Rozdział 28

177 12 15
                                    

(9.10)

Przekręcił się na plecy, ciągle trzymając oczy zamknięte, łudząc się, że to pomoże mu ponownie zasnąć. Nie wiedział nawet, która jest godzina, jednak nie miał zamiaru jeszcze wstawać. Mimo że nie przepadał za sypianiem poza swoim mieszkaniem, to musiał stwierdzić, iż łóżko w pokoju gościnnym Josha było naprawdę wygodne. Brakowało mu tylko Liama obok.

Zdecydowanie za mocno przyzwyczaił się do obecności młodszego o poranku. Czucie drugiego ciała - w szczególności należącego do Dunbara - było jedną z najlepszych rzeczy, jaka spotkała Theo...Liam był najlepszym co spotkało Theo.

Mimowolnie wyobraził sobie młodszego. To jak wyglądał poranka, gdy przyniósł Raekena z lasu. Jego złote włosy, wyglądające jak puszyste futro, zachęcające do bawienia się nimi. Był do niego mocno przytulony. Jakby bał się, że Theo odejdzie i nigdy nie wróci.

Przypomniała mu się również ta jebana obroża, którą kupił dla żartu. Dalej nie był pewien czy da ją blondynowi, ale wyobrażenie go sobie w niej, przywoływało znajome ciepło w dole brzucha Raekena.

Zdawał sobie sprawę, że najczystszych myśli (bądź czynów) to on nie miał na koncie, jednak obroże były dla niego czymś nowym. Może było to spowodowane wiedzą o wilkołactwie Liama i zwyczajnie jego mózg wiązał go odrobinę z psem.

Albo bardzo chciał zobaczyć Liama w obroży na kolanach, robiącego tą konkretną minę, która spraw-

Theo wziął głębszy oddech, stwierdzając, iż nie zaśnie. Nie z niechcianą erekcją.

Chwilę debatował sam z sobą, aż wreszcie zaczął powolnie sięgać do swoich spodni, ponownie wracając myślami do Liama.

W tym momencie zadzwonił jego telefon. Raeken podskoczył, wyrzucając dłoń w górę, jak oparzony. Z westchnięciem sięgnął po telefon i zaraz po przeczytaniu imienia na wyświetlaczu, zbladł odrobinę.

Odebrał połączenie.

- Theo - po usłyszeniu głosu Liama, Theo musiał przygryźć wargę, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku - Przepraszam, że dzwonię, ale muszę ci powiedzieć.

- Nie przepraszaj za dzwonienie do mnie. Nigdy - nakazał, starając się brzmieć normalnie, jednak jego głos był dalej zdecydowanie niższy i bardziej ochrypły.

Przez kilka sekund panowała cisza. Raeken zaczął trochę panikować, że Liam jakimś cudem domyślił się co przed sekundą robił.

- Znaleźli następne ciało - wypalił nagle blondyn, co zaskoczyło ich obu, jakby to nie Dunbar właśnie wypowiedział te słowa. Przynajmniej choć odrobinę przerwało to tą niezręczną ciszę.

- Co, kiedy? - podniósł się, siadając na skraju łóżka. Jego mózg natychmiast przełączył się na najczarniejsze myśli - Nic ci nie jest, prawda?

- Nie, nie - Liam urwał na chwilę - Przepraszam, że cię tym martwię.

- Co przed chwilą powiedziałem?

- Okay i tak - westchnął w słuchawkę, co nie pomagało bardzo w sytuacji Theo - To miał być twój wolny czas z dala od miasta i-

- Li - przerwał mu ostrzegająco - Chciałem żebyś zadzwonił - stwierdził, dziwiąc samego siebie tą szczerością.

Znów zapanowała cisza, w której Theo stresował się, czy niczego nie spierdolił.

- T-to dobrze - wyrzucił z siebie młodszy, słyszalnie uśmiechając się, co pocieszyło Raekena.

- Mów - poprosił.

Wrócił do poprzedniej pozycji, leżąc twarzą do sufitu. Ciekawość a pro po tego, co stało się w mieście, dziwnie nie pojawiła się. O wiele bardziej skupiał się na fakcie rozmowy z Liamem.

- Dużo nie wiem - przyznał blondyn - Powiedzieli o tym w wiadomościach, bo jakiś reporter wepchał się na miejsce zbrodni.

Theo nawet nie był zdziwiony. Trochę zaznajomiony był z tym, jak bardzo policja nie chciała dzielić się informacjami na temat konkretnie tej sprawy. Najprawdopodobniej przez to, iż oni sami gówno wiedzieli.

- Zanim ją zabrali, zdążyła zrobić zdjęcia martwych jeleni i ciała - kontynuował - Ta twoja przyjaciółka od FBI nie wydawała się zadowolona.

Domyślał się, że Alice tam była. Nadal nie wiedział jaki cel miała ta kobieta. Najpierw wydawało mu się, iż jest to zwyczajnie agentka FBI z groteskową osobowością, ale po spotkaniu w lesie oraz braku reakcji kobiety na zobaczenie bydlaka, jakim był wilkołak, stracił w to wiarę. Ona coś wiedziała. Może nie była nawet tym, za kogo się podawała.

- Wiesz co? - westchnął, w kilka sekund postanawiając zrobić to, na co miał ochotę od ruszenia z miasta - Wracam jutro.

- Nie Theo - znów usłyszał ten sam, przepraszający ton - To miał być weekend twój i - zrobił przerwę, jakby imię Diaza nie mogło mu przejść przez gardło - Josha. Miasto da sobie bez ciebie radę.

Theo nie chciał okazać swojej irytacji na ciągłe kłócenie się młodszego na jego postanowienia. Postanowił odegrać to w trochę inny sposób.

- No dobra - odpowiedział obojętnie - Joshy, jednak zostaję jeszcze jutro - powiedział niby do chłopaka, który tak naprawdę jeszcze pewnie spał w zupełnie innym pokoju.

- Josh jest obok ciebie?

Raeken uśmiechnął się cwanie. Słyszał już wcześniej ten ton. Liam zaczynał się denerwować.

- Ta.

- Nie spałeś, kiedy zadzwoniłem?

- Spałem? - udawanie głupiego dobrze mu szło. Mógł to stwierdzić, dzięki usłyszeniu cichego pomruku, przypominającego warczenie.

- Pokój Josha ma dwa łóżka? - Theo dużo kosztowało opanowanie rozśmieszenia na to pytanie, wypowiedziane iście wkurwionym głosem.

- Nie.

- Kanapę?

- Nie.

Na dobrą minutę zapanowała cisza. Theo przez chwilę myślał, że młodszy się rozłączył.

Może było to dziwne, ale podobała mu się ta zazdrość i to bardzo. Jeśli to, co przeczytał a pro po wilków, było prawdą, to Liam zachowywał się tak wrogo w stosunku do Diaza, bo uważał Theo za kogoś bliskiego sobie. Swoje stado. Krótko mówiąc, Theo był z siebie dumny za wkurwianie wilkołaka.

Miał tylko nadzieję, że Liam niczego mu nie odgryzie, gdy wróci.

- Wiesz co, może masz rację - głos Liama trochę go wystraszył - Powinniśmy się tym zająć.

Zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując śmiech. To było zbyt łatwe...i nie mógł jeszcze odpuścić. Raeken miał to do siebie, że jak widział okazję, to używał szczęścia do końca.

- O - udał zaskoczenie - Wiesz, to miał być weekend mój i Josha - powtórzył słowa młodszego - Chciałem go dobrze wykorzystać - jego ton sugerował dwuznaczne rzeczy.

- Przyjadę pod twój blok jutro o siedemnastej.

Sekundę później, Liam rozłączył się. Theo już nie powstrzymywał się i zarechotał. W tym również momencie Josh wpadł do pokoju gościnnego. Obejrzał Raekena, który dalej miał wielki uśmiech na twarzy, z zastanowieniem.

- Dobrze się czujesz? - pytanie, jakie chciał zadać brzmiało "czy mam wezwać ludzi z wariatkowa", ale powstrzymał się.

- Świetnie Joshy.

Podniósł się z łóżka, sięgając po torbę z rzeczami. Josh zaczekał aż starszy ubierze się, dalej nie wchodząc w pełni do pokoju.

- Śniadanie jest gotowe - oznajmił, zaczynając prowadzić Raekena do jadalni.

Dom, jak ten w Beacon Hills, był wielki, również utrzymany w bieli z kilkoma czarnymi dodatkami. Diazowie mieli sprzątaczki i kucharza, którzy w domu spędzali większość dnia, gdy rodzice Josha go opuszczali. Theo było z tym cholernie dziwnie, jednak nie odzywał się.

- Chyba wrócę szybciej do miast - palnął, wiedząc, że Josh nie będzie z tego zadowolony.

Miał rację, Diaz podniósł na niego powolnie wzrok, chwilę przytrzymał kontakt wzrokowy i położył dłonie na udach. Nie odzywał się dłuższy moment.

- Czyli kiedy? - w jego głosie było słychać smutek. Raeken nie lubił słuchać tego tonu.

- Jutro z rana.

Zrobiło mu się naprawdę głupio. Tak bardzo, jak chciał już wracać do miasta (czyt. do Liama), to stęsknił się za Joshem. Znał go dłuższy czas i przed Dunbarem był on najbliższą mu osobą. Nie powinien tak go zostawiać.

- To musimy dobrze wykorzystać ten dzień - stwierdził młodszy z smutnym uśmiechem, który Theo odwzajemnił.

- To jaki mamy plan? - na jego pytanie Josh rozpromienił się.

- Jedziemy nad Bridger Bay - jego ton był nieznoszący sprzeciwu. Theo nawet nie zamierzał się kłócić. Josh już sobie postanowił, więc tak będzie.

- Nie będzie za zimno?

Wolał zapytać, tym samym mając nadzieję, na dowiedzenie się, czy będą pływać. Pogoda nie była na to najgorsza, jednak wolałby robić to w lato, nie praktycznie w połowę jesieni. W Kalifornii by jeszcze uszło, jednak pogody w Utah nie znał.

- Rozgrzeję cię - Diaz puścił mu oczko.

Theo tylko pomyślał, że dobrze, że Liam tego nie słyszał. Coś podejrzewał, iż nie spodobałoby się to blondynowi.

- W takim razie chętnie - odpowiedział z małym uśmiechem.

W tym momencie na stole postawiono im śniadanie, na które Diaz wręcz się rzucił. Pod pewnymi względami Josh i Liam byli podobni.

----------------

Wyjazd nad zatokę okazał się dobrym pomysłem. Całe szczęście trafili na naprawdę ciepły dzień i mogli bez problemu posiedzieć na piaszczystej plaży oraz wejść do wody. Theo na początku wzbraniał się, tylko patrząc jak Diaz pływa na niegłębokiej wodzie.

Niechciane wspomnienie o jednym z koszmarów powróciło, przyprawiając go o ścisk żołądka.

Piach trzeszczał tak samo, wiatr owiewał jego kark i mógł usłyszeć ćwierkania ptaków w oddali. Dobrze, że dookoła nie było żadnych drzew, bo za mocno przypominałoby to tamten sen.

Nie wiadomo, kiedy, zjechał wzrokiem na piach pod swoimi nogami. Wrócił oczami na taflę wody, gdzie wcześniej był Josh, jednak teraz w wodzie nie było nikogo. Rozejrzał się, ale Diaza, jak okiem sięgnąć, nie było widać.

- Josh?! - zawołał dalej się rozglądając.

Wszedł do wody, obawiając się, że w tak krótkim czasie, gdy pochłonięty był myślami, coś stało się młodszemu.

Woda nie była głęboka nigdzie w pobliżu zatoki. Trzeba było odejść dobry kilometr od plaży, żeby nie czuć dna, ale wiedział, że nawet w płytkiej wodzie można się utopić.

Nagle coś wyskoczyło zza jego pleców, ochlapując go całego. Zimna ciecz była nieprzyjemna w szczególności na brzuchu. Gęsia skórka pojawiła się w przeciągu paru sekund.

Odwrócił się powolnie wkurwiony. Spojrzał na niego spod byka, ale Josh nadal wydawał się z siebie dumny.

- Ooo - przeciągnął irytująco - Martwiłeś się.

Theo dalej się nie odezwał. Nawet nie drgnął. Musiał wyglądać jak przemoknięty kot, jednak mierzył go wzrokiem tak mocno, że uśmiech Diaza trochę zmalał.

- Theo - w jego głosie dało się usłyszeć niepewność - To był tylko żart.

Gdy Josh zrobił krok w tył, Raeken ruszył do przodu. Zaczęli ganiać się w wodzie, dopóki starszy nie pochwycił Diaza, wywalając ich obu do wody. Zanurzyli się, rozpryskując wodę. Zaraz po wynurzeniu się, zaczęli się śmiać. Theo miał twarz całą zakrytą swoimi włosami, które postanowiły przenieść się na przód głowy. Ciemne loki Josha zmieniły się na całkiem płaskie, przyklejone do głowy włosy.

Po następnej godzinie, spędzonej w wodzie, wrócili na brzeg, czekając na ciepłym słońcu, aż trochę obeschną. Nudząc się, Raeken wyciągnął telefon z plecaka. Od rozmowy z Liamem minęły cztery godziny. Postanowił napisać do niego z pytaniem, co robi. Było sobotnie popołudnie i z tego, co zrozumiał, Liam wrócił do siebie do domu. Ciekawiło go co robi.

Odpowiedź przyszła w ciągu następnej minuty.

🐶:

Siedzę z Masonem i Scottem.

Co u ciebie?

Theo uśmiechnął się cwanie. Wspominał, że lubił, gdy Liam robił się zazdrosny? Postanowił jeszcze pociągnąć denerwowanie Dunbara tak, jak z rana.

Podniósł się z piachu, na którym do teraz leżał. Oparł się plecami o ramię Josha. Oboje byli jeszcze wilgotni i bez koszulek. Jego włosy wyglądały dość źle, będąc oblepione drobinkami piachu.

Liam w kilka sekund odczytał, ale nic nie odpisał. Theo był z siebie dumny.

- Co się tak szczerzysz? - zapytał Josh, zaglądając mu przez ramię na telefon - Aha - pokręcił głową, ale uśmiechnął się - Dalej twierdzisz, że to nie była randka?

Starszy wiedział do czego nawiązywał Diaz, jednak postanowił udawać głupiego.

- O co ci chodzi?

- To ten chłopak z biblioteki - nie było to pytanie - Ten co niezbyt mnie polubił. Twój chłopak to zazdrośnik.

- Nie wiem o czym mówisz.

Theo dalej gapił się na telefon, czekając na jakąś odpowiedź. Na nazwanie Liama jego chłopakiem, coś ciepłego rozeszło się przy jego sercu. Głupi uśmieszek nie schodził z jego twarzy.

- Cieszę się, że przestałeś nosić te okulary - nagle stwierdził młodszy - Mówiłem ci tyle razy, że nie ma się czego wstydzić.

Theo odwrócił się skołowany, nie rozumiejąc. Dopiero po minucie, gapienia się na Josha, zrozumiał, że nawet nie zabrał ich z mieszkania. W piątek zrobił sobie wolne, więc oczywiście ich nie zakładał. W ogóle w ostatnim czasie przestał się zakrywać. Liam nigdy nie zwracał uwagi na jego blizny. O tych na twarzy wypowiadał się nawet pozytywnie; że coś znaczą, że przetrwał. O tych, które na pewno zauważył podczas mieszania z nim i jednego razu, gdy wyszedł z łazienki nago, znajdujących się na jego nogach, nigdy nie wspomniał. Dla Theo było tak lepiej. Były stare, nie chciał tego rozgrzebywać.

- Miałeś rację - powiedział, nie poruszając faktu, że stało się tak, dzięki Liamowi.

Poczuł, jak telefon wibruje przez przychodzącą wiadomość.

🐶:
Nie rozchoruj się.

----------------

(10.10)

Wjechał na znajomy parking, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Po raz pierwszy aż tak cieszył się z powrotu do swojego mieszkania; do domu. Rozpoznał auto, zaparkowane zaraz na wjeździe na osiedle. Gdy tylko znalazł dla siebie miejsce, wysiadł z auta i popędził do mieszkania.

Było już po osiemnastej, więc nie zdziwił się, że Liam pewnie poszedł do środka. Otworzył drzwi, od razu rozglądając się za Liamem, którego o dziwo nie zobaczył. Uśmiech trochę zmalał na jego twarzy.

W tym również momencie, usłyszał przesuwanie pazurów o ziemię, które zmieniły się w zwykłe kroki. Sekundę później leżał na ziemi, przygnieciony przez drugie ciało. W ostatniej chwili uniósł głowę, żeby nie przywalić nią o kamienną podłogę na klatce. Spojrzał na Liama, który schował twarz w jego szyi, oplatając Raekena i ramionami, i nogami. Zaśmiał się, oddając uścisk.

- Więcej nie wyjeżdżaj - nakazał, dalej ocierając głowę o skórę starszego.

Theo tylko mocniej go objął i spróbował wstać. Było to cholernie ciężkie z blondynem wręcz przyklejonym do niego, ale jakoś udało mu się podnieść oraz utrzymać Liama na rękach.

Wszedł do mieszkania, zamykając drzwi nogą. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a serce waliło w piersi. Dawno nie był tak szczęśliwy, a przecież, tak naprawdę, nic się nie stało. Nie widzieli się tylko jeden pełny dzień i kilka godzin, jakie Theo spędził w aucie.

Poprawił Liama w ramionach, który zatrzymał się w jednej pozycji, kładąc głowę na ramieniu Theo w sposób, podobny do tego, z nocy przed jego wyjazdem. Tyle, że teraz miał na sobie ulubioną, bordową bluzę Raekena...i tylko tą bluzę. Twarz starszego zapiekła. Od razu zaczął tłumaczyć to wcześniejszym usłyszeniem pazurów na panelach. Pewnie Liam zmienił się w wilka i jak tylko go usłyszał, to zarzucił coś na siebie, żeby nie wylecieć na niego nago. Theo by nie marudził, gdyby jednak tak się stało.

- Następnym razem poproszę, żeby Josh przyjechał tutaj - odpowiedział na prośbę młodszego - Zmieścimy się w trójkę na łóżku.

Liam uderzył go w bark, po czym zeskoczył z Theo. Jego oburzona mina, jaką wyobrażał sobie Theo podczas ich wczorajszej rozmowy, wywołała satysfakcję u starszego.

Zaś odwrócenie się i odejście Liama, nie było już tak dobre. Blondyn wrócił do sypialni, znikając Raekenowi na kilka sekund.

- Li - zawołał za nim, również ruszając do sypialni - Żartowałem tyl-

Urwał, zauważając syf u siebie w pokoju, którego na pewno nie było, gdy wyjeżdżał. Większość jego rzeczy znalazła się poza szafkami. Większość była jedną wielką stertą na łóżku. Spojrzał pytająco na Liama.

- Nie zabrałem swoich rzeczy - powiedział jakby nigdy nic i położył się w całym tym sajgonie.

Theo mimowolnie przypomniał sobie o artykule, dotyczącym tego, jak duże znaczenie dla wilków mają zapachy. Czy Liam tęsknił za nim tak bardzo? W taki wypadku, zupełnie nie przeszkadzało mu noszenie czy rozwalanie jego ubrań przez młodszego.

Z uśmiechem na twarzy, rzucił się na materac obok Liama. Blondyn, chyba zapominając o wcześniejszej "propozycji" Theo, przyległ do niego ponownie. Jego naga, dolna połowa ciała, przyprawiała Theo o rumieniec, ale starał się nie zwracać na to uwagi.

Leżeli dłuższy czas w ciszy. Raeken zaczął przysypiać, gdy głos młodszego znów rozbrzmiał, trochę cichszy, przez mówienie w skórę na szyi Theo.

- Będziemy musieli przejść się do lasu - poruszył temat, którego Theo chciałby uniknąć. Wolałby przeleżeć cały dzień w łóżku z Liamem.

Poczuł się dziwnie. To był pierwszy raz, gdy Dunbar przerywał taki moment. Zazwyczaj był to on, przez swój strach okazywania emocji za bardzo. Nigdy więcej tego nie zrobi, skoro Liam mógł się tak przez to czuć.

- Yhm - wymamrotał z zamkniętymi oczami.

- Theo - Liam tracił nosem jego podbródek, co wywołało szeroki uśmiech - Wstawaj - specjalnie nie zareagował inaczej, niż przytulając się mocniej do blondyna - Teddy.

Nagle Theo znalazł się w zupełnie innym miejscu. Wiatr wiał po jego mokrej od łez twarzy. Usłyszał smutny głos Liama za swoimi plecami.

- Teddy, proszę! - wypłakał.

Theo otworzył szeroko oczy. Oddychał szybciej, nie mogąc zrozumieć co się stało. To było jak wspomnienie, tylko że czegoś, co nigdy się nie stało. Jeszcze się nie stało, poprawił głosik w głowie.

Spojrzał na Liama, który zawisł nad nim. W niebieskich oczach dało się zobaczyć troskę.

- Wszystko w porządku? - zapytał. Ton miał tak delikatny, że Theo natychmiast się rozluźnił - Zasnąłeś?

- Jest okay - odpowiedział. Musiał potrząsnąć głową, żeby się ogarnąć.

Liam pogładził kciukiem skórę na policzku starszego. Uśmiechnął się do niego słabo. Wisiał kilka centymetrów nad nim. Przejechał językiem po dolnej wardze. Niestety już nie przytulał się do niego, jednak umieścił swoje nogi po obu stronach bioder Raekena, który usilnie starał się nie patrzeć w dół. Bluza może i była na niego za duża, ale wszystkiego nie mogła zasłonić w takiej pozycji.

- Idziemy? - zapytał, ale nie brzmiał na chętnego do ruszania się.

Theo pokiwał głową, nie odciągając wzroku od ust młodszego. Mimo to nie ruszyli się. Wpatrywali się w siebie przez dłuższy czas.

I Theo pomyślał, jak za razem cudownie jak i okropnie wreszcie jest mieć coś, co bał się stracić.

- Ale tym razem ze mną zostaniesz? - Liam uśmiechnął się pięknie - Nie poleziesz gdzieś sam?

- Zawszę będę z tobą - obiecał, ale głupawy uśmieszek sugerował, że to nie koniec jego wypowiedzi - Albo nad tobą, albo pod. Wolałbym na górze, ale nie wybrzydzam.

Liam zarumienił się i roześmiał. Znów schował twarz w szyi starszego. Theo sam zaśmiał się, mimo że powiedział to po części na poważnie.

----------------

Za każdym razem, gdy tutaj przychodził, miał wrażenie, że coś się zmieniło; że coś go ominęło. Gdy wchodziło się głębiej, miało się wrażenie, że gubisz się, nawet stojąc w miejscu. Gdziekolwiek byś się nie odwrócił, nie spojrzał, wszystko było tym samym miejscem. Jakby las żył własnym życiem.

Oddychał...

Słuchał...

Ale również mówił. Swoją własną mową, starszą niż znany ludziom świat. W niektórych miejscach miało się takie wrażenie; że był tu przed nim i zostanie, gdy wszystko inne, co znajome zniknie.

Tym razem, gdy tam wszedł, miał właśnie takie wrażenie.

Każda odłamana gałąź, rozrośnięty korzeń, opowiadał swoją historię. Szeptaną tym dawnym językiem.

Theo żałował, że wcześniej nie zapuszczał się tak głęboko w las. Tu czuł się jak w domu.

Liam za to, jak na wilkołaka, który kojarzy się z lasem, wydawał się próbować zabić o swoje własne nogi. Raeken nie rozumiał, jak można było się potknąć o tą samą gałąź dwa razy.

- Na pewno idziemy w dobrym kierunku? - zapytał, oglądając się na blondyna, który podnosił się z kolan, po kolejnym potknięciu.

- Tak - pokiwał energicznie głową, podbiegając do starszego - Czuję starą krew.

Nie była to najlepsza informacja i zdecydowanie nie najnormalniejsza, ale Theo zauważył, iż już nie zaskakiwało go to.

Po lesie szli od około godziny. Theo miał wrażenie, że w ostatnim czasie szli mniej więcej w podobne miejsca. Droga zazwyczaj wyglądała tak samo, ale odrobinę inaczej. Ciężko było to wytłumaczyć.


Wreszcie Theo też poczuł zapach zgnilizny, połączonej z metaliczną wonią krwi. Nie przyprawiały już go o mdłości.

Jeśli chodziło o sprawę lasu oraz morderstw, Theo pominął fakt znalezienia dziwnej fotografii, która najprawdopodobniej przedstawiała wilkołaka. Znał te żółte oczy. Tylko po co ktoś miałby podrzucić mu tego polaroida? Chciał skłócić go z Liamem? Jeśli tak, to nie wyszło. Nawet nie był pewien, czy to był rzeczywiście Liam. Sugerował to tylko podpis, bo tak jak już przyznał, wygląda znajomo. Bał się, iż to oznaczało kłopoty dla młodszego. Czy ktoś oprócz Raekena i rodziny Liama ktoś jeszcze wiedział o wilkołactwie? No jeszcze zostawał Morris, ale on tkwił w zamknięciu. Nie było możliwości podrzucenia mu tego do auta...chociaż, już raz uciekł. I ta krew na obramówce.

Może była to Alice. Ta kobieta coś wiedziała. Więcej niż Theo. Nie podobało się to chłopakowi. Musiał znaleźć sposób, żeby porozmawiać z nią w cztery oczy. Bez Liama. Tak bardzo, jak wolałby niczego znowu nie ukrywać, to naprawdę obawiał się o bezpieczeństwo blondyna i nie chciał mieszać go w możliwe zagrożenie. Na Theo, raczej, nikt - poza wilkołakiem w lesie - nie poluje na Raekena.

- To gdzieś tutaj - głos Liama, sprowadził go z powrotem na ten świat.

Theo rozejrzał się. Na pierwszy rzut oka, byli w środku lasu. Nic szczególnego. Później zauważył krew na trawie oraz niższych partiach drzew. Zrobił kilka powolnych kroków w miejsce, gdzie czerwonej cieczy było najwięcej. Trawa tam była wygnieciona, jakby coś leżało tam dłuższy czas. Śmierdziało, ale to nie była jedyna rzecz unosząca się w ciężkim powietrzu. Atmosfera tego miejsca była niepokojąca. Coś złego się tutaj stało. To przeczucie, które było już znajome, podpowiadało mu, że to, czego się dowie, nie spodoba mu się.

- Wiesz coś więcej, poza tym, że znaleziono ciało? - zapytał, odwracając się do Liama.

Blondyn szybko podniósł głowę. Wcześniej przyglądał się krwi naokoło.

- Ymm - zawiesił się - Coś było wspomniane o jeleniach? Chyba? - podszedł do Theo - Jeden był albinosem, z tego co widziałem.

Oczywiście, że musiał mieć rację. Nie polubił tego, co usłyszał. Biły jeleń. No. Kurwa. Oczywiście, że jest to coś, co mu się śniło. Miał wrażenie, że nie zginął tylko jeden jeleń. Było ich więcej. Skądś to wiedział. Albinos zaś grał główną rolę.

Stanął na samym środku wygniecionego na trawie koła. To tu leżał, jakoś potrafił to stwierdzić. Schylił się, żeby dotknąć zniszczonej trawy. Małe rany po ostatnim koszmarze, zapiekły przy przejechaniu tam ręką.

Znalazł się w innej części lasu. Wszystko miała inne kolory. Zamiast zieleni typowej dla głębokiego lasu, widział jedynie niebiesko-fioletowe barwy. Nie mógł również zobaczyć zaostrzonych kształtów, jakby nagle miał sporą wadę wzroku.

Biegł między zaroślami. Głowę miał pochyloną, żeby szybciej przemieszczać się po lesie. Coś biegło za nim.

Słyszał swój puls w uszach, a serce obijało się o żebra. Mięśnie paliły.

Jego dłonie paliły.

- Theo! - krzyk Liama wystraszył go.

Jego ręce zostały odciągnięte od trawy i rozszedł się po nich ból. Spojrzał na nie, powstrzymując krzyk.

Były całe czerwone. Skóra napuchła, jakby coś od środka gotowało się. Łzy pojawiły się w jego oczach i zacisnął mocno zęby, niechcący gryząc skórę plika. Pękła pod naciskiem. Metaliczny smak rozlał się na języku.

Już nie wytrzymał i zapłakał na głos. Dunbar padł na ziemię obok niego, ściskając jego nadgarstki. Oparzenia zaczęły rozchodzić się dalej. Liam przytrzymał mocno, nie pozwalając, aby przeszło na całe ręce. Czarne żyły zaczęły uwypuklać się na skórze blondyna.

Nie pomogło.

Liam też szybko poczuł ten ból. Nie rozchodził się tylko w dłoniach, ale na całym ciele. Wewnątrz.

Ale ścisk przy nadgarstkach nie pozwolił rozejść się raną dalej. Przez kilka następnych minut oparzenia powiększały się, skóra odpadała ukazując mięśnie pod nią. Theo wrzasnął, nie mogąc już wytrzymać bólu. Opadł w ramiona Liama, płacząc w koszulkę młodszego.

Ból nie ustał, ale oparzenia przestały powiększać się. Bał się spojrzeć na swoje dłonie. W szczególności na prawą, która bolała o wiele bardziej. Siedział i płakał wtulony w blondyna, który głaskał go po plecach, co trochę go uspokoiło. Ciepło Liama go uspokajało. Było jak ogień, ale nie ten okrutnie palący cię żywcem, rozumiał różnicę, teraz w szczególności. Nie rozumiał co się z nim działo, ale wiedział jedno.

Zakochał się w chłopaku, który jest niczym modlitwa bez boga, do którego mogłaby być skierowana..., ale to nawet lepiej. Tak długo jak miał go przy sobie, nie potrzebny był mu żaden z bogów, czy nawet innych istot ludzkich.

Tak długo jak byli razem.

----------------

Teraz pytanie, czym jest Theo?

Piszcie swoje pomysły, bo jestem ciekaw, czy ktoś zgadnie.


Liam be like:

Kolory rozróżniane przez jelenie:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kolory rozróżniane przez jelenie:

Kolory rozróżniane przez jelenie:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz