Rozdział 6 - Pocałunek

368 260 124
                                    

Wieczorem zastałem Lily we wspólnej sali. Siedziała przed kominkiem, kręciła kieliszkiem z winem trzymanym w dłoni i wpatrywała się w ogień. Kiedy tylko wszedłem poczułem na sobie kilka par oczu, więc postanowiłem zmyć się stąd w bardziej ustronne miejsce.

− Lily? − spytałem cicho.

Dotknąłem jej ramienia, aby zwrócić tym na siebie uwagę złodziejki, co samo w sobie było dziwne. Zwykle wyczuwała moją obecność w pomieszczeniu.

− Tak? − Podniosła na mnie półprzytomny wzrok, jakby błądziła myślami gdzieś daleko.

− Zmieniamy lokal? − zaproponowałem.

Spojrzałem wymownie na gapiów dookoła. Złodziejka odłożyła kieliszek i wstała z ociąganiem ze swojego miejsca, po czym ruszyła w kierunku schodów. Przypuszczałem, że zostaniemy w jej pokoju, więc zdziwiło mnie, kiedy minęła nasze piętro i skierowała się wyżej. Po chwili staliśmy już na dachu kamienicy.

− Wystarczająco ustronnie? − zapytała głosem jakby wypranym z emocji.

− Miałem nadzieję na coś cieplejszego i zaopatrzonego w miło rozgrzewający od środka płyn. Cały dzień spędziłem na deszczu, łażąc w kółko. − Zerknąłem na nią z ukosa. − Stało się coś?

− Dlaczego pytasz? − Znów zobaczyłem to mgliste spojrzenie.

− Wydajesz się być nieobecna − zauważyłem.

Nie podobało mi się to. Coś było nie w porządku.

− Co za różnica? To i tak nieistotne dla śledztwa. − Odwróciła się do mnie plecami i założyła ręce na piersi. Teraz dopiero zacząłem mieć złe przeczucie.

− Może i nie, ale z tego, co widzę, istotne dla ciebie, więc i dla mnie. − Złapałem ją za łokieć i zwróciłem w swoją stronę, ale dalej nie chciała na mnie spojrzeć. Ująłem więc delikatnie jej podbródek i uniosłem tak, bym mógł coś wyczytać z jej oczu.

Nie spodobało mi się to, co zobaczyłem.

− Powiedz mi − poprosiłem cicho, na co Lily tylko wzięła głęboki oddech, jakby próbowała zebrać myśli. Na domiar złego wcale nie próbowała mi się wyrwać.

Kolejny zły znak.

− Dostałam wiadomość od Rhogana... − zaczęła.

− Utrzymujesz z nim kontakt? − zdziwiłem się. Poczułem też drobne ukłucie w okolicy klatki piersiowej, ale zaraz się zreflektowałem. − Przepraszam, mów dalej.

− Możesz tego nie wiedzieć, ale ten zakochany głupek wrócił do Ashen, by prosić matkę Gwen o jej rękę − przerwała na chwilę, by zaczerpnąć kolejny oddech.

To była raczej dobra wiadomość dla każdej ze stron, ale widziałem, że to nie koniec, więc czekałem cierpliwie na dalszą część.

− Mają piękną córeczkę o imieniu Rose, a obecnie zbliża się termin rozwiązania jej drugiej ciąży. Rhogan napisał, że Gwen bardzo źle się czuje i z każdym dniem jest coraz słabsza, a na poród się na razie nie zanosi. − Odetchnęła, jakby ciężki kamień spadł jej z ramion.

− Możemy coś zrobić? − zapytałem, na co Lily spojrzała na mnie zaskoczona.

− My? − zdziwiła się i po raz pierwszy dzisiaj na jej twarzy malowało się coś więcej niż ta pusta maska.

− Oczywiście. Jeśli tylko mogę jakoś pomóc, możesz na mnie liczyć. Tak samo jak ruda − zapewniłem.

Przyjrzała mi się podejrzliwie, szukając jakiegoś haczyka, ale widocznie nic nie znalazła. Bo też nie było czego szukać. Naprawdę mówiłem szczerze.

Miasto Złodziei (Część 2) - MariportOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz