Kiedy dotarłam na dół, od razu skierowałam się do bocznych korytarzy. Przede wszystkim musiałam znaleźć jakiś płaszcz. Do tej pory w zamieszaniu, które zapewne wywołała nasza mała eskapada, jakoś udawało mi się nie wzbudzić niczyjej ciekawości, ale zakładałam, że nie będzie to trwało wiecznie.
Potem musiałam znaleźć Farrena. Miałam nadzieję, że koordynuje wszystko na zewnątrz w okolicy wozów i udzieli mi pomocy. Na szczęście okrycie udało mi się znaleźć szybko w zamkowej kuchni. Naciągnęłam na głowę kaptur i z nadzieją skierowałam się do wyjścia.
Proszę, proszę, proszę − modliłam się w duchu, aby Macha się do mnie uśmiechnął.
Był tam.
Stał na samym środku placu, otoczony kręgiem niespokojnie przestępujących nogami koni, zaprzężonych do wozów gildii posłańców. Podeszłam do niego niespiesznie, siłą woli powstrzymując się od biegu. Byłam tam tak strasznie na widoku, ale nie mogłam przyciągnąć niczyjej uwagi. Po jego minie widziałam, iż nie zorientował się, że to ja. Musiałam wyglądać koszmarnie, ale z drugiej strony to dobrze, że nawet on mnie nie rozpoznał.
− Farren − wyszeptałam.
− Na wszystkich bogów! Co się dzieje? Znaleźliście? Gdzie jest Renny? Gdzie Anne? Wyglądasz okropnie! − wyrzucił z siebie z troską w głosie.
− Dziękuję − powiedziałam z przekąsem. − Znaleźliśmy i nie wiem, gdzie jest Renny. Musieliśmy się rozdzielić. − Starałam się zepchnąć w inny kąt pamięci nasze rozstanie. Nie mogłam się teraz rozpraszać. Jeszcze nie.
− W takim razie co z Anne? Już dawno powinna tu być. Co się stało? − ponowił niepewne pytanie.
− Nie żyje. To wina Ric'a − odpowiedziałam krótko. Jeszcze jedno słowo, a głos z pewnością by mi się załamał, a z oczu znów popłynąłby potok łez. − Farren, potrzebny mi wóz albo chociaż koń. Jak najszybciej.
− Oh! − Bard zasłonił ręką otwarte usta, lecz nie dopytywał. − Kazali wszystkim się wynieść, ale najpierw sprawdzili moją listę, na której oczywiście was nie było. Jednak dlatego też nie mogę dać ci wozu na wyłączność. Po prostu wszystkie są pełne i do tego je sprawdzają. − Bard rozłożył bezradnie ręce.
Jak mogliśmy nie przewidzieć takiej możliwości? Z drugiej strony, co byśmy zrobili? Nie mogliśmy zabrać dodatkowych koni.
− Farren, ja muszę się stąd wydostać. − Złapałam go za ramię i wyczekująco wbiłam w niego swój wzrok. Rozglądał się wokoło w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania. W końcu jego oblicze nieco się rozpogodziło.
− Mąka! - krzyknął.
− Że co proszę? − zdziwiłam się.
− No mąka. Piekarz używa małej dwukółki zaprzężonej w osła, żeby przywozić mąkę z młyna. − Wskazał ręką niepozorny, mały pojazd stojący pod murem.
− A skąd mam niby wziąć tego osła? − Nie byłam przekonana do tego pomysłu.
− Ze stajni, a skąd? Nikt nie zwróci na ciebie uwagi w czymś takim. Szczególnie między naszymi wozami. − Był bardzo z siebie zadowolony. Jak zwykle zresztą.
Przewróciłam oczami, ale nie miałam zbyt dużego wyboru.
− Dobra. Dawaj tego osła i pomóż mi choć z uprzężą. Nieco mi się spieszy − ponagliłam.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja podążyłam za nim. Kątem oka obserwowałam wszystkich mijanych strażników. Dosłownie czułam każdy napięty nerw i mięsień w moim ciele. Wszystko gotowe do natychmiastowej ucieczki, gdyby tylko ktoś odwrócił się w moją stronę lub choć krzywo na mnie spojrzał.
CZYTASZ
Miasto Złodziei (Część 2) - Mariport
FantasyPodobno czas sprawia że zapominamy. To nieprawda. Każde wydarzenie zamknięte jest w jakiejś szufladce i tylko czeka, aż coś, widok, zapach, dźwięk, spowoduje, że ta się otworzy się z hukiem. Po trzech latach losy Lily i Renny'ego splatają się ponown...