Rozdział XII - Smutek rozrywający serce

258 35 5
                                    

      Po raz kolejny ze mnie zadrwiono. Trafiłem z deszczu pod rynnę. Pozbyłem się jednej idiotki, to teraz los zafundował mi kopa w dupę w postaci starcia z trójką znacznie gorszych kretynów. Po raz ostatni wypełniłem płuca śmiercią w postaci szarego dymu, po czym zgniotłem cennego, jak dla mnie, bucha o szkolny murek. Kciukiem u obu rąk nacisnąłem na każdy ze swoich smukłych i długich, nieco kościstych palców. Wystarczyło to by stawy a także kości wydały charakterystyczne chrupnięcie, które nielicznych tak obrzydzało i przerażało. Im bliżej była ich zgraja, tym bardziej czułem jak moje mięśnie napinają się, a rytm serca nieznacznie przyśpiesza. Dalej, zapraszam.

Nie, to nie dzień sądu. A nawet jeśli, to nie on będzie osądzać. Ta szmata nie zasługuje nawet na śmierć. 

Zmrużyłem nieznacznie oczy, ściskając dodatkowo swe ręce w pięści. Wkrótce otoczyli mnie niczym zgraja wilków otacza swoją skazaną na agonię ofiarę. Nie, nie zatopicie swoich kłów w mojej tchawicy. Póki moje serce będzie bić, będę walczyć. Dla Shue. 
Ich "szef" zajął miejsce dokładnie przede mną, gromiąc mnie spojrzeniem swoich paskudnych ślepi. Nie poskutkowało to z prostego powodu - geny obdarzyły mnie wyższym wzrostem niż tego kundla. Jego próby zastraszenia mnie nie wywołały na mnie żadnego wrażenia, jedyne co zrobiłem to założyłem ręce na torsie i warknąłem cicho. Dzisiaj nie mam ochoty na głupie rozmowy. 

- Hmmm, kogo tu mamy... - zagaiła ruda paskuda, na co przewróciłem teatralnie oczami. Zazwyczaj byłem opanowany i nie dawałem się łatwo sprowokować, ale ostatnie wydarzenia, a także ta niefortunna rozmowa z Lemurą podziałały na mnie jak płachta na byka. Na tą chwilę mój smutek przerodził się w prawdziwą złość. Złość jakiej nigdy nie czułem. 

- Pewien ptaszek szepnął nam do uszka, że jesteś samotny. Postanowiliśmy wspólnie dotrzymać ci towarzystwa w iście cywilizowany sposób. 

- Znając wasz poziom intelektualny nie mam zamiaru ponownie bawić się w naukę pisania czy układanie klocków. Nie masz do mnie konkretnej sprawy? TO SPIERDALAJ - warknąłem, co widocznie rozjuszyło go wewnętrznie, gdyż nieznacznie poczerwieniał na twarzy. 

- Uważaj sobie, gnojku. Mamy cię w garści, nie zauważyłeś jeszcze swojego kiepskiego położenia? Na twoim miejscu miałbym się na baczności  - powiedział z wyczuwalną wyższością w głosie, okrążając mnie. Ścisnąłem jeszcze mocniej dłonie, tak mocno że aż zbielały mi knykcie. Przygryzłem dodatkowo dolną wargę, licząc w myślach do dziesięciu. Spokojnie, Morgan. Nie zniżę się do poziomu tego dupka - muszę zachować chodź odrobinę spokoju. Nie mam ochoty na jakąkolwiek konfrontację. Chce zostać po prostu sam. Sam, pogrążony we własnych myślach. Zatracony we własnym świecie. 

Miałem wrażenie, że paskuda wyłapała moje nieznaczne uspokojenie się. Miałem nadzieję, że więcej nie otworzy tych swoich parszywych ust, jednak... nadzieja matką głupich. Jedynie działanie jest zwycięstwem.

-  W końcu ktoś postanowił się zlitować i usunąć ze społeczeństwa takie nic nie znaczące ścierwo jak Shue. Żałosne... Szkoda, że nie załatwili was za jednym zamachem, mieliby mniej roboty. Morgan, będziesz następny. Przygotuj się na marny koniec! Twoje narządy pojadą do Chin, a ciebie porzucą w rynsztoku. W końcu trafisz do miejsca, na które zasługujesz - dodał, uśmiechając się jadowicie.

.......

Na jego słowa, poczułem wyjątkowo bolesne ukłucie wewnątrz ciała. Pod mostkiem, po lewej stronie klatki piersiowej... Czy czasem właśnie nie tam znajduje się serce? 

- Coś ty powiedział? - zapytałem niskim, zachrypniętym głosem, gromiąc go spojrzeniem. Miałem wrażenie, że w moich lekko przymrużonych oczach pojawił się istny ogień - przeraźliwy i niesamowicie potężny ogień nienawiści, który dodatkowo potęgował każdy kolejny oddech tego gnoja. W środku praktycznie we mnie wrzało... Postawiłem krok w przód, łapiąc go dłońmi za materiał koszuli i przyciągając znacznie bliżej siebie. 

Kolekcjoner sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz