Ania weszła pod prysznic, odkręciła kurek, i kiedy ciepła woda zaczęła powoli rozgrzewać jej zziębnięte ciało, odtajały też uczucia, które z wysiłkiem zamroziła w biurze, i zaczęły spływać w postaci łez. Płakała cicho, tak żeby nie słyszała jej córka, bo nie chciała po wyjściu z łazienki spotkać jej niechętnego i jakby trochę szyderczego czy pełnego politowania spojrzenia. Łzy przyniosły jej ulgę, ale wiedziała, że to na trochę, że jutro znów wydarzy się coś, co doprowadzi ją do płaczu, i że znowu potulnie pochyli głowę, zagryzie wargi, byle wytrwać do wieczora.
Uporządkowane, spokojne życie Ani załamało się po odejściu męża. Od tego czasu minęły już trzy lata, a ona wciąż nie mogła się pozbierać. To było tak nagle, tak niespodziewanie. To prawda, oddalili się trochę od siebie: Ania wreszcie dostała w pracy awans i nowe stanowisko wymagało zaangażowania, więc zdarzało jej się zostać dłużej w biurze, a czasem nawet przynieść jakiś pilny projekt do domu i spędzić nad nim pół soboty. Robert też intensywnie rozwijał firmę, więc w weekendy miał dużo spotkań biznesowych, w każdym razie tak o tym opowiadał Ani. Rzadko udawało im się wybrać razem do kina czy do kawiarni, ale jednak czasem chodzili, i Ania myślała, że wszystko między nimi układa się w miarę dobrze. Dlatego jak grom z jasnego nieba spadła na nią decyzja męża, który po prostu zakomunikował jej wieczorem, kiedy siedzieli we dwoje przy kolacji, bo Michalina (miała trzynaście lat i nie chciała, żeby wciąż nazywać ją Misią) nocowała u przyjaciółki:
- Aniu, musimy się rozstać. Duszę się w tym związku. To, co między nami było, wypaliło się.
Zabrzmiało to dla Ani tak absurdalnie, tak książkowo, że w pierwszej chwili nie dotarł do niej sens usłyszanych słów. Zresztą Robert przypuszczalnie długo układał sobie początek wypowiedzi, bo dalej mówił już zupełnie prosto:
- Wiesz, dużo o tym myślałem. Od kiedy wróciłaś do pracy, jak Miśka poszła do szkoły, a potem, kiedy awansowałaś, to czuję się zupełnie porzucony. Brakuje mi od dawna twojej uwagi, ciepła. Nie dziw się, że w moim życiu pojawił się ktoś inny, kto mi daje prawdziwą miłość. Przy niej na nowo czuję, że żyję.
Ania nadal milczał, skonsternowana, mrugała tylko oczami. Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli. Różnych. Od „Znalazłeś sobie młodszą laskę do pieprzenia" do „Biedny porzucony misiaczek, a o moich potrzebach pomyślałeś?". Ale zamiast wypowiedzieć którąś z nich na głos, odezwała się potulnie:
- Przepraszam, kochanie. Rzeczywiście, ostatnio byłam bardzo zajęta, dużo siedziałam w pracy. Ale postaram się mniej angażować, może czasem uda mi się nawet wcześniej wyjść. Możemy w najbliższy weekend pójść razem do naszej ulubionej knajpy. To się da naprawić, wiesz?
- Nie, Anka, nie da się – rzucił poirytowany wyraźnie Robert. Czyżby liczył, że żona tak po prostu da mu buziaka na pożegnanie i pomoże spakować ubrania do walizki przed wyprowadzką? – Ja mam już pewne zobowiązania. Renatka spodziewa się dziecka i... sama rozumiesz, potrzebuje stabilności, wsparcia. Więc chciałby to szybko załatwić.
To, czyli rozwód. Nawet nie powiedział tego słowa, ale Ania tylko pokiwała głową. Wciąż była w szoku – i długo z niego wychodziła. Zbyt długo.
Pozwoliła mu odejść. Co miała robić? Rzucić się jak Rejtan na próg? I po co? Ze względu na córkę? Była już na tyle duża, że wyczułaby, że w relacjach rodziców coś jest nie tak. Więc Ania odpuściła i nawet zgodziła się na rozwód za porozumieniem stron, bez orzekania o czyjejś winie. Nie chciało jej się walczyć, kłócić. Zapadła się w sobie i pozwalała, by rzeczy się po prostu wydarzały. Co gorsza, nie tylko w relacjach z Robertem, ale też w pracy, a nawet w stosunkach z Michaliną. W ciągu tych trzech lat wszystko jej się stopniowo posypało.

CZYTASZ
Nigdy nie jest za późno?
Ficción GeneralPo rozwodzie z mężem świat Ani rozpada się. Nie układa jej się w pracy, relacje z córką pozostawiają wiele do życzenia. Nieoczekiwaną propozycję wyjazdu na weekendowe warsztaty dla kobiet przyjmuje jak dar niebios i szansę na zmianę. Czy jednak dwa...