Rozdział II - Emocje

554 60 12
                                    

        Szedłem przed siebie, ani raz nie oglądając się. Mój wzrok utkwiony był nie w szarym betonie płyt chodnikowych, ale w twarzach przechodniów. Widziałem kobietę, około trzydziestki, użerającą się ze swoim małym dzieckiem, które albo to uciekało albo krzyczało. Parę kłócących się gimnazjalistów, pewnie rozterki miłosne. Przed oczami mignęła mi nawet osoba przebrana za Batmana. Czyżby starał się coś zmienić? A może przyjechał tutaj na zwykłe wakacje? Ahh, jest co polecać do zwiedzania. Wysokie budynki, długie ulice, cudowne towarzystwo... Gdybym miał kasę, zabrałbym Shue ze sobą i wyjechał stąd w pizdu.

Podążałem z głową dumnie uniesioną w górę. Nawet jeśli kogoś trąciłem czy o niego zahaczyłem, nie zwracałem na to uwagi. Było już dwadzieścia po szóstej. Do rozpoczęcia lekcji w mojej "kochanej" szkole mam jeszcze czas. Pewnie dostanie mi się niezła zjebka, że za wolno chodzę, że wyglądam jak emo albo naćpany wampir, że nie jestem na bieżąco z polityką, modą, sportem etc. Jak słodko, że ktoś się mną interesuje. Gdyby jeszcze w choć najmniejszym stopniu mnie to obchodziło...

Jeszcze około dziesięciu minut przechadzki chodnikiem i byłem już na miejscu. Nieco od niechcenia rozglądnąłem się po placu i obok jednego z budynków zauważyłem całkiem sporą grupkę ludzi, lecz niespecjalnie zachęciło mnie to do działania. Jednak po chwili poczułem nagłe pociągnięcie za szyję i brutalne, ale nie sprawiające bólu zmierzwienie włosów. Usłyszałem także dźwięczny śmiech.

- Hej, Morgan, rozchmurz się! Musisz uważać na siebie, bo chwila nieuwagi i niedługo zaczniesz wychodzić z telewizora jak Samara z "The Ring" - zażartował osiemnastoletni chłopak , na do dałem mu lekki pstryczek w czoło. Syknął cicho pod nosem, choć nie sądzę by jakkolwiek go to zabolało. Uwierzcie, przy nim jestem aż za nadto miły. Korzystając z faktu, że był ode mnie nieco niższy, złapałem go i chwilę przytrzymałem ramieniem za szyję. Zaczął się szarpać i cicho śmiać, co w sumie było już naszą tradycją. Posiadałem pewne ułatwienie, gdyż mam prawie 187 cm wzrostu i ważę ponad 70 kilo... Wypuściłem go i spojrzałem na niego badawczo. Za szkłami czarnych okularów typu "kujonki" w jego oczach koloru jasnej zieleni można było wyłapać iskierki podniecenia, blond włosy z nieco dłuższą grzywką jak zwykle w artystycznym nieładzie. Ubrany był w niebieską koszule w kratkę, ciemne spodnie oraz trochę rozwalone trampki. Nieco niższy ode mnie i chudszy. Jak zwykle uśmiechnięty, promieniujący pozytywną energią... Zupełnie odwrotnie niż ja. Mówią niby, że "przeciwieństwa się przyciągają", ale nie zwykłem wierzyć w takie brednie. W dalszym ciągu zastanawiam się z jakiego powodu się ze mną przyjaźni.

- Huuum, coś nie tak~? - zapytał przeciągle, przechylając nieco głowę w lewą stronę. Prychnąłem cicho nieco rozśmieszony jego miną, po czym położyłem rękę na jego włosach i lekko przycisnąłem go w dół.

- Masz jakieś niespełnione pragnienia seksualne czy co?! - zawył, śmiejąc się jak pięcioletnie dziecko. Następnie złapał mnie za obie ręce i cofnął się jeden krok w tył. Posłałem mu szelmowski uśmieszek.

- Hmmm... może. Ale i tak nie jesteś w moim typie, mordeczko. A tak w ogóle, co masz mi do przekazania o tak pogańsko wczesnej godzinie? To chyba najdłuższa kwestia, którą dzisiaj wypowiedziałem i wypowiem... Zaśmiał się krótko.

- Tak czy tak wiem, że nie śpisz. Dalej masz problemy ze snem? Skrzywiłem się, co miało znaczyć że zgadł.

- Walnij całą butelkę Jacka Daniels'a albo jointa, a potem wypierdalaj spać. Jaki masz z tym problem? Nie masz towarzysza? Jeśli trafiłem w sedno, to już go masz~ - zaproponował Shue z wyrazistym uśmieszkiem. Zaśmiałem się krótko.

- Skoro stawiasz to z chęcią się zgodzę - podszedłem go, tak jak najbardziej lubiłem. Zmarszczył chwilowo brwi, jego usta połączyły się w praktycznie prostą linię, po czym spojrzał na mnie morderczo. Chciałem mu ponownie coś zrobić, ale odskoczył.

Kolekcjoner sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz