Jeszcze chwilę po tym jak weszliśmy do pokoju Shue, słychać było pobliskie krzyki. To pani Charlotte oraz Greace miały dość zaciętą wymianę zdań. Miodowowłosej dostał się spory opierdol, że nazywa mnie satanistą, że nie rozumie jak może mnie tak nie lubić, że jestem tak wspaniałym i miłym chłopakiem... Taa. Nie chce być niemiły, ale gdzie ona zgubiła oczy? Na pewno ich nie ukradłem. Jeszcze?
Podziwiam zielonookiego. Za jego podejście do życia oraz całkowite usposobienie. Fakt, ma tak samo nasrane we łbie jak i ja... Ale myślę, że to pozytywne jebnięcie daje nam każdego dnia nowe doświadczenia i pogłębia... przyjaźń. Gdyby nie to i jego zrozumienie, nie sądzę abyśmy się kiedykolwiek dogadali. Dalej nie mogę uwierzyć, że na świecie jest chociaż jedna osoba, która mnie w pełni zaakceptowała i zrozumiała. Nie przestawałem z zaciekawieniem o jakie nigdy bym się nie posądził, wpatrywać się w biały sufit. Blondyn przez chwilę zapewne lustrował mnie wzrokiem, ale gdy nagle poderwał się i podbiegł do ciemnej komody, o mało nie wyskoczyłem ze skóry.
- Mógłbyś nie uprzedzić, a nie jeszcze mnie straszysz! - mruknąłem z wyrzutem wstając i przechodząc się po jego pokoju. Na mój głos zaśmiał się jak mały chochlik, a mój zły humor momentalnie przeszedł, ustępując miejsca krótkiemu, rozbawionemu prychnięciu. Co ja mam z tym facetem... Niedbale poprawiłem niesforne włosy, podchodząc prosto do okna zasłoniętego ciemną zasłoną i delikatnie uchyliłem materiał, wyglądając. Słychać było przedmioty upadające na panele, bo Shue jak zwykle nie pokwapił się o chociażby minimalną ostrożność. Nie wiem dlaczego to zrobiłem... Może miałem nikłą nadzieję, że zobaczę coś wartego uwagi? Że uda się mi dostrzec z szóstego piętra uśmiech przechodnia wymierzony akurat we mnie? Pfff.... Po raz kolejny przekonałem się, że jeszcze dużo muszę się nauczyć o tajemnej i mistycznej sztuce nienawidzenia ludzi.
Miałem zamiar westchnąć niczym męczennik, jednak uprzedził mnie blondyn, który niczym rzep przyczepił się do moich pleców. Przez chwilę stałem jak skamieniały, zupełnie nie mogąc zorientować się, co właściwie się dzieje.-Eeee.... y... yyy.... - mruknąłem krótko, rozglądając się nerwowo na boki, gdyż chłopak wtulił swoją twarz w moje ubranie. Nie zaprzeczę - wryło mnie w ziemię, szczególnie że nawet po Shue nie spodziewałbym się tego tak znienacka. Chociaż, on jest zdolny do wszystkiego... Koniec końców nic nie zrobiłem, nawet nie udarłem się na niego, bo miałem wrażenie że sprawiło mu to frajdę. A mnie...? Właściwie... też. To miłe z jego strony, chociaż zupełnie nie jestem przyzwyczajony do tego rodzaju "czułości". Zostałem wypuszczony z tego niedźwiedziego uścisku, po czym dziwnym sposobem chłopak znalazł się przede mną, ściskając moje policzki. Auć? Następnie wepchnął mi w ręce niedbale opakowane pudełeczko, szczerząc się jak małe dziecko.
- Wszystkiego najlepszego, mordeczko moja! Nie zmarnuj tego, naznaczyłem je swoją krwią - zaśmiał się krótko, pokazując mi swoje dłonie z licznymi naklejonymi plasterkami. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić...
- Ano.... To ja mam dzisiaj urodziny? - zapytałem tępo, patrząc na Shue jak na rodowitego kosmitę. Ten w odpowiedzi zaśmiał się, widocznie rozbawiony. On nie żartuje, prawda?
- Haha, to naprawdę do ciebie podobne! Dzisiaj dwudziesty piąty kwietnia to musiałem o tobie pamiętać! No śmiało, rozpakuj, rozpakuj! Chce widzieć twój wyraz twarzy~ Miałem zamiar wypchać tego czarnego kota na prezent dla ciebie, ale zabrakło czasu... - wyraźnie zmartwił się, a w mojej głowie zaświeciła się zielona lampka. Ah, faktycznie! Poważnie, wyleciało mi z głowy... Czyli te wszystkie "nieszczęścia", które mnie dzisiaj spotkały to były jednie dziwne prezenty ofiarowane przez los? Chętnie podziękuję mu za nie kopem w dupę!
Zdarłem kolorowy papier i bez wahania otworzyłem czarne pudełeczko, wyciągając ich zawartość. Były to dwie bransoletki z rzemyków. Pierwsza, miała dwa paseczki skóry z ponabijanymi do nich ćwiekami a także kilka zaplecionych nitek utrzymanych w ciemnej kolorystyce, na które nawleczone były kolorowe koraliki, jak również przywieszki w postaci kota oraz czaszki. Druga była podobna, aczkolwiek posiadała jaśniejsze barwy i przywieszkę w postaci klucza. Praca mojego przyjaciela prezentowała się naprawdę estetycznie i raczej nigdy nie posądziłbym go o takie zdolności. Uśmiechnąłem się pod nosem, od razu zakładając je na nadgarstki. Może tego po mnie nie widać, ale znacząco poprawił mi humor. Szczególnie, że pamiętał jako jedyny....
CZYTASZ
Kolekcjoner serc
TerrorHistoria postrzegana i interpretowana przez główną postać opowiadania - Everego Morgana. Amerykanin, zamieszkały w Nowym Yorku, pochodzący z Nevady, pół sierota. Wyjątkowo znienawidzony przez całe społeczeństwo oraz rówieśników z powodu jego dość od...