Rozdział 11 cz. 2 - Upadek

331 255 88
                                    

Mistrz gildii wydawał się wreszcie zadowolony z poczynionych przez nas postępów, pomimo, iż nadal nie wiedzieliśmy, kto z nas za tym stoi. Przynajmniej mieliśmy jaki konkretny trop. Wbrew temu, co mówił Ric, nie wyglądał na bardzo zniecierpliwionego, co tylko roznieciło na nowo moje podejrzenia co do tej dziwnej rozmowy. Czyżby naprawdę chodziło tylko o głupią zazdrość? Na szczęście Oren dał nam swoje błogosławieństwo, po czym odesłał ozięble jak zwykle, z życzeniami dalszych sukcesów, więc udaliśmy się do Nory.

Nie podzieliłam się na razie z nikim moim bardzo, bardzo wstępnym planem dalszego działania, ale podekscytowanie powoli kotłowało się w moim brzuchu.

Lider szpiegów już na nas czekał. Widocznie ktoś uczynny musiał mu donieść, że nadchodzimy. Przedstawiliśmy mu wszystkie informacje, przy czym oczywiście nie drgnęła mu przy tym nawet powieka.

− Czyli nie znaleźliście Luke'a − skwitował nasze wysiłki.

− Wszystko wskazuje na to, że nie żyje − powiedziałam na swoją obronę.

− Szkoda. Na pewno dzięki niemu dysponowalibyśmy większą ilością informacji. − Jak zwykle nie wydawał się być tym faktem przejęty.

− Prawdopodobnie dlatego został zabity − zauważył inteligentnie Renny.

− Po co księżniczce te jaja? − spytałam Gabriela. Tylko on mógł wymyślić jakiś sens takiego działania.

− Mówiliście, że spotkaliście już smoka? − zapytał, zamiast udzielić odpowiedzi.

− Ja, tak. − Kiwnął głową złodziej. − Nie wiemy skąd Jowan go miał. Sam Mizu powiedział tylko, że został schwytany, ale pilnował go mężczyzna w płaszczu z białą klepsydrą.

− Moglibyśmy założyć, że zostało to zaaranżowane na zlecenie Mairi i zrealizowane przez Złodziei Czasu, ale równie dobrze mógł go tylko dla niej transportować − dywagował.

− Nie chce mi się wierzyć, że nie wiedzielibyśmy o dorosłym smoku tyle czasu przebywającym na zamku. − Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

− Mogli go w końcu złamać, by pomógł im w poszukiwaniu jaj. To chyba wcale nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Może dlatego tyle to trwało − gdybał Hornan.

− To wszystko to tylko spekulacje. Roześlę swoich ludzi w poszukiwaniu kolejnych odpowiedzi. − Gabriel wstał, co miało oznaczać koniec rozmowy na dziś.

− Daj znać, jeśli czegoś się dowiesz − poprosiłam przed wyjściem i doczekałam się tylko skinięcia głową.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, słońce chyliło się już ku zachodowi. To był długi dzień, ale owocny. Teraz już tylko marzyła mi się kolacja i łóżko. Przez chwilę nawet się zastanawiałam, czy nie zjeść z Renny'm, ale krótkie spojrzenie w jego stronę utwierdziło mnie w przekonaniu, że nadal zachowuje się jakby go coś ugryzło, więc dałam sobie spokój.

Tak, spokój to coś, co jest mi teraz potrzebne − pomyślałam.

− Wracamy? − zapytał mój partner, po raz kolejny nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem. Westchnęłam tylko, licząc na to, że do jutra mu przejdzie.

− Tak. Ani Oren, ani Gabriel nie wyznaczyli nas do żadnych zadań, więc mamy wolną rękę.

− To co będziemy robić dalej? − spytał, choć nie wydawał się szczególnie zainteresowany odpowiedzią, ale ruszył powoli w stronę domu.

− Powiem ci jutro, teraz padam na pysk. Mam wrażenie, jakbym od kilku dni nie spała. Spotkajmy się na dachu gildii po śniadaniu. Dobrze?

− Jak sobie chcesz. − Wzruszył obojętnie ramionami, po czym po prostu odwrócił się na pięcie, zmieniając kierunek swojego marszu i zostawiając mnie na środku ulicy. Tego już było za wiele. Nie zamierzałam dłużej ignorować jego zachowania.

Miasto Złodziei (Część 2) - MariportOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz