Rozdział 37

235 10 33
                                    

Drzwi trzasnęły za nim, gdy wyszedł z łazienki, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Obejrzał dokładnie już wytarty z wody salon, najpierw w poszukiwaniu innych uszkodzeń. Poza kolejnymi zadrapaniami na drzwiach oraz wyrwany w nich zamek, nie było nic. Cieszył się tylko, że mieszkanie należało do niego, a nie było wynajmowane. Następnie zaczął szukać wzrokiem Liama. Spodziewał się znaleźć go w tym, co zostało po ich forcie. Zbliżył się do kanapy, zaglądając nad nią na skupisko kocy. Widoczny pod nimi kształt sprawił, że uśmiechnął się szeroko. Młodszy chłopak cały zawinął się materiałami, będąc zupełnie niewidoczny.

- Li - odłożył ręcznik na podłokietnik, klękając na podłodze - Idź się umyj i wychodzimy - przypomniał mu. Jedyną odpowiedzią było głośne sapnięcie oraz przekręcenie się na bok - Liam - powiedział surowiej, mimo że nie był zirytowany w żadnym stopniu. Gdy młodszy nadal nie wstał, Theo objął go całego razem z tą górą koców i przyciągnął do siebie. Cholera ciężki był. Nie spodziewał się, że zamiast blondyna, wyskoczy na niego wilczy pysk, z językiem przejeżdżającym po całej jego twarzy.

Siedział chwilę w bezruchu, analizując, co się stało. Jego włosy odstawały śmiesznie w górę przez ślinę. Sam wreszcie zarechotał, widząc jak wilk zaczął tarzać się w materiale z zadowoleniem na pysku. Zapomniał już, jak wyraźnie emocje malują się nawet na wilczej wersji Liama. Pokręcił głową w dezaprobacie, ale sekundę później skoczył na niego, zaczynając wbijać palce w brzuch. Wilk wił się, wydając dźwięki, jakie chyba były śmiechem.

Skończyli dobrą minutę później, leżąc już oboje i wpatrując w sufit. Theo nigdy nie był tak szczęśliwy. Nie chciał, aby ta sielanka kiedykolwiek się skończyła. Poczuł mokry nos na policzku. Białe futro, teraz lekko ubrudzone czerwienią przy pysku, przykryło jego twarz. Liam położył na nim głowę, zabierając dostęp do tlenu.

-Memhoneonyac - wymamrotał w futro, co miało znaczyć "nie mogę oddychać". Liam ponownie sapnął ciężko, ale podniósł głowę, oblizując zęby. Szybko stwierdził, że chce wrócić do "czyszczenia" Theo na swój sposób, ponownie wytykając język - Tak, tak. Też cię kocham - odepchnął go Raeken. Podniósł się do siadu, patrząc uważnie na wilka - Przemieniaj się i idź wykąp - wskazał palcem łazienkę. Liam również usiadł, patrząc na niego, jakby zabił mu rodzinę. Chwilę mierzyli się wzrokiem, ale czy Theo wspominał, jak działały na niego oczy Liama? - A weź ty - machnął na niego dłonią. Wstał z podłogi, idąc po bluzę i okulary - Zaczekaj, zaraz wrócę.

Chciał złapać za klamkę drzwi, ale na drodze stanęło mu duże ciało wilka. Spojrzał na niego zdziwiony. Byłoby łatwiej dojść do porozumienia, gdyby Liam mógł mówić i najlepiej był znów człowiekiem. Tak bardzo, jak kochał tą wilczą wersję - przynosiła miłe wspomnienia - to denerwował go brak komunikacji oraz odgadywanie burczenia Liama. Chłopak robił się o wiele bardziej marudny w tym wydaniu.

- Muszę iść do sklepu - przypomniał, zakładając ręce na piersi - Bez smycz- chciał mu wytłumaczyć, ale Dunbar nagle odszedł od drzwi, drepcząc do sypialni. Theo z zdziwienia został w miejscu, chcąc wiedzieć, co wilk odwali tym razem. Na widok czarnej skóry w pysku, cały się zaczerwienił. Czyli Liam znalazł obrożę. Ciekawe kiedy. Przyjął ją w ręce, zastanawiając się, jak sprawić, aby sytuacja ta była dla niego mniej niezręczna - Dalej nie mam smyczy - spróbował, mając nadzieję, że to przekona młodszego na zostanie w mieszkaniu.

Na wilczej wersji Liama jeszcze to zniesie, jednak obawiał się, iż blondyn zmieni się w człowieka mając ją na sobie. Nawet na wyobrażenie sobie tego widoku, jego serce biło o wiele szybciej.

Ku jego nieszczęściu, Liam znów odwrócił się, tym razem idąc do swojej torby. Chwilę pomęczył się z otworzeniem jej. Pogrzebał w środku nosem i jego ogon zamachał lekko kilka razy, gdy znalazł to, co chciał. Widok ten był przesłodki.

- Ty sobie jaja robisz - nie było to pytanie, a bardziej zirytowane stwierdzenie. Wilk trzymał w pysku długą, pasującą do obroży smycz - Kiedy ty to niby kupiłeś, co? - Chwilę mierzył zadowolonego z siebie wilka wzrokiem - Miałeś już ją wcześniej, prawda? - zapytał z cwanym uśmieszkiem. Liam chyba też zrozumiał do czego zmierza, bo nagle jego ogon opadł, a uszy położyły płasko na głowie - Ty niegrzeczny wilczku ty - powiedział sugestywnym tonem. Powstrzymał śmiech, kiedy wielka głowa zaczęła latać na boki w zaprzeczeniu - Coś mówisz? Nie słyszę - nachylił się, teatralnie podstawiając rękę do ucha. Odpowiedziało mu warknięcie.

Przyjął smycz i doczepił ją do obroży, której klamrę następnie otworzył. Liam grzecznie zbliżył się, siadając praktycznie na stopach Raekena. Znów odsunął się, już z zapiętą obrożą, jakby chciał się pokazać. Czarny ładnie wybijał się na praktycznie białym futrze. Teraz wilk wyglądał, jak prawdziwy owczarek, tylko że na sterydach. Niewinność wyglądowi odbierały resztki krwi przy pysku i piersi.

- Zaczekaj chwilę - westchnął głośno, wchodząc do kuchni. Szybko znalazł ścierkę, którą namoczył i wrócił z nią do Liama. Zaczął wycierać futro, starając się go zbytnio nie zamoczyć. Dunbar był wyjątkowo spokojny. Jedynie jego ogon znów machał, uderzając o podłogę. Kiedy futro wyglądało na czyste, jeszcze raz odsunął się, oglądając wilka w całości.

- Ślicznotko ty moja - poklepał go po policzku, ignorując ciche burknięcie. Złapał smycz i młodszy natychmiast podniósł się, gotowy do wyjścia - Nie sądziłem, że puppy play może pójść w tą stronę - wymamrotał, sprawdzając reakcję Liama. Oczywiście w tej formie dużo nie zobaczył. Jedynie mały ruch uszu wskazywał, że go usłyszał.

Wyszli na zewnątrz, od razu kierując się do drogi, której poboczem Theo zazwyczaj chodził. Dziwnie było prowadzić Liama na smyczy, mimo że praktycznie tego nie odczuwał, przez spokojne zachowanie młodszego. Nawet kiedy jeszcze myślał, że jest prawdziwym zwierzęciem, to go tak nie prowadzał. W pewnym momencie Dunbar docisnął się do biodra Theo, prawie wpychając niespodziewającego się tego chłopaka do rowu.

- Uważaj, co? - burknął, odpychając go. Znów dostał w biodro. Ich przepychanka trwała, aż mogli zobaczyć sklep. Nikogo nie było widać przed budynkiem, jak zazwyczaj, kiedy tu przychodził - Poczekaj tutaj - przełożył smycz przez barierkę przy wejściu, ale tylko prowizorycznie. Liam (oczywiście) chciał pójść za nim. Theo tylko pokazał mu znak zakazu wprowadzania psów, czym zyskał sobie warknięcie.

Starał się pośpieszyć, żeby Liam bardziej się na niego nie obrażał. Złapał kilka najbardziej potrzebnych mu, podstawowych produktów. Jak zwykle pod koniec miesiąca z pieniędzmi było słabo. Musiał przestać wykorzystywać dobroć Noshiko i wreszcie rzeczywiście pójść do pracy. Przy kasie zobaczył słodycze, ułożone zbiorowo na półkach. Złapał pierwszą lepszą paczkę żelków, z myślą dania ich Liamowi.

- Czym go pan karmi? - zapytał z szokiem kasjer, zaglądając nad ramieniem Theo na zewnątrz.

Przeszklone drzwi pozwalały zobaczyć wilka, siedzącego przed sklepem. Wpatrywał się już w nich, jakby pilnował Raekena. Chłopak uśmiechnął się do niego. Na pewno wilk wyglądał dla innych dość przerażająco.

- Sarniną - zaczął pakować rzeczy do siatki i krótko później wyszedł do Liama, który ucieszył się, jak prawdziwy pies, wstając oraz machając ogonem, gdy Theo tylko zbliżył się do drzwi - Wracamy. Mam coś dla ciebie.

Gdy Liam ruszył, Theo omal nie poleciał twarzą prosto na asfalt.

----------------

Siedziała w towarzystwie trójki martwych dziewczyn od wczorajszego wieczoru. Wiedziała, że podczas pełni powinna być na zewnątrz i mieć oko na miasto, ale czy to by cokolwiek zmieniło? Mieli jedenaście ciał. Jedenaście skrzywdzonych osób i nie mieli praktycznie nic. Ani policja, ani ona. To było więcej niż irytujące.

I straszne.

Wcześniej nie spotkała się z czymś takim. To nie była sprawa wilkołaka, wpadającego w morderczy szał. W tym mieście działo się o wiele więcej. I było powiązane z Theo oraz Liamem. Ta dwójka od początku była podejrzana. Miała zamiar złapać ich jeszcze przed pełnią. Porozmawiać w szczególności o tym, że Liam okazał się być zmiennokształtnym. Z perspektywy czasu, mogła się tego domyślić. Miała wilkołaka tak blisko i tego nie zauważyła. Ciekawe co jeszcze jej umknęło.

Spojrzała ze smutkiem na ciała dziewczyn. Wszystkie były jeszcze dziećmi. Osiemnaście lat to nadal nastolatka. Sprawy dotyczące tak młodych osób zawsze uderzały ją inaczej.

Przez ostatnie godziny wpatrywała się w znaki wyryte na skórze tak długo, że znała je już na pamięć. Nadal nie dostała odpowiedzi na to, co mogą one oznaczać.

Przetarła twarz dłonią, starając się odrobinę rozluźnić mięśnie czoła. Rozpuściła włosy z kitki. Natychmiast poczuła ulgę. Wstała z krzesła i odsunęła je pod ścianę. Miała dość siedzenia w bezczynności. Równie dobrze mogła wrócić do swojego mieszkania i położyć się spać choć na krótki moment.

Złapała białą narzutę, aby pozakrywać ciała, kiedy zauważyła małe wybrzuszenie zaraz pod lewymi żebrami Megan Russel. Mogłaby przysiąc, że nie było go tam wcześniej. Możliwe, że po sekcji źle zszyli, bądź niechcący zostawili coś nieodpowiedniego w środku, ale gulka była dość spora. Nie wiedziała, czy to jej zmęczenie, czy naprawdę robiła się większa. Wolała mieć pewność.

Szybko założyła rękawiczki i dotknęła ostrożnie palcami nabrzmiałej skóry. Odskoczyła, gdy coś twardego od środka nawet nie ruszyło się. To nie mógł być żaden pęcherz gazu bądź powietrza. Ruszyła po skalpel, z którym wróciła do dziewczyny. Nacisnęła skórę dookoła wybrzuszenia i już miała je naciąć, gdy poruszyło się. Odepchnęło jej palce, zabierając jeszcze więcej miejsca. Gula była już wielkości pięści.

Zastygła, wpatrując w ruszające się coś. Przez głowę przeleciały jej wszystkie horrory, jakie obejrzała. Wiedziała, że niektóre rzeczy z tych historii mogły okazać się prawdą. Jednak czym innym było słuchanie takich opowieści, a rzeczywiste zobaczenie ich.

Alice złapała jeszcze raz, tym razem mocniej, przepraszając w myślach dziewczynę, nawet jeśli ta nie mogła nic poczuć. Udało jej się utrzymać szamoczące się coś na tyle, żeby delikatnie naciąć. To wydawało się wystarczyć temu, co zostało zamknięte wewnątrz. Coś zaczęło drapać od środka, próbując wyjść. Skóra rozwarstwiała się, dając drogę ucieczki.

Alice odsunęła się, z przerażeniem patrząc na scenę przed nią. Dźwięk rozdzieranej skóry na długo z nią zostanie. Coś ciemnego wyłoniło się z rozdarcia, będąc oblane czerwienią. Ciało zostało wysuszone z krwi, ale na pewno trochę zostało jej wewnątrz. Chrapliwy dźwięk wydostał się z tworzenia, odbijając echem po ścianach. Czarne kości przebiły się na zewnątrz. Zaraz za nimi pojawiły się mokra, sklejona masa piór.

Kruk wyszedł na zewnątrz, natychmiast padając na blady brzuch dziewczyny. Alice nadal nie mogła się ruszyć, nawet jeśli chciała sprawdzić, co z zwierzęciem, jakie wydawało się umrzeć bądź być tego bardzo blisko. Ciekawe jak długo było wewnątrz? Nikt nie mógł zaszyć kruka wewnątrz zaraz po jej śmierci. Znaleźliby go przy sekcji. Nikt również nie mógł tu wejść, ponieważ Cooper spędziła tu noc. Skąd więc zwierzę znalazło się w środku?

Jej dłonie trzęsły się. Nagle w kostnicy było o wiele zimniej niż wcześniej. Przynajmniej tak to odczuwała. Jakby coś wkradło się przez szczeliny w drzwiach i dmuchało na nią chłodem. Albo był to tylko dreszcz strachu.

Nagle zwierzę zerwało się w górę. Rozprostowało skrzydła, starając się otrzepać ciecz, sklejającą skrzydła. Uniosło się w powietrze i zaczęło wariować. Ptak zachowywał się typowo. Zamknięte w pomieszczeniu zwierzę. Bał się. Usilnie starał przeżyć. Alice schyliła się, aby przypadkiem nie zostać uderzona. Ptak dopadł do drzwi, uderzając wariacko dziobem o grubą, okrągłą szybę u uch góry. Wszystko umazał we krwi. Każde miejsce, jakiego dotknął, jakąkolwiek częścią swojego ciała, było teraz naznaczone szkarłatem.

Uderzenia narastały. Robiły się głośniejsze. I głośniejsze. I głośniejsze. Aż stały się jednym, przeciągłym piskiem w uszach. Za dużo. Za szybko. Za głośno.

Aż ustało.

Nie było nic. Wrócił dźwięk szumienia wentylatorów. Ludzi chodzących za drzwiami, którzy wcześniej wydawali się omijać to miejsce. Alice otworzyła oczy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że je przymknęła. Podniosła się niepewnie. Nadal bała się ataku kruka, ale nigdzie go nie było.

Nie było krwi. Nie było nacięcia. Nie było piór. Pazurów. Dzioba.

Nie było nic.

----------------

Ten poranek wydawał się być całym następnym dniem. Po powrocie ze sklepu Theo zaczął się robieniem obiadu, nawet jeśli podejrzewał, że go dzisiaj nie zjedzą. Wolał przygotować go na jutro, jako że umówił się z Noshiko na odrobienie godzin w pracy po szkole. Oznaczało to, iż po lekcjach będzie miał może pół godziny na ogarnięcie się i wyjście. Gotowy posiłek naprawdę się wtedy przyda.

Liam, z jakiegoś powodu, nadal nie przemienił się w człowieka. Nawet po to, żeby otworzyć paczkę żelek, z którą męczył się kilkanaście minut, zanim podszedł z nią do Raekena. Była cała ośliniona i wygnieciona, ale Theo nic nie powiedział. Zadowolony Dunbar wrócił do salonu, wyjadając słodkości ze środka. Theo nie zamierzał marudzić na fakt braku przemiany; nie był gotowy na ludzką wersję blondyna w obroży oraz nie był pewien, czy Liam nie zmienił się w wilka w ramach szukania komfortu po pełni. Mimo że Theo robił wszystko, co mógł, to młodszy nadal to przeżywał. Nie wiedział, jak pełna przemiana działa na umysł, ale podejrzewał, że kiedy jest się wilkiem, ma się mniej na głowie.

- Wilczku? - wychylił się, aby spojrzeć na Liama. Wilk natychmiast wstał z swojego miejsca, idąc do Theo - Będziesz chciał teraz jeść? - machanie ogonem najprawdopodobniej oznaczało "tak". Zaśmiał się, wracając wzrokiem do gotującego się makaronu.

Poczuł ucisk na biodrze. Liam wcisnął swoją głowę w jego bok, ocierając się. Theo zaśmiał się cicho, szybko głaszcząc wilka. Czarna obroża nadal mocno wyróżniała się na białym futrze. Chyba powinien ją zdjąć, ale jakoś tego nie chciał. Obroża wydawała się być na miejscu. Mimo to złapał za klamrę, zaczynając ją odpinać. Liam niespodziewanie szarpnął się i wyszczerzył zęby z warknięciem. Theo uniósł ręce w geście obronnym. Nie spodziewał się, żeby Liam aż tak polubił noszenie jej.

- Myślałem, że może będziesz chciał ją zdjąć, przed przemianą z powrotem - wyjaśnił.

Nie dotknął obroży ponownie. Wilk wrócił do przytulania jego uda oraz biodra. Theo zastanawiało, czy był to tylko niewinny gest, czy zostawianie na nim zapachu. Liam, w stanie, w którym to wilkołacza część przejmowała kontrolę, był dość śmiały w takich zachowaniach. Tak bardzo, jak zaskakujące czasem to było, Theo kochał te zachowania.

Kilka kliknięć rozbrzmiało nagle. Niektóre głośniejsze, niektóre bardziej stłumione, jakby wychodzące skądś głębiej. Nagle, zamiast wielkiej głowy wilka, do jego biodra dociskała się dłoń, która szybko wkradła się pod koszulkę. Theo spiął mięśnie na dotyk. Dłonie Liama zazwyczaj były ciepłe i tylko odrobinę szorstkie. Przyjemne do czucia na sobie.

Raeken usilnie trzymał wzrok nad kuchenką, dobrze wiedząc, że ma nagiego blondyna, z obrożą na szyi, przytulającego się na klęczkach do jego uda. Nie wiedział, czy przemienił się specjalnie, czy odpłynął na chwilę, ale i tak działało na Theo tak samo. Bardzo wyraźnie. Wiedział, że jeśli spojrzy, to reakcja będzie jeszcze gorsza.

Liam przejechał paznokciami po podbrzuszu starszego chłopaka, zaraz przy linii jego bokserek. Theo przymknął oczy, biorąc powolny, głęboki oddech. Dunbar podwinął jego koszulkę jeszcze wyżej i tym razem dotknął skóry na biodrze ustami.

- Przepraszam na chwilkę.

Theo, już chciał biec do łazienki, ale natychmiast został złapany w biodrach i przyciągnięty z powrotem do Liama. Wylądował na kolanach blondyna. Usta młodszego zaczęły krążyć po całej jego twarzy i szyi z wyczuwalnym uśmieszkiem. Raeken siedział chwilę w szoku, patrząc szeroko rozwartymi oczami w pustą przestrzeń. Jeszcze nie do końca zrozumiał co się dzieje, ale sytuacja w jego spodniach na pewno się nie poprawiła.

- L-Li? - spróbował odwrócić się do blondyna, jednak ten trzymał go za mocno oraz ciągle obcałowywał. Jego dłonie krążyły po brzuchu. Usta znów zrobiły malinkę - Liam - powiedział stanowczo, łapiąc szczękę chłopaka.

Niebieskie oczy uniosły się. Patrzył na niego w ten przesłodki sposób, jakby przed sekundą nie próbował rozebrać go na środku kuchni. Ręka Theo powędrowała na szyję blondyna, łapiąc za obrożę. Nadal bał się na nią spojrzeć, obawiając swojej reakcji. Przyciągnął Liama bliżej, złączając ich usta. Zwykłe pocieranie się ustami na długo nie starczyło. Któryś z nich, żaden nie był pewien który, wepchał język do ust drugiego. Tym razem Dunbar pozwolił mu się odwrócić i zejść z kolan. Raeken nacisnął jednak na jego ramiona, zmuszając do odchylenia się w tył. Przygryzł wargę blondyna, smakując krwi. To zupełnie już zabrało go od realnego świata. Był tylko Liam i jego usta. I jego ciepłe ciało. Zaraz pod nim. Coraz bliżej zimnej podłogi. Coraz bliżej siebie nawzajem. Łączące się ciche dźwięki. Pomruki. Ręka znów pojawiła się pod jego koszulką. Tym razem pewniej jeżdżąc po skórze. Raz wyżej, raz niżej. Liam złapał go za biodra, dociskając do nich te swoje. Zostawił na sekundę napuchnięte usta, sapiąc głośno i ponownie łapiąc oddech.

Nie miał okazji nawet dobrze spojrzeć na Liama, bo ten znów przyciągnął go do siebie. Tym razem spotkał się z ugryzieniem na swoich wargach. Mocnym. Głębokim. I język zlizujący krew. Włosy na brodzie młodszego podrapały go w jego lekko owłosiony policzek i z jakiegoś powodu to było jeszcze lepsze.

Jeżeli tak dalej pójdzie, Theo weźmie Liama na podłodze w kuchni. Wolałby mieć lepsze warunki na ich pierwszy raz.

Spróbował oderwać się, samemu wydając dźwięk niezadowolenia. Chciałby po prostu dać się ponieść. Chciał móc zwyczajnie zerżnąć Liama tu i teraz, ale Dunbar nie był tylko następną osobą, którą przyprowadził na parę godzin. Nie był następnym niby-związkiem, o jakim zapomni tydzień po znudzeniu się sobą nawzajem. Kochał Liama i chciał, aby wszystko co zrobi, było idealne dla tego chłopaka. Dunbar trzymał go mocno. Paznokcie zmienione w pazury, wbijające się delikatnie w jego brzuch. Obtarli się o siebie raz jeszcze, tym razem wydając głośniejsze dźwięki.

- Li - wyszeptał, przygniatając ramiona Liama do podłogi. Chłopak spoglądał na niego tym zamglonym wzrokiem. Jego szyja wyciągnięta w tył, zachęcająca do pocałunków, tak samo jak reszta odkrytej skóry. I ta obroża. Miał rację, że wywoła u niego mocną reakcję. Cholera, wyglądał tak cudnie rozłożony pod nim, nadal w tej jebanej obroży - Muszę wziąć prysznic - stwierdził stanowczo, mając nadzieję, że Liam zrozumie - Zimny.

Na jego słowa blondyn uśmiech się najpierw, po czym zaśmiał cicho i chrapliwie, przez ciągle obecne podniecenie w głosie.

- Ta, ja chyba też - mimo tego, złapał Theo za kark i znów pocałował. I oczywiście Raeken nie potrafił już ponownie się odsunąć. Nie tak szybko. Musiał jeszcze chwilę nacieszyć się Liamem.

Wreszcie ruszył swoje ręce, przestając się na nich opierać. Złapał biodra blondyna tak, jak on zrobił to wcześniej i docisnął ich krocza do siebie. Tym razem to Liam musiał przerwać pocałunek, aby wypuścić z ust powietrze razem z jękiem. Theo zaczął obcałowywać skórę na szyi. Chciał dotknąć ustami każdy fragment. Poczuł dłonie w włosach, dociskające go bliżej. Zachęcające do zrobienia czego chce. Theo poczuł się wręcz przytłoczony: pocałunkami, dotykiem, ciepłem, Liamem. Całą tą sytuacją. Za razem chciał się w niej zatopić i uciec. Znów czuł się, jakby tonął. Jego głowa szumiała od szybko krążącej krwi. Ciało ciężkie od naporu ciśnienia. Miał wrażenie, że był pod wodą. Kiedyś na pozwoli na całkowite pochłonięcie jego osoby. Kiedyś pozwoli, aby Liam miał jego, a on Liama. Kiedyś zostanie, ale jeszcze nie dziś.

Szybko cmoknął młodszego w usta, po czym zerwał się na nogi i wyszedł z kuchni. Zatrzasnął za sobą drzwi, uderzając czołem w ich zimną powierzchnię. Znów wylądował w łazience z tym samym problemem, tyle że teraz ogarnęło go poczucie winy za takie zostawienie Liama. Ta ucieczka na pewno nie wyglądała dobrze.

Wszedł pod prysznic starając się myśleć o czymkolwiek innym niż sytuacja sprzed chwili, co oczywiście wywołało odwrotny efekt. Nie rozumiał, czego się tak bał. Starali się być blisko również fizycznie i nie było w tym nic złego, ale jakoś czuł, że nie potraktuje Liama wystarczająco dobrze. Że po wszystkim poczuje się, jak za każdym poprzednim razem, jakby to nie miało żadnego znaczenia. Jakby któryś musiał wyjść po wszystkim, zostawiając drugiego samego. A Theo bał się zostać sam. Teraz, kiedy znał bliskość drugiej osoby, kiedy zaznał tej szczerej miłości, nigdy nie chciał wracać do poprzedniego życia. Czasy, gdy nie było przy nim Liama, wydawał się być wieki temu. I bał się go stracić przez jakąś głupotę, a co dopiero przez coś, co powinno ich zbliżyć.

Takie myśli łatwo wyzbyły go podniecenia, więc długo nie musiał siedzieć w zimnej wodzie. Jak tak dalej pójdzie, będzie lądował pod prysznicem co najmniej cztery razy dziennie.

Dopiero kiedy złapał ponownie swoje dresy, zorientował się, że jest na nich dość oczywista plama. Zaklął pod nosem, łapiąc za ręcznik, który szybko owinął wokół bioder. Wyszedł, natychmiast umykając do sypialni, nim zauważy gdzieś pewnie nadal nagiego Liama.

- Łazienka wolna! - krzyknął w razie czego, nawet jeśli Dunbar na pewno usłyszał otwieranie drzwi.

Nie spodziewał się poczuć dłoni na biodrach oraz erekcji przy swoim tyłku. Podskoczył, odwracając się do młodszego.

- Mogę coś do ubrania? - pocałował starszego w podbródek - Moje do niczego się nie nadają.

Theo skinął głową na swoją szafkę z uśmiechem. Sam będzie musiał wyrzucić to, co zostało z jego rzeczy po pełni. Choć lepiej byłoby wszystko spalić, żeby sąsiedzi nie zastanawiali się, kto mieszka pod numerem sześć i czemu wyrzuca spodnie całe we krwi.

Liam szybko wybrał sobie jakąś bluzę i bokserki, po czym zniknął w łazience. Theo wyciągnął zastępcze spodnie i wrócił do kuchni. Liam wyłączył wszystko na ogniu na całe szczęście, bo z ich obiadu nic by nie zostało. Chyba będzie musiał wypraszać Dunbara z mieszkania na czas, w jakim gotuje.

Jego telefon nagle podskoczył na stole, wydając dźwięk przychodzącej wiadomości. Zaraz za pierwszą przyszły dwie następne.

Zdziwiony złapał za komórkę. Spodziewał się czegoś od Josha, może z prośbą o kolejny przyjazd do niego. Zamiast imienia Diaza na wyświetlaczu była emotka psa oraz ostatnia wiadomość "Nie chciałeś prawdziwego, to zostaniesz tylko z tym".

Odblokował telefon, ciekaw o co chodzi. Liam był dosłownie w pokoju obok, więc czemu do niego pisał? Szybko dostał na to odpowiedź, ponieważ zamiast wiadomości tekstowych, jakich się spodziewać, dostał dwa zdjęcia. Liam musiał zrobić je, kiedy siedział pod prysznicem, bo blondyn widocznie leżał na kafelkach w kuchni. Widok rozciągał się, jakby telefon przystawiono nad głowę Liama, pokazując wszystko od obojczyków, po rozszerzone nogi. Oczywiście, podczas robienia zdjęć, Dunbar nadal był nagi, więc Theo miał idealny widok na wszystko. W szczególności na erekcję, sięgającą na podbrzusze. I te pięknie zaznaczone kości bioder. Znowu poczuł, jakby został podpalony od środka. Raeken chyba będzie musiał rzeczywiście wziąć ten czwarty prysznic.

Ale za razem wróciło to poczucie winy. Miał nadzieję, że Liam to "nie chciałeś prawdziwego" napisał sarkastycznie. Nie chciał, aby blondyn naprawdę tak myślał, ponieważ nie istniało nic innego, czego pragnąłby bardziej, niż Liama. Miał być bardziej otwarty, jeśli chodzi o emocje. Wiedział, że będzie to ciężkie, jednak teraz miał dość dobrą okazję, jako że nie będzie musiał patrzeć prosto w twarz młodszego. Nadal zżerał go stres, ale nie aż tak bardzo. Poszedł pod łazienkę, wiedząc dobrze, że Liam słucha. Specjalnie wyłączył wodę i Theo to zauważył. Na wysłuchanie od młodszego mógł zawsze liczyć

- Chcę - wymamrotał w drzwi, przykładając do nich czoło - Uwierz mi, cholera, bardzo chcę - z jego ust wydostał się smutny śmiech - Ale chcę też, żeby to było dobre. Nie tylko kolejne, szybkie i ostre. Chcę, żeby było nam dobrze. Chcę być delikatny i czuły, bo pierwszy raz mam do tego okazję. Taką prawdziwą.

Drzwi nagle otworzyły się i Theo został złapany w mocny uścisk. Cały roztopił się w cieple Liama. Oplótł swoje dłonie wokół niższego, chcąc być bliżej. Mocniej.

- Ja też cię kocham, T - cmoknął go szybko w usta, wydając się bardzo wesoły oraz dumny. Theo zapłonął rumieńcem, dopiero orientując się, że rzeczywiście to zrobił. Wyznał swoje uczucia całkowicie szczerze i w dłuższym niż trzysłownym zdaniu - Ale zdjęcia masz sobie zostawić.

- Będę miał na wyjazd do Josha - stwierdził z cwanym uśmieszkiem, już wiedząc, jaka będzie reakcja Liama.

Blondyn stracił swój uśmiech, patrząc na niego groźnie spod zmarszczonych brwi. Ścisnął ramiona Theo mocniej, wbijając palce w mięśnie.

- Jaki wyjazd? - zapytał ostro, z słyszalnym warknięciem.

- No Josh chciał, żebym znów przyjechał na weekend. Ma dla mnie ja- nie dokończył, ponieważ Dunbar pocałował go mocno, zahaczając zębami o i tak wrażliwą już skórę ust.

- Już daruj sobie, bo cię gdzieś zamknę - wyszeptał mu w usta, po czym znów na chwilę je złączył - Pamiętaj, że skóra człowieka jest cieńsza od sarniej.

Nim młodszy wrócił do łazienki, ugryzł go tak, jak Theo w dzień wyjazdu do Josha. Raeken podejrzewał, że został tam mały ślad ostrych zębów.

----------------

Wpatrywał się w sufit, na którym odbijały się światła latarni zza okna. Deszcz tworzył przyjemny szum, podobnie do pojedynczych aut, słyszalnych, gdy przejeżdżały po ulicy, na mokrym asfalcie. Z jakiegoś powodu nie mógł zasnąć. Powinien, ponieważ poprzednia, bezsenna noc mocno go wymęczyła. Liam przyległ do niego, oplatając rękoma i nogami, jak koala. Theo trzymał dłoń na jego plecach, jeżdżąc powolnie opuszkami po wyczuwalnych mięśniach.

Cień przebiegł po pokoju, przyśpieszając pracę serca Raekena. Natychmiast spojrzał na okno. Oczywiście nic nie zobaczył, ale jego głowa zaczęła tworzyć obraz świecących oczu, obserwujących go z cienia. W tym momencie cieszył się, że mieszka na drugim piętrze, ponieważ nie było szans, aby ktoś rzeczywiście sięgnął do okna.

Liam musiał usłyszeć przyśpieszone dudnienie zaraz pod swoim uchem, bo objął Theo mocniej. Starszy chłopak odwrócił wzrok od okna i odgarnął pojedyncze kosmyki z czoła Liama. Przytulił się do niego policzkiem, przymykając oczy.

Kilka długich sekund przeleciało w ogłuszającej, nieprzyjemnej ciszy, aż coś ją przerwało. Dźwięk był ostry i wręcz uderzliwy przy nagłości jego pojawienia. Theo rozpoznał go, jako powolne stukania w szybę, jakby ktoś paznokciem uderzał o okno. Najpierw sparaliżowało go. Strach oblał go falą zimnego potu, zmuszając jego mięśnie do spięcia się i pozostania w taki sposób. Oddech zaczął mu drżeć, a serce ponownie zaczęło walić w piersi. Wpatrywał się w ścianę naprzeciw okna. Okrągły cień znajdował się w rogu, w pobliżu ramy szyby. Wyglądał trochę jak czubek głowy.

Ścisnął mocno Liama, aby zmusić się do jakiegoś ruchu. Wiedział, że w końcu się odwróci, bo rytmiczne stukanie nie ustawało i chciał mieć choć trochę kontroli nad własnym ciałem, nawet jeśli kierował nim głównie strach. Pocieszała go myśl, że nie jest sam. Że w razie potrzeby może obudzić Liama. Ale najpierw sam chciał zobaczyć, czy jest się czym martwić.

Udało mu się zmusić do ruszenia karkiem i odwrócenia głowy. Normalnie, na zobaczenie czarnego oka, wpatrującego się w ciebie, można by pomyśleć, że natychmiast zacznie się wydzierać, ale znów go sparaliżowało. W takich sytuacjach, niestety nasze myśli uwielbiają zamieniać się w reżyserów horrorów i podsuwać obrazy najgorszych potworów, jakie dałoby się sobie wyobrazić i nawet jeśli już zobaczymy, iż tal naprawdę żadne niebezpieczeństwo nam nie grozi, potrzebujemy chwili, aby zdać sobie z tego sprawę. Theo chwilę zajęło, aby rozpoznać oświetloną od tyłu, okrągłą sylwetkę, schylającą się, aby zastukać w szybę. Pojedyncze pióra odstawały na boki, nadając zwierzęciu bardziej brudny wygląd. Najbardziej widoczne były czarne oczy, wpatrzone prosto w Raekena z małymi iskierkami światła w nich ukrytymi.

Kruk stukał w szybę powolnym "puk, puk, puk", wcale nie próbując być agresywnym. Ciągle to "puk, puk, puk", sekunda przerwy i znowu "puk, puk, puk".

Dziwny ucisk pojawił się z tyłu głowy. Możliwe, że odrobinę bolesny, ale nie był to fizyczny ból. Bardziej wspomnienie, próbujące wygrzebać się na zewnątrz. Coś, co powinien pamiętać. Dziwny ucisk z tyłu głowy.

Kruk nie ustępował. Czarne oczy zajrzały przez szybę.

"puk, puk, puk"

Miał jedenaście lat. Obudził się cały zdyszany, z łzami zalewającymi policzki. W głowie ciągle miał obraz jego siostry, leżącej w kałuży własnej krwi oraz otworzoną klatką piersiową. Jej serce już nieruchome. Widok ten oczywiście został stworzony tylko przez jego głowę, jako że nie został w lesie na tyle długo, żeby zobaczyć, co wilk zrobił z jego siostrą, ale poczucie winy robiło gorsze rzeczy, niż rzeczywiste zobaczenie zdarzenia. Nawet po roku nie potrafił uwierzyć w to, co się stało.

Tym, co go obudziło, nie był jednak koszmar, a powolne stukania. Zapuchniętymi od łez oczami spojrzał na okno. Ciemne oczy patrzyły już na niego w zaciekawieniu. Coś w nich było znajome. Obecność kurka uspokoiła go, nawet jeśli była niezrozumiała. Chłopiec przetarł oczy piąstkami, pomału schodząc z łóżka. Zbliżył się do szyby, patrząc na zwierzę z dołu. Ptak zakrakał głośno, ale podskoczył przy tym w bok, co dało dość radosny obraz, jakby kruk cieszył się z uzyskania uwagi chłopca. Theo uśmiechnął się. Wspomnienie koszmaru pomału ulatywało. Kruk raz jeszcze stuknął w szybę, po czym rozłożył duże skrzydła i odleciał od szyby. Chłopak natychmiast złapał za parapet, aby podciągnąć się i zajrzeć na zewnątrz. Chwilę udało mu się utrzymać na chudych rękach. Zobaczył zwierzę, siedzące na płocie zaraz przy furtce. Czarne pióra, oświetlone latarniami ulicznymi, wydawały się lekko pomarańczowe.

Theo obejrzał się, patrząc na zamknięte drzwi swojej sypialni. Rodzice najprawdopodobniej dawno spali, a nawet jeśli nie, to mało obchodziło ich, co robił chłopiec. Dlatego szybko złapał krzesło od pod biurka, przystawiając je pod okno. Jego pokój był na parterze, więc wyjście przez okno nie było trudne, nawet dla niskiego jedenastolatka.

Wyskoczył na zewnątrz, czując jak mokra ziemia przykleja się do skóry stóp. Szybko pobiegł do furtki, bojąc się, że ojciec zobaczy go z okna swojego pokoju. Kurk czekał na niego, ponownie wydając szczęśliwe krakanie na widok chłopca, który tylko przyłożył palec do ust, aby uciszyć zwierzę.

Ptak ponownie zerwał się do lotu, tym razem siadając na chodniku. Theo poszedł za nim, ignorując chłód nocy. Blizna na twarzy nadal co jakiś czas szczypała, jako że nie przyzwyczaił się jeszcze do posiadania jej odkrytej.

Spodziewał się, że kruk zacznie prowadzić go do miasta, przez to, iż droga prowadziła właśnie tam, jednak zwierzę, gdy tylko wyminęli dom Raekenów, poleciało w stronę drzew, otaczających ulicę. Theo zatrzymał się, niepewny czy podążać za nim. Nie wchodził do lasu od śmierci Tary. Wolał nawet na to miejsce nie patrzeć. Oczami wyobraźni znów widział ogromnego wilka, wystawiającego na niego kły, gotowy do ataku. Znów zachciało mu się płakać. Przetarł zdrowe oko, obejmując się ramieniem.

Podskoczył, gdy coś pociągnęło nogawkę jego piżamy. Kruk wydawał się ogromny, sięgając prawie do kolana chłopca. Odskoczył do przodu, ciągle patrząc na Theo, który postanowił jednak pójść za zwierzęciem. Do teraz nie wiedział czemu. Do teraz nie pamiętał, co aż tak ciągnęło go do lasu, nawet po wszystkim, co się w nim stało. Nie pamiętał, kiedy zaczął szukać tam komfortu. Coś tam było znajome i wołało do niego.

Kiedy przekroczył linię drzew, wszystkie złe myśli opuściły go. Właściwie, to nie potrafił myśleć o czymkolwiek innym, jak podążanie za krukiem. Było to jak nocy sprzed roku. Nie wiedział, gdzie szedł ani po co. Był jak w transie.

Las nie był spokojny, nie było cicho, jednak nie w złym znaczeniu. W jakiś sposób był jak ten podekscytowany kruk, jakby zyskał to, co chciał. Jakby witał go ponownie. Drzewa wydawały cichy szum, podczas machania gałęziami. Mimo nocy, zwierzęta nie były cicho; gdzieś na drzewie odezwała się sowa, nietoperze latały małymi grupami gdzieś wysoko, wydając charakterystyczne piski i kruki, coraz więcej kruków zbierało się dookoła. Drzewa tutaj rosły gęsto. Była to część lasu, której zupełnie nie kojarzył. Nie miał pojęcia, jak długo szedł i jak daleko od domu był.

Kruk, który do teraz ciągle trzymał się blisko niego, odleciał nagle do przodu, chowając się między pniami. Wszystkie ptaki poleciały w to samo miejsce, tworząc ogromną, czarną łatę nad czymś leżącym na ziemi. Księżyc oświetlał to miejsce przez większą dziurę między gałęziami. Chłopiec wszedł w zbiorowisko pierzastych, ciekaw co znajdzie między ich stłoczonymi ciałami.

Widok krwi nie wywołał w nim zwykłej reakcji. Można by pomyśleć, iż zacznie krzyczeć, znów uciekać albo chociaż znów przed oczami pojawi się śmierć jego siostry, ale Theo stał tylko i wpatrywał się w prawie nierozpoznawalne ciało jelenia. Miało wiele ran, teraz głównie po dziobach ptaków. Zjadały je, jakby był to najlepszy posiłek w ich życiu. A Theo mógł tylko wpatrywać się w wnętrzności zwierzęcia; w tym świetle wyglądały, jak czarne kształty z srebrnymi, pociągłymi odbiciami na szczycie. Jakby były zmieszane z białym futrem.

Z tyłu jego głowy coś zakłuło. Przed nim pojawiły się niewyraźne obrazy, przelatujące zbyt szybko, aby dało się dokładnie rozpoznać, czym są. Głowa bolała go od nich niemiłosiernie. Schował twarz w dłoniach, naciskając palcami na czoło. Odsunął się od ptaków, opierając o drzewo, po którego pniu zjechał do ziemi, gdzie przejechał dłońmi po włosach. Wystające z ziemi fragmenty korzeni, otoczyły go bezpiecznie, chroniąc chłopca od zimna. Obrazy zaczęły powolnie blaknąć, zostawiając go w spokoju. Ale jeden pozostawał wyraźniejszy od reszty.
Coś, co wyglądało, jak niebieskie oczy.

Theo szarpnął się i natychmiast zaczął rozglądać dookoła. Nie był już w sypialni z Liamem. Mało co widział przez panującą ciemność, ale mógł rozpoznać najbliższe kształty jako gałęzie oraz krzewy. Oddech zaczął być nierówny, a serce znów waliło mu w piersi. Nie był pewien, czy jest to koszmar, czy znów lunatykował. Nienawidził tego, że nie potrafi rozróżnić snów od jawy.

Wstał, starając się opanować. Musiał jakoś wrócić do domu albo znaleźć drogę ucieczki z koszmaru. Nie miał przy sobie telefonu, więc zadzwonienie do Liama albo chociaż zapalenie latarki nie wchodziło w grę.

Podskoczył na dźwięk łamanej gałęzi. Spojrzał w tym kierunku i zatrzymał mu się oddech. Wilk był mało widoczny w cieniu drzew, ale Raeken mógł rozpoznać znajomą sylwetkę oraz jasne futro. Zaraz przy łapach zwierzęcia skakał kruk, który na zauważenie chłopaka zaczął kraczeć głośno. Teraz miał pewność, iż jest to sen. A to oznaczało, że mógł być spokojniejszy. Miał jedynie nadzieję, iż nie zacznie lunatykować, kiedy będzie oglądać to, co zdarzy się tutaj. Miał nadzieję, iż Liam w razie czego zorientuje się, że coś jest nie tak.

Wilk stał w bezruchu na tle drzew, kiedy kruk skakał, jakby zniecierpliwiony. Theo chyba musiał zaakceptować, że od teraz ptak będzie częścią jego snów, tak samo, jak wilk był cały ten czas. Nawet jeśli zachowywał się zupełnie inaczej niż wilk.

Powolnie zrobił parę kroków w stronę zwierząt, uważając, aby nie potknąć się o coś, czego nie mógł zobaczyć. Wilk natychmiast odwrócił się, zaczynając iść w dalej w las. Theo, zanim ruszył dalej, spojrzał na miejsce, w którym przed chwilą wspominał leżące ciało jelenia. Wyglądało znajomo. Jako dziecko jeszcze go nie znał, ale teraz, kiedy wrócił do swojego prawie dwudziestoletniego ja, znał to miejsce. To tu znalazł rannego Liama w jego wilczej formie. To tu się zaczęło.

Dziwne, że nie pamiętał o byciu tu wcześniej.

Wreszcie poszedł za zwierzętami. Wilk szedł na czele, znowu prowadząc go gdzieś, kruk jednak zaczekał na niego, przysiadając na gałęziach w niewielkich odstępach.

Długo nie szli. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale zza drzew powolnie wychodziły promienie słońca, nadając wszystkiemu bardziej pomarańczowy kolor, który dał mu widok na wycięty, gruby pień, dookoła którego pełno było uschniętej trawy. Klapa w ziemi otwarta była na rozcież, wyglądając jak wyciągnięta z horroru piwnica.

Rozejrzał się skołowany, nie rozumiejąc, jakim cudem nie rozpoznał, gdzie zmierzają. Czuł się, jakby całkowicie wyłączył się na ten krótki moment.

Nie potrafił oderwać oczu od wejścia do piwnicy. Coś z wewnątrz wydawało się wołać. Jak las wołał do niego za każdym razem, kiedy się zbliżał. Coś było w środku, ale nie potrafił się ruszyć. Nie mógł sprawdzić, co jest wewnątrz. Nie mógł się ruszyć.

Nie mógł się ruszyć!

puk puk puk

Zerwał się z łóżka, razem z ciężarem na jego ciele. Oczy zapiekły go po otworzeniu, jasny blask zmuszając go do zamknięcia ich ponownie Sapał głośno i czuł, jak koszulka przykleiła się do jego pleców. Tętno waliło w jego uszach, zagłuszając wszystko inne dookoła. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, iż jest u siebie w pokoju. Błysk to światło dnia, do jakiego jego oczy się nie przyzwyczaiły. Ciężar na jego brzuchu był Liamem, którego prawie z siebie zrzucił.

Spojrzał w dół na skołowanego blondyna, który również zaczął się wybudzać. Nadal obejmował go mocno, twarz mając schowaną w klatkę Raekena, ale niebieskie oczy patrzyły na niego. Wziął głęboki wdech i przymknął oczy, chowając twarz w włosach młodszego. Od razu poczuł się bezpieczniej. Mógł się uspokoić. Był z Liamem bezpieczny.

- Co się stało? - usłyszał cichy głos Dunbara, odrobinę chrapliwy po śnie. Zanim odpowiedział, musiał odczekać dłuższą chwilę, nie będąc pewien czy jego głos zadziała.

- Tylko koszmar - wymamrotał w czubek jego głowy. Mocniej objął ciepłe ciało, czując, jak uścisk zostaje odwzajemniony.

puk puk puk

----------------
Czas na kolejne randomowe ciekawostki, które przydały się do tego ff: Wilki i kruki żyją w symbiozie, która ułatwia przetrwanie obu tym gatunkom. Kruki mają świetną pamięć (w szczególności fotograficzną) i potrafią rozróżniać nawet pojedyncze, konkretne zwierzęta, więc często podążają za stadem wilków (zazwyczaj jednym i tym samym), czekając aż coś upolują. Kiedy wilki jedzą, kruki wypatrują możliwych niebezpieczeństw ze strony innych drapieżników, w zamian mogąc jeść to, co upolowały wilki. Przez to często można zobaczyć te dwa zwierzęta blisko siebie. Nie ma dowodów, aby kruki związywały się tak samo mocno z innymi drapieżnikami.


The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz