykleiły się do jego skóry.

Wyszedł z łazienki, zaczynając szukać jakiegoś ubrania z kapturem. Zwykła bluza nie pasowałaby, a z jakiegoś powodu nabrał ochoty na wystrojenie się. Znalazł lekki płaszcz, którego kapturem zakryje po części policzek i czoło. Wziął jeszcze okulary, stwierdzając, iż może już zadzwonić do Liama. Chciał to zrobić od rana, jednak powstrzymał się. Zauważył, że Liam lubi spać.

Sygnał z telefonu ciągle pikał. Już myślał, że włączy się poczta głosowa, jednak nagle usłyszał zaspany głos blondyna. Brzmiał naprawdę dobrze zaraz po przebudzeniu. Już kiedyś tak stwierdził i podtrzymywał tą opinię.

- Halo? - zapytał zaspany. Znów nie sprawdził kto dzwoni.

- Witamy śpiącą królewnę wśród żywych - zaczął podniesionym głosem, wiedząc, że nie będzie to przyjemne dla Liama - Na dziś mamy zaplanowaną wycieczkę do psychiatryka i porozmawianie z - być może - seryjnym mordercą!

- Japierdole - usłyszał od młodszego. Głos miał stłumiony. Najprawdopodobniej wsadził głowę w poduszkę.

- Nie mów, że zapomniałeś - Theo tym razem był poważny. Odpowiedziała mu cisza, co wziął za "tak". Westchnął cierpiętniczo, czekając na reakcję Dunbara.

- Przepraszam - krzyknął nagle Liam. Ton miał autentycznie wystraszony i skruszony - M-miałem ustawić budzik, ale jakoś zapomniałem.

Znów zaczął się jąkać, jak na początku roku, gdy się spotkali. Theo musiał go jakoś uspokoić.

- Nic się nie stało - odpowiedział opanowanym tonem - Dlatego zadzwoniłem - Usłyszał westchnięcie pod drugiej stronie i uśmiechnął się delikatnie.

- Myślałem, że się spóźnimy czy coś - zdaniu towarzyszył dźwięk uderzenia o materac. Raeken wyobraził sobie jak młodszy pada na łóżko...w samych bokserkach...Okay Raeken skup się. Znowu skrzyczał siebie w myślach. To chyba nie było zdrowe.

- Na spokojnie - odciągnął telefon od ucha sprawdzając godzinę - Jest dopiero siódma, ale jak mówię, wolałem zadzwonić.

- Kurwa siódma? - jęknął Liam, co wywołało śmiech u Theo - Nie śmiej się tam. Wracam spać.

Przez chwilę Raeken myślał, iż młodszy rzeczywiście się rozłączy. Podejrzewał, że byłby w stanie to zrobić.

- No weź, szczeniaku - zaśmiał się cicho, próbując przeciągnąć rozmowę z Dunbarem.

- Nie masz nic innego do roboty? Na przykład sen? - Liam brzmiał na naburmuszonego. Zawsze delikatnie wypychał wtedy poliki i schylał głowę, przez co wyglądał bardziej dziecinnie. Było to słodkie, według Raekena - Nie zarwałeś znowu nocy, prawda? - zapytał tym razem poważnie. Theo też trochę stracił humor. Nie wiedział co odpowiedzieć. Spał trochę. Chyba sześć godzin. Albo pięć? Nie bał się aż tak koszmarów, ale po dwóch nocach, gdy Liam zostawał u niego, jakoś ciężko było mu zasnąć. Znów też przecież obudził się wcześniej i nie potrafił ponownie się położyć.

- Nie, spałem trochę - wreszcie się odezwał.

- Theo nie możesz tak niszczyć sobie zdrowia - zaczął Dunbar. Theo tylko westchnął, bo przecież dobrze to wiedział. Sam doszedł do tego wniosku jeszcze za nim relacja jego i Liama tak się rozwinęła. Nie mógł jednak dużo na to poradzić. Gdy był sam w domu, w szczególności w nocy, ciągle czuł się jakby coś miało się zdarzyć. Jego mózg nie przyjmował do wiadomości, iż jest bezpieczny i może zasnąć.

- Myślisz, że chcę tak robić? - zapytał ostro, tym typowym dla siebie tonem, gdy ma zamiar zakończyć temat.

- Nie mówię tego, T -

- Właśnie, kurwa, że tak - przerwał mu, podnosząc ton - Ja też mam tego dość, uwierz mi.

Zapanowała cisza. Theo pożałował dzwonienia do młodszego. Mógł po prostu zaczekać aż będzie dziesiąta i Liam się spóźni. Liam nie miałby czasu na robienie mu wykładów.

- T, wiem, że to nie twoja wina - delikatny głos młodszego wyciągnął go z zamyślenia - Chciałem tylko wiedzieć, czy przypadkiem się nie pogorszyło.

Theo pozostał cicho. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Poczuł się odrobinę głupio za takie naskoczenie na blondyna, ale nie potrafił odebrać tego inaczej. Jakoś przywykł do bycia obarczanym o wszystko co się z nim dzieje, bo przecież to było jego życie. Jeśli coś się jebało to była to jego wina. Zawsze była to jego wina.

- Jak chcesz, to po ciebie przyjadę - zaproponował, chcąc zmienić temat.

- Fajnie by było - Liam wydawał się trochę rozchmurzyć - Przyjedź za pół godziny, co? Posiedzimy jeszcze chwilę u mnie.

- Do zobaczenia - odpowiedział tylko i rozłączył się.

Nie był pewien czy chce iść do Liama. Przed chwilą marudził, że mu go brakuje, ale teraz gdy zaczęli skupiać się na nim i jego problemach, stracił całą ochotę na rozmowy. Było to głupie, bo wiedział, iż powinien w jakiś sposób poradzić sobie z bezsennością. Nie miał tylko pojęcia jak zrobić to samemu, a pomocy nie chciał. W szczególności nie od Liama, który i tak miał przez niego sporo problemów.

Stwierdził, że skoro ma jeszcze godzinę, to spędzi ją na przeglądaniu dziennika. Nie ruszał go, odkąd znalazł ukryte zapisy. Z Liamem przeczytali jedną stronę, która nie była o niczym związanym z wilkołactwem. Po tym głowa Theo zaczęła boleć za bardzo, aby skupić się na czymkolwiek. Dunbar mu wtedy trochę spanikował, ale wystarczyło, że na chwilę się położył. Niestety ból wracał za każdym razem, gdy brał dziennik do rąk. Jakby coś nie pozwalało mu czytać dalej.

Theo otworzył dziennik i podłożył pod kartkę latarkę z telefonu. Chwilę ustawiał kartkę, aby światło odpowiednio padało na zarysowania. Jego oczy nagle stały się nadwrażliwe. Mimo to próbował czytać.


" 22.01.1981
W nocy obudziło mnie wycie. Było ciemno i księżyc świecił prosto w moje okno. Nie było pełni, jednak wydawał się wyjątkowo duży. Wilk wrócił widziałem go. Kręcił się w lesie dookoła domu. To było jakbym go czuł. Jakbym w jakiś sposób związał się z nim, gdy zaatakował Marvina. Ni w em d a cz o t-"

Theo przetarł oczy. Nie potrafił przeczytać następnych zdań. Widział tylko pojedyncze litery, reszta była rozmazana, jakby rozpłynęły się po kartce.

"Księ c ponoć m wp w na ich z | owanie. Sprawdziłem j k d ała ą fa y, a e"

Odłożył dziennik, czując ucisk w głowie. Miał wrażenie, że czaszka zaraz mu pęknie. Przetarł oczy, które również go rozbolały od ciśnienia w nich. O dziwo pod palcami poczuł ciecz. Więcej niż byłoby to normalne i tylko po lewej stronie. Odsunął palce, przenosząc je bardziej pod zdrowe oko. Krew. Na palcach miał krew.

Zerwał się do łazienki. Stanął przed lustrem i wytrzeszczył oczy. Z jego ślepego oka zaczęły wylatywać pojedyncze krople krwi. Wyglądało to jakby płakał. Było to dziwne, piekące uczucie, którego nie czuł odkąd wilk go oślepił. Myślał, że z jego oka nie jest w stanie nic wylecieć. Nie więcej niż samo oko, jak powiedzieli mu lata temu lekarze. Zaczął wycierać krew chusteczkami. Ciecz przestała wypływać, ale pozostawiła po sobie kilka czerwonych smug.

Nagle jego telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Liam, więc natychmiast odebrał.

- Jedziesz? - zapytał młodszy bez żadnego przywitania.

Raeken zmarszczył brwi i odchylił telefon, aby sprawdzić godzinę. Jakim cudem była już prawie ósma?

- Tak, tak. Zaraz będę.

Rozłączył się. Pobiegł szybko po okulary oraz płaszcz. Na parkingu minął się z sąsiadką z dwójką dzieci, które polubiły Snow. Znaczy Liama. Teraz wydawało mu się to zabawne, gdy myślał o tej sytuacji.

Pod domem Dunbara był dziesięć minut później. Miał nadzieję, że dobrze zapamiętał adres i zapuka do odpowiedniego domu. Podczas drogi postanowił sobie nie wspominać o sytuacji sprzed kilku minut Liamowi. Chłopak i tak wystarczająco się o niego martwił. Nie chciał również być o to wypytywanym, tak samo jak o sen.

Wszedł na ganek, szybko pukając do drzwi, po tym jak zdjął kaptur. Chwilę potem otworzył mu Liam. Blond włosy miał potargane, wyglądające jak jasny puch. Dalej wyglądał na zaspanego.

Niespodziewanie przybliżył się do starszego chłopaka, przytulając go krótko. Raeken nie wiedząc jak zareagować, stał w miejscu z rękoma lekko uniesionymi, aby nie dotknąć Liama.

Blondyn odsunął się chwilę później i łapiąc za Theo za rękę, prowadził go do środka. Weszli do salonu, gdzie Liam dopiero mu się przyjrzał. Przez chwilę myślał, że na policzku zostało mu trochę krwi, jednak blondyn patrzył bardziej na jego ubiór.

- Cholera, dobrze wyglądasz - powiedział, jakby do siebie. Liam szybko zrobił się czerwony i odwrócił wzrok - Znaczy, nie miałem tego na myśli.

- Czyli uważasz, że jestem brzydki? - zaczepił, sprawdzając reakcję młodszego.

- Co, nie?! Nie! - wykrzyknął - Jesteś przystojny! Bardzo.

Na jego słowa Theo sam zarumienił się lekko, nie spodziewając się aż takiego wyznania. Liam zaś przechodził jakieś pięć etapów zażenowania.

- Znaczy - spróbował znowu się wytłumaczyć, jednak zrezygnował z tego pomysłu - Wiesz co, po prostu się zamknę.

Raeken już nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Ostatnia zła noc oraz poranek poszły w zapomnienie. Blondyn stał ciągle przed nim, chowając czerwoną twarz w dłoniach.

- Też uważam, że jesteś niczego sobie szczeniaku - odpowiedział, gdy wreszcie przestał się śmiać.

- Spierdalaj - warknął młodszy. Odwrócił się, wskakując na kanapę. Skrzyżował ręce na piersi i udawał obrażonego. Theo wreszcie ściągnął płaszcz i usiadł obok niego. Uśmiech dalej błądził na jego ustach. Jeśli miał być szczery, to ucieszył się bardzo z faktu, iż Liam uważa go za atrakcyjnego. Serce szybciej zabiło mu w piersi w sposób, w jaki chyba nigdy wcześniej. Zapadła cisza, w której Dunbar dalej siedział niby-oburzony.

Nagły dźwięk kroków zwrócił uwagę starszego nastolatka. W pokoju pojawiła się Melissa. Theo dość szybko ją rozpoznał. Kobieta jednak wydawała się nie zwracać na nich uwagi. Dopiero gdy stanęła w przejściu do kuchni, zauważyła obecność obcego w domu.

- Dzień dobry - przywitał się Raeken, nie chcąc wyjść na niewychowanego.

- Theo? - zapytała Melissa po dłuższym przyjrzeniu się chłopakowi. Theo był szczerze zdziwiony, że go zapamiętała - Ale wyrosłeś - stanęła oparta o ścianę i uśmiechnęła się szeroko.

- Trochę czasu minęło - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech - Za to pani się nie zmieniła - dodał.

- A weź przestań - machnęła na niego ręką. Uśmiechnęła się jednak szerzej. Poszła do kuchni, zaczynając coś sobie przyszykowywać.

Liam wtedy podniósł się. Zaczął iść w stronę schodów, pokazując dłonią, aby Theo poszedł za nim.

Pokój blondyna był pierwszym na piętrze. Był dość spory z szarymi ścianami i łóżkiem przy oknie na wprost od wejścia. Dunbar skinął głową na posłanie, samemu stając obok biurka przy przeciwnej ścianie.

Ledwie zdążył usiąść na łóżku, a jego telefon zaczął wydzwaniać. Wyjął urządzenie z kieszeni. Imię "Joshy" wyskoczyło na ekranie.

- Czego, grzecznie pytam? - zapytał z słyszalnym uśmiechem.

- Już czego - Josh przedrzeźnił jego głos, co nie wyszło mu za dobrze - Co stało się z "Błagam, nie zostawiaj mnie! - zaczął aktorzyć, próbując udawać płacz - Zamieszkaj ze mną!".

Theo tylko wywrócił oczami. Jego uwagę przykuł Liam. Patrzył niby za okno, ale wydała go zniesmaczona mina. Podsłuchiwał jebany. Nie było szans, aby bez użycia wilczego słuchu usłyszał go z drugiego końca pokoju.

- Chciałem być miły - odpowiedział Theo, uważnie obserwując Liama - Wypadało po tylu latach naszego związku.

Na to Dunbar odwrócił do niego głowę. Zmierzył go wzrokiem, próbując wyłapać czy to prawda.

- Yhm - usłyszał powątpiewający głos młodszego - Przyznaj, uwielbiasz mnie i nie możesz pogodzić się, że od teraz nie widzisz mojej pięknej twarzy na co dzień.

- Prawda, co za szkoda - westchnął tęsknie Raeken, uśmiechając się półgębkiem.

- Dobra do tematu - zaśmiał się Josh, ale chwilę potem ucichł - Tu. Jest. Okropnie - wyjęczał Josh, znów symulując płacz.

- Josh, jesteś tam od dwóch dni - przypomniał mu - Nie może być tak źle.

- Jesteś jebanym kłamcą - zapłakał nagle Josh. Theo zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co tym razem chodzi - Obiecałeś, że przyjedziesz, jak będzie źle.

- Japierdole Josh - westchnął, masując czoło - Powtarzam, jesteś tam od dwóch dni.

- Theooo - zaczął błagalnie i Raeken już wiedział, że się nie wymiga.

- W następny weekend? - spojrzał przepraszająco na Liama. Niedługo będą musieli się zbierać, a on jedyne co robił to gadał z Joshem, mimo że miał spędzić czas z Dunbarem. Blondyn znów udawał, że widzi coś interesującego za oknem.

- Tak. Przygotuję ci pokój - nim Theo zdążył coś odpowiedzieć, Josh rozłączył się, brzmiąc już na zadowolonego.

Theo odłożył komórkę z powrotem do kieszeni, wpierw sprawdzając godzinę. Wzrokiem wrócił na blondyna, który stał przy biurku pogrążony w myślach.

- Więc... - zagaił niepewnie blondyn, dalej na niego nie patrząc - wyjeżdżasz.

Raeken westchnął i wzruszył ramionami. Liam go podsłuchiwał. Wiedział to. Theo postanowił jednak udawać, że tego nie zauważył.

- Czasem trzeba - odpowiedział poważnie - Wiesz, nawet o związek na odległość trzeba dbać.

Uśmiechnął się, gdy zauważył jak Dunbar zmarszczył brwi na kilka sekund. Zacisnął mocniej dłonie i wziął większy wdech.

Theo nie wiedział jaki problem Liam miał do Josha, ale zauważył, że robi się o niego zazdrosny. Wystarczy, iż Theo o nim wspomni. Może był to jakiś wilczy instynkt? Walka o terytorium? Chociaż, do tego raczej potrzebny byłby inny wilkołak. Jeśli Josh okaże się wilkiem, Theo to wszystko pierdolnie i zamieszka w Eichen.

- Dlaczego Josh nie wie o twoich koszmarach? - spytał z słyszalnym zdenerwowaniem.

Dlaczego Josh nie wie? Dobre pytanie. Josh był jego jedynym przyjacielem, przed pojawieniem się Liama. Logicznie to on powinien dowiedzieć się o wszystkim pierwszy, a w rzeczywistości wyszło na to, że wie najmniej. Theo sam nie rozumiał czemu tak bardzo obawiał się opowiedzenia mu czegokolwiek. Z Liamem jakoś przyszło mu łatwiej. Może mieli sobie przeznaczone poznać się w pojebany sposób i robić coś typowo z horroru wziętego?

- Czasem trzeba pominąć pewne fakty - odparł prześmiewczo, próbując zachować tonacje rozmowy o jego i Diaza "związku".

- W takiej relacji? - Liam wreszcie spojrzał na niego. W niebieskich oczach pojawił się chłód, przez co Theo wiedział, iż lepiej przystopować z tą historyjką.

- Jaka tam relacja - machnął ręką, mówiąc już na poważnie - Raz mnie pocałował.

Liam zawarczał. Zawarczał jak wtedy w lesie i Raekena przeszły ciarki. Dunbar zerwał się z miejsca, idąc do wyjścia z pokoju. Theo patrzył za nim zdziwiony. Podskoczył na trzaśnięcie drzwi. Chwilę potem słyszał ciężkie kroki po schodach.

Nie wiedział, jak się zachować. Nie sądził, że cała ta gadka tak zdenerwuje blondyna. Nie miał zamiaru aż tak go rozzłościć. Musiał zapamiętać, aby tak z nim więcej nie gadać.

Wstał z łóżka, idąc za Liamem. Znalazł go na dole w kuchni. Stał oparty o blat i jadł kawałek pizzy, co wyglądało dość zabawnie z jego oburzonym wyrazem twarzy. Jak dzieciak.

Wszedł do pomieszczenia, chcąc stanąć bliżej blondyna.

- Czego chcesz? - Theo potrzebował sporo wysiłku, aby nie zaśmiać się z jego oschłego tonu, zaburzonego przez pełną jedzenia buzię.

Nie odpowiedział mu. Podszedł bliżej, stając przed nim. Gdy Liam unikał jego wzroku, schylił się delikatnie, tak aby być na wysokości oczu chłopaka. Złapał go za biodra, przyciągając bliżej.

- Zostaw mnie - nakazał stanowczo młodszy, prawie wypuszczając jedzenie. Mimo to, nie szarpał się. Tylko raz spróbował zrobić krok w tył, ale szybko zorientował się, że nie ma gdzie. Raeken wiedział, iż mógłby go z łatwością odepchnąć, gdyby chciał. Dlatego się nie posłuchał.

- Li - uśmiechnął się do niego. Widział jak niebieskie oczy znów stały się łagodniejsze i blondyn zrelaksował się odrobinę.

- Mówię poważnie - ostrzegł, znów odwracając wzrok.

- Ale co - udawał głupiego, przyciągając go jeszcze bliżej. Objął go w pasie, splatając dłonie na jego plecach.

- Theodor - warknął na chwilę świecąc oczami. O dziwo w żaden sposób nie zadziałało to na Theo. Już bardziej przejął się użyciem jego pełnego imienia.

Ich twarze były blisko. Zbyt blisko jak zakładałaby norma dla przyjaciół. Ale czy z Joshem nie było podobnie?

I w tym momencie do Theo dotarło, że próbował przespać się z Joshem praktycznie na oczach Liama. Dalej czasem było mu ciężko ogarnąć, iż wszystko co robił i pokazywał Snow, było tak naprawdę z Liamem.

- Musimy się zbierać - stwierdził - Jest po dziewiątej, a dotarcie do Eichen trochę nam zajmie...i pewnie będą chcieli nas sprawdzić przed wejściem - Powiedział po dłuższej ciszy.

- T-ta, chyba tak - wyszeptał w odpowiedzi Liam, opierając się bardziej o blat. Theo z niechęcią puścił go, już czując brak jego ciepła obok. Zastanawiał się nad zaproszeniem blondyna do siebie. Mieli jeszcze cały weekend wolnego i nic nie stałoby na przeszkodzie.

Kilka minut później byli już w aucie. Przejechali przez osiedle i znaleźli się na głównej drodze. Z tego co sprawdzał Raeken, dojechanie do Eichen powinno zająć im nie więcej niż piętnaście minut. Dość szybko zorientował się, że szpital znajduje się zaraz obok miejsca, w którym ostatnio pił z Joshem. Była tu tylko jedna droga, więc ciężko byłoby tędy nie przejeżdżać.

Gdy wyjechali za teren miasta, mijając ostatni dom, cisza panująca w aucie jakoś zaczęła ciążyć Theo. Miał już zamiar się odezwać, jednak coś strzeliło głośno i auto zaczęło zjeżdżać z drogi.

Raeken, starając się nie rozpierdolić o nic dookoła nich, złapał mocniej za kierownicę. Ciężko było utrzymać ją w miejscu. Koła ciągle skręcały, aż wreszcie udało mu się jakoś zatrzymać.

Czuł na sobie wzrok Liama, który kurczowo trzymał się fotela. Theo jeszcze kilka sekund trzymał kierownicę, bojąc się ruszyć.

- Co to kurwa było? - cichy głos Liama rozbrzmiał mu w uszach jak pisk, który czasem tak mu ciążył.

- Chyba opona strzeliła - domyślił się i wreszcie puścił kierownicę. Zgasił silnik. Wysiadł na zewnątrz, wpierw sprawdzając, czy aby na pewno nikt za nimi nie jechał. Droga na szczęście była pusta.

Zaczął oglądać auto, słysząc, iż Liam również wysiadł. Miał rację co do opony. Guma w tylnym, prawym kole była przez coś przebita. Domyślił się, że coś było na drodze. Zaklął pod nosem i poszedł sprawdzić czy w bagażniku ma zapasowe koło. Na ich szczęście miał prawie wszystko co potrzebne.

- Okej, zła i dobra wiadomość - krzyknął do Liama, stojącego na przodzie auta.

- Dawaj tą dobrą - postanowił młodszy. Chwilę potem znalazł się już obok Raekena. Zajrzał mu przez ramię do auta.

- Mamy koło na zmianę - mówiąc to wywalił je na zewnątrz.

- A ta zła?

- Nie mam lewarka - Theo odwrócił się do niego. Stali znów blisko siebie. Liam jednak nie próbował się odsuwać.

Theo miał zamiar dzwonić po lawetę, ale Liam przytrzymał jego ramię, gdy sięgnął po telefon. Blondyn uśmiechnął się pewnie i złapał za tylni błotnik. Raeken wytrzeszczył oczy, widząc jak młodszy z nie tak dużym wysiłkiem unosi tył pojazdu. Liam okazał się dużo silniejszy niż Theo myślał. Wilkołactwo - jasne, iż był sprawniejszy fizycznie, ale że aż tak?

- Długo tak tego trzymać nie będę - ostrzegł młodszy, odwracając głowę do Theo.

Raeken złapał za zmienne koło i jak najszybciej mógł, zmienił je z popsutym. Liam, dopiero kiedy Theo się odsunął, opuścił pomału pojazd na ziemię. Nie wyglądał nawet na bardzo zmęczonego. Wytrzepał dłonie z brudu, uśmiechając się szeroko. Szczeniak. Ale może Theo nie powinien go aż tak lekceważyć. Nie że bał się go, jednak musiał mieć na uwadze, iż Liam może z łatwością wyrządzić krzywdę.

Wrócili w ciszy do auta. Niecałe cztery minuty jazdy później dojechali do zjazdu do Eichen. Droga ciągnęła się do lasu, a na jej końcu widoczny był spory budynek ogrodzony wielkim płotem. Ochroniarze stali przy wjeździe. Z niechęcią wpuścili nastolatków do środka, każąc im zaparkować zaraz obok bramy.

Budynek był stary. Bardziej przypominał dawny dwór bogatej rodziny. Trochę jak willa rodziny Morris. Przed schodami, prowadzącymi do wejścia do budynku, czekał na nich mężczyzna w białym stroju. Theo nigdy nie rozumiał czemu w psychiatrykach wszystko miało być białe.

- Państwo w odwiedziny? - zapytał mężczyzna, nie siląc się na uśmiech.

- Tak, do Roberta Morri- zaczął Liam, jednak mężczyzna wszedł do budynku, ignorując go.

Blondyn spojrzał zaskoczony na Theo. Starszy tylko wzruszył ramionami i popchał Liama do środka.

Zostali zaprowadzeni do recepcji, gdzie kazano im oddać zapalniczki, wisiorki, bransoletki, pierścienie i okulary. Kiedy zapalniczka nie stwarzała problemu, to okulary już ciężko było mu zdjąć. Zrobił to jednak bez większego protestu. Przeszukano jeszcze jego torbę, dla pewności czy nic nie chowa.

Z głównego holu zabrano ich do klatki schodowej. Poszli w dół, do piwnic. Korytarze tam rozchodziły się w dwie strony, będąc oddzielone drzwiami na kod. Poszli do drzwi po lewo. Dotarli do następnych drzwi, kratkowanych i metalowych. Stał przy nich ochroniarz. Na znak mężczyzny w białym wpisał kod i otworzył dla nich przejście.

- Na końcu korytarza - wskazał dłonią, przepuszczając nastolatków.

Theo i Liam niepewnie poszli w wskazanym kierunku. Po prawo znajdowały się przeszklone pokoje. Liam niekoniecznie miał ochotę do nich zaglądać. W szczególności do tych z plamami krwi i zarysowaniami przy drzwiach. Theo zaś obserwował każdą z nich. W jednych widział siedzące na pryczach osoby, w drugich chodzili po pokoju, a w jeszcze innych nikogo. Tylko plamy.

Dotarli na koniec korytarza. Mężczyznę, który ich tu przyprowadził, ledwie widzieli w słabym świetle. Stanęli przed pokojem identycznym do poprzednich. Tyle że bez plam. Jedynie z zadrapaniami dziwnie wysoko na szybie.

Sylwetka mężczyzny widoczna była na końcu pryczy przy prawej ścianie. Siedział do nich tyłem. Był szczupły z czarnymi włosami gładko ulizanymi.

Theo miał wiele pytań. Myślał o tej rozmowie od dłuższego czasu. Zastanawiał się jak będzie wyglądać, jak wygląda sam Morris i konkretnie o co spyta. Teraz jednak, gdy miał go przed sobą, wszystko wyleciało mu z głowy. Nie tak to sobie wyobrażał. Morris nie powinien wyglądać tak, jak wygląda. Nie powinien być w tym miejscu. Nie tu. Miał...przeczucie, że tak nie powinno być. Co mu właściwie dolegało? Czemu był w Eichen?

- Panie Morris? - w zaczęciu rozmowy wyręczył go Liam, widząc, iż starszy chłopak odpłynął myślami - Możemy chwilę porozmawiać?

Mężczyzna wpierw nie ruszył się. Jakby w ogóle nie usłyszał blondyna. Światło na korytarzu zaczęło wydawać buczący dźwięk. Theo postanowił zbliżyć się do szyby, aby w nią zastukać, jednak wtedy usłyszeli cichy głos.

- Mój brat, znaleźli go? - stary, przychrypnięty głos, pasujący bardziej do osiemdziesięciolatka niż mężczyzny po pięćdziesiątce, miał w sobie coś z dziecka. Przestraszonego dziecka. Na jego dźwięk Theo zrobiło się przykro. Nie był wielce współczujący, jednak widząc słysząc człowieka tak zniszczonego, nawet w jego sercu coś drgnęło.

- Nie, przepraszam, to nie o niego chodzi.

Na słowa Liama Morris pokiwał wolno głową, odwracając się trochę w ich stronę. I wtedy Theo zobaczył jego lewe oko; ślepe i rozdarte. Wyglądające jak to jego, jednak bez aż tylu blizn dookoła. Jakby coś celowało konkretnie w oko.

Buczenie lampy stało się głośniejsze. Przynajmniej dla Raekena, którego nagle oblała fala zimnego potu. Ciężko mu się oddychało.

- O co chodzi dzieciaki? - Nagle jego ton zmienił się zupełnie. Twarz rozpromieniła się i sylwetka wyprostowała, jak gdyby stał się inną osobą.

- Ymm - Liam spojrzał pytająco na Theo, jednak ten dalej gapił się na oko mężczyzny. Szturchnął go ramieniem, co wreszcie ściągnęło Raekena na ziemię.

- Ja...ymm - Przejął to "ymm" od Liama. Później będzie go musiał za to ukatrupić - Znalazłem coś, co należy do pana.

Wyjął dziennik z torby. Nie wiadomo kiedy, Morris znalazł się przy szybie. Theo odskoczył wystraszony na nagły ruch. Co również go zaskoczyło, był Liam. Stanął między nimi, kładąc dłoń na klatce Raekena. Bronił go. Jak wtedy w lesie.

- Skąd to masz? - zapytał poprzednim głosem. Był wystraszony. Patrzył szerokimi oczami okiem na dziennik. Trochę wyglądał, jakby walczył z samym sobą przed rzuceniem się na szybę, jak i ucieczką w kąt pokoju. Theo nie wiedział co bardziej go niepokoiło.

- Znalazłem w domu w lesie.

Morris podniósł na niego wzrok. Mężczyzna dopiero teraz zauważył jego blizny. Odsunął się parę kroków. Kiwał głową, mamrocząc coś do siebie.

- Nie powinieneś był - powiedział głośniej. Theo przepchnął się przez Liama, aby lepiej go słyszeć - Nie wchodź do lasu. Nie możecie. Znowu zaatakuje. Znowu zginą. Wszyscy zginą.

Morris objął się ramionami, wzrok miał nieobecny i usiadł na poprzednim miejscu. Odwrócił się do nich tyłem, ciągle coś mówiąc pod nosem.

- Panie Morris? - spróbował skupić uwagę starszego znów na nich, jednak nie pomogło. Powtórzył się, ale dało to ten sam efekt - Robert?

Jego oczy skupiły się na usłyszenie swojego imienia. Tak, jak gdyby nikt nie zwracał się tak do niego od wielu lat.

- Nie przestanie, póki go nie znajdzie - nie było to już mamrotanie. Głos miał pewniejszy i bardziej kierował słowa do nastolatków - Musi go znaleźć. Musisz go znaleźć.

Theo od razu przypomniał sobie sen, w którym pierwszy raz usłyszał te słowa. Wydawało mu się znów usłyszeć głos siostry.

- Kogo? - starał się brzmieć jak najdelikatniej mógł. Nie chciał, aby starszy mężczyzna znów odpłynął.

- Wilka - odwrócił głowę w ich stronę. W spojrzeniu miał coś, co przyprawiło Theo o ciarki. Nie tylko przerażenie, ale również winę. Obwiniał się - Wilk. Wilk oszukał owcę - słowa znów zmieniły się w szept - Oszukał i zjadł. Kości powiesił na drzewie.

Wilk i owca. Dlaczego ostatnio ciągle widział ten motyw? Raeken nie próbował dalej rozmawiać. Nagle na jego ramieniu wylądowała czyjaś dłoń. Podskoczył, widząc że Liam również drgnął.

- Musicie już iść - oznajmił pracownik ośrodka, n zabierając dłoni. Theo strzepnął rękę i sam ruszył do wyjścia.

Na zewnątrz już, po wejściu do auta, Theo poczuł się gorzej niż z rana. Jedyne co wynikło z tej rozmowy, to potwierdzenie, że pamiętnik należy do mężczyzny, który zaatakował Liama oraz że wilkołak jest w lesie. Przynajmniej tak zrozumiał "musisz znaleźć wilka". Wracając do tego, Theo nie zrozumiał do końca kto, kogo ma szukać. Wilk szuka kogoś, ale on musi go znaleźć.

Chciał już ruszyć, ale zorientował się, iż Liam nie wsiadł. Stał przy otwartych drzwiach, patrząc na budynek. Uniósł brwi i wychylił się na siedzenie pasażera.

- Li? - blondyn podskoczył, odwracając się szybko - Coś nie tak?

Dunbar usiadł w aucie z nieobecnym wzrokiem. Coś się stało. O czymś myślał.

- Nie, wszystko okej - wymusił uśmiech, chwilę potem znów odwracając wzrok.

Raekena zmartwiło to, bo Liam nie ukrywał przed nim wielu rzeczy. Nie licząc bycia wilkołakiem i mieszkania z nim jako wilk przez miesiąc. Okej, nie był dobry w kłamaniu jako człowiek, tak to ujmiemy. Theo zastanawiało co takiego zobaczył - bądź wyczuł - skoro nie chciał o tym mówić.

Theo odjechał z placówki.

----------------

Theo na początku rozdziału be like:

 ----------------Theo na początku rozdziału be like:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz