****Rozdział 1****

127 3 0
                                    

To przecież był Mateusz Bieniek, ten siatkarz z numerem 20 na żółto-czarnej koszulce. Mieszkam w Bełchatowie, dawnym sercu polskiej siatkówki i czasami zapominam, że normalnym jest, iż po ulicach kręcą się siatkarze SKRY. Tylko co on robi pod moją klatką. Może przyszedł kogoś odwiedzić, aczkolwiek widząc go w takim stanie, na miejscu tego kogoś nie wpuściłabym go do środka. Trzask drzwi od windy przypomniał mi w jakim celu wyszłam z mieszkania. Idąc do garażu powiedziałam sobie w myślach, że następnym razem wezmę autograf, bo jeszcze nie mam żadnego autografu od siatkarza, a przecież siatkówkę kocham równie mocno, co robienie fotek.
Po wyciągnięciu kluczyków z auta wróciłam do domu. Było już około godziny 18, więc rozwaliłam się na kanapie z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu. Przeskakując po kanałach nie znalazłam nic ciekawego, więc zatrzymałam się na "Ukrytej Prawdzie". To pożeracz czasu, ale nie miałam zbytnio co robić. Moje myśli odpłynęły do tego przypadkowego spotkania z Bieńkiem. Stwierdziłam, że mój pierwszy zdobyty autograf siatkarza nie może być od takiego awanturnika. Czy ja właśnie postawiłam sobie jakiś cel? Chyba tak... ale to dobrze. Może zbieranie autografów od siatkarzy nie jest czymś wybitnie ambitnym, aczkolwiek zawsze będzie można miło wspominać, jeśli wyciągnie się taki zeszycik po upływie lat.
Na oglądaniu tych głupstw czas zleciał mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, była 22. Poszłam do kuchni na szybko coś zjeść, potem równie szybko wziąć prysznic i coś co kocham najbardziej na świecie - spanie.

************************************
Dzień 3

Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i poszłam zerknąć przez wizjer, żeby zobaczyć kto śmie budzić mnie w środku nocy. Nieważne, że dochodziła prawie godzina 12 w południe. Widząc znajomą twarz przekręciłam zamek i wpuściłam owego osobnika do środka.

- Marcin, co Ty tu robisz tak wcześnie?
- Ktoś tu chyba wczoraj zabalował. Agniesiaczku kochany, jedziemy na mecz!
- Cc..co? jaki mecz? - spytałam zdezorientowana kumpla. Marcin to mój przyjaciel ze studiów, z którym dobry kontakt złapałam od pierwszego dnia na uczelni. Oprócz niego, utrzymuję równie dobre relacje z Weroniką, którą również poznałam na studiach. Trzymamy się razem od samego początku i często wychodzimy razem na miasto. Jednak dzisiejsza wizyta Marcina mnie zaskoczyła.
- Sraki. Ubieraj się i za 15 minut widzę Cię na dole przed klatką - wyszczerzył się
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Usłyszałam tylko huk drzwi wyjściowych. Oberwie za to.
Szybko ogarnęłam nieład pod nazwą "Aga". Założyłam zwykły czarny top, który zawiązałam na mostku, a do tego czarne krótkie spodenki. Jak wyszłam z bloku, to w samochodzie oprócz Marcina, była jeszcze Weronika. Przywitałam się z nią buziakiem w policzek i ruszyliśmy w drogę.
- Może wejdziemy coś zjeść? Szczerze mówiąc to niedawno wstałam i jeszcze nic nie jadłam... - zrobiłam smutną minkę
- Zjesz jak dojedziemy do Łodzi. Niedaleko Atlas Areny jest ta knajpka, w której smakowały Ci naleśniki - odparł Marcin
- Jak Ty wszystko o mnie wiesz...A czemu właściwie jedziemy do Łodzi? - zapytałam, bo dalej nie wiedziałam na jaki mecz jedziemy. W sumie dawno nie byłam na żadnej imprezie sportowej.
- Polacy grają mecz towarzyski z Serbią i ogarnąłem trzy bilety.
- W co grają?
- Aga obudź się. Po co wiózł bym Cię do Atlas Areny?
- Bo jesteś nienormalny.
- To już wiemy. I też wiemy, że się zgrywasz. Twoi ulubieńcy będą grać. Siatkarzyki.
- Siatkarze.
- Siatkarzyki.
- Sryki. Wiesz dobrze, że mnie wkurza jak tak mówisz - na moje rozdrażnienie Marcin zareagował tylko śmiechem, ale po chwili sama się zaśmiałam. Weronika kazała nam się uspokoić, bo jechała z nami 5 minut, a już miała nas dosyć. Przez 5 lat dogryzamy sobie z Marcinem, tak jak to robią najlepsze ziomki i chyba nigdy nam sie to nie znudzi. Ucieszyłam się z faktu, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów zobaczę mecz siatkówki na żywo. Jak dotąd obserwowałam tylko w internecie rozgrywki. Od czasu do czasu obejrzałam jakiś mecz w telewizji. Zdobycie mistrzostwa Polski przez Jastrzębski Węgiel uradowało mi serducho. Bardzo dopingowałam ten klub w tym sezonie. Szkoda tylko, że nie udało im się wygrać finału ligi mistrzów w Turynie, ale jeszcze przyjdzie na to odpowiednia pora. Wierzę w to z całego serca.
Reszta podróży minęła nam na śpiewaniu piosenek i na rozmowach o głupotach. Dojechaliśmy pod halę, a ja czułam jak żołądek zaczyna zjadać sam siebie.

Pamiętniczek Agnes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz