10. Prowokacja

368 31 3
                                    

Pamiętaj, żeby nie oceniać książki po okładce. Łatwo kogoś ocenić, nie znając jego wnętrza, przeszłości i tego co go spotkało. Każdemu przychodzi to bez trudności. Ludzie bez trudu oceniają nas na podstawie wyglądu, zachowania i czynów, nie znając powodów i naszego wnętrza.

Życie nie jest kolorowe i nigdy takie nie będzie. Zawsze pojawi się coś co zmąci nasz pokój i szczęście. Bądźmy ponad to, walczmy o siebie. Walczmy o to co sprawia, że się uśmiechamy.

***

Patrząc w sufit, wyobrażałam sobie, że kiedy się stąd wydostanę wsiadam na motor, olewam ostatnie dni szkoły i jadę przed siebie. Nie zważając na nic. Pojechałabym tam, gdzie zawiozły by mnie te dwa koła. Najlepiej do nie zaludnionego miejsca, bez ludzi chcących się mnie pozbyć i bez uczucia czyjegoś oddechu na karku. Czasami miałam momenty, w których żałowałam, że urodziłam się w takiej, a nie innej rodzinie. Ciągłe kłopoty, problemy, niebezpieczni ludzie. Z upływem czasu, byłam tym zmęczona, choć raz chciałam być zwykłą nastolatką, która nie musiała się martwić, że ktoś postanowi zrobić jej krzywdę. Później przychodziły wyrzuty sumienia, bo za nic w życiu nie wymieniłabym moich bliskich na innych. Kochałam ich, byli moją rodziną i najważniejszymi osobami w moim życiu. To na nich mogłam polegać, to oni wspierali mnie przez cały okres. Mimo wszystko to było moje życie i przez większość czasu je lubiłam. Nie licząc momentów takich jak ten.

Ręką zaczęła mi cierpnieć od trzymania jej w górze. A zimny metal przywierał do mojego nadgarstka i przy każdym ruchu uwierał, ocierając moją skórę. Wypuściłam wstrzymywane od dłuższego momentu powietrze, a drzwi od pokoju otworzyły się na oścież. Do pomieszczenia, pewnym krokiem wszedł Killian z tacą jedzenia. Wyglądał nieskazitelnie, tak jakbym wcale go nie zraniła. Położył tace na szafce nocnej obok łóżka, a jego puste spojrzenie padło na mnie i na moją przypiętą do ramy łóżka rękę.

Westchnął głośno i wyszedł z pokoju.
Przyniósł mi jedzenie i tak sobie wyszedł. I co, jak ja niby mam to zjeść? Nie twierdzę, że mam to zamiar tknąć, ale cholera. Nie mam przecież mocy telekinezy. Dosięgnąć, tego nie dosięgnę, bo jak. Mam do diaska jedną rękę przykutą.

W myślach zdążyłam wyobrazić sobie jak rzucam tym jedzeniem prosto w twarz tego aroganta. Zanim w myślach ujrzałam szok na jego twarzy, ten z powrotem pojawił się w pokoju, tym razem z apteczką w ręce. Podszedł do łóżka i kucnął przed nim. Obserwowałam to wszystko skonfuzjowana.

- Jesteś jednym z najgorszych pacjentów, słowo daję. - padły jego ciche słowa. - Już nawet Carter jest bardziej znośny.

Zaschło mi w gardle.

Killian otworzył apteczkę, wyciągnął z niej bandaż i środek dezynfekujący. Podniósł się i nachylił się nade mną. Dosłownie przestałam oddychać. W jego dłoni znikąd pojawił się mały srebrny kluczyk, a moja dłoń chwilę później była wolna. Ulżyło mi. Chciałam pomasować obolały nadgarstek, ale mężczyzna złapał mnie za rękę, przyglądając jej się uważnie. Już wiem czemu tak na nią patrzył. Skóra była poobcierana i poraniona.

- Ja pierdole. - zaklnął.

Pociągnął mnie ku sobie, w dalszym ciągu trzymając moją rękę. Wziął płyn dezynfekujący i popsikał nim otarcia. Syknęłam z bólu. Uniósł na mnie wzrok i psiknął jeszcze raz. Za to miałam ochotę wydrapać mu oczy.
Jedną dłonią unieruchomił moją rękę i trzymał sztywno, drugą sięgnął po bandaż i delikatnymi ruchami zaczął obandażowywać szczypiący nadgarstek.
Zacisnęłam zęby.

- Gotowe. Gdybyś tak nie szarpała nie musiał bym tego robić. - przygryzłam policzek, kiedy jego palce w wręcz delikatny sposób przesuwały się po opatrunku.

Mafioso's daughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz