Od nocowania u Shue, a jednocześnie od moich dziewiętnastych urodzin minął praktycznie tydzień. Tamten dzień wspominam jako prawdziwą odskocznię od codziennych trosk oraz nieszczęść.
Nie wiem jak blondyn to robi, ale w jego towarzystwie czuję się... sobą.
Wiem, że nie muszę udawać wielkiego bogacza czy nieznaczącego biedaka.
Wiem, że nie muszę ubierać maski złowrogości i nie poruszać sznurkami nieprzystępności.
Wiem, że mogę ukazać mu świat, takim, jakim widzę go ja sam.
Tak naprawdę... może nie jestem tak straszny jak o mnie mówią?
Kto wie.
W szkole właściwie niewiele się zmieniło. Kilka razy dziennie udawało mi się przyłapać rudego murzyna, kiedy to chamsko łypał na mnie tym swoim paskudnym spojrzeniem. Rany po niefortunnym spotkaniu z nim zdążyły się już w znacznym stopniu zagoić, aczkolwiek na łuku brwiowym w dalszym ciągu został mi plasterek. Plasterek z nadrukiem jakiś jebanych kucyków pony... Nie wiem skąd Shue je wytrzasnął, aczkolwiek postanowiłem się poświęcić i zrobić mu tą przyjemność, nie odklejając ich. Ludzie na ulicy, a także w szkole dziwnie na mnie patrzyli. Idzie sobie nastolatek z podkrążonymi oczami, ciemnymi, półwygolonymi włosami, w czarnych ubraniach, z nieciekawym wyrazem twarzy i plastrem z uśmiechniętym różowym kucykiem. Urocze.
Po tym jak dowiedziałem się, że McLittle chodzi z Greace, unikałem tego tematu jak ognia. Nie mogłem uwierzyć, że siostra mojego kumpla (jaka by nie była) umawia się z takim oblechem, na dodatek z pedalskimi zapędami. Oczu idiotka nie ma czy co?
Aczkolwiek muszę już wrócić do rzeczywistości, bo czasami czuję, że wir moich przemyśleń zbytnio mnie pochłania.
Zapowiada się kolejny chujowy dzień. W nocy po raz kolejny nie mogłem zasnąć, a jeśli już to był to dość płytki sen i od razu się budziłem. W głowie miałem dość dziwne sny, obrazy... Pamiętam tylko, że koło mojego miejsca zamieszkania stałą płonąca wieża Eiffla, a na jej szczycie bujał się szympans w tęczowej peruce. Pragnę napomnieć, że nie biorę żadnych prochów. Od czasu do czasu papieros czy coś mocniejszego.
Od rana boli mnie żołądek i mam wrażenie, że będę rzygać dalej niż widzę. Następnie... przy wejściu do metra niedaleko mnie zaczęto jakieś prace renowacyjne i musiałem zapierdalać do piekła (czyt. szkoły) na piechtaka, a o mało nie spadła na mnie z czwartego piętra szyba. Na lekcji matematyki musiałem oglądać tłustą dupę nauczycielki grubo po pięćdziesiątce. Następnie comiesięczna zjebka od wychowawcy, mordercze spojrzenie moich kochanych koleżanek i kolegów, starali się debile nawet wylać na mnie wiadro wody z atramentem... Uniknąłem tego, a cała akcja nieświadomie skupiła się na nauczycielu historii, bo skutecznie zagoniłem go tam pączkiem w czekoladzie. Szmaty mają za swoje, hehe... Dodatkowo, cały dzień mam złe przeczucia. Shue nie pojawił się w szkole, nawet specjalnie poszedłem do jego skrzydła... Nie odbiera ode mnie telefonów, nawet nie raczył odpisać na mojego sms'a. To do niego niepodobne... Na każdy, nawet najmniejszy przejaw zainteresowania z mojej strony, cieszył się jak małe dziecko. Albo jest chory albo musiało się mu coś stać. Źle się czuję...Zwinąłem się z ostatnich dwóch lekcji - w-fu oraz fizyki. Na pewno będzie mi to policzone, ale ja tylko wyświadczam przysługę... sobie. By nie musieć oglądać ich parszywych twarzy. Po szkole praktycznie od razu postanowiłem, że wpadnę do Evansów i sam sprawdzę jak miewa się mój przyjaciel. (Wspomnę, że z bransoletkami od niego się nie rozstałem.) Aczkolwiek przed, postanowiłem że wstąpię do supermarketu i uzupełnię braki w cukrze we krwi. Kupiłem sobie kolejnego pączka w polewie czekoladowej oraz półlitrowego tymbarka cytryna-mięta. Zjadłem wszystko praktycznie od razu, ale wtedy dał znak o sobie mój żołądek. Napierdala dzisiaj jak nigdy przedtem...
W mieszkaniu Shue, nie zastałem nikogo. Na drzwiach była przylepiona jedynie kartka "Pracuję, Greace jest na noc u koleżanek. Jedzenie w mikrofali. Buziaki, Mama." Nie rozumiem dlaczego zostawiła ją na zewnątrz, a nie w środku... ale taki jest najwyraźniej ich urok.
Zszedłem po schodach i stanąłem na smutnych, popękanych płytach chodnikowych. W pewnym momencie poczułem wibracje w kieszeni. Miałem taką nadzieję, że to Shue postanowił oddzwonić... Aczkolwiek owa nadzieja pękła niczym bańka mydlana, kiedy na wyświetlaczu pojawił się "Numer prywatny". Hę? Co to znowu za jaja? Nie miałem ochoty odbierać, a tym bardziej udawać sztucznie miłego, ale koniec końców nacisnąłem zieloną słuchawkę. Wysłuchałem co głos mężczyzny w średnim wieku ma mi do powiedzenia. Kiedy skończył, moje usta delikatnie się rozwarły, a torba którą trzymałem w ręce wylądowała z hukiem na ziemi. Poczułem w brzuchu nieprzyjemny ucisk. Nie no kurwa... To są jakież jebane żarty!
CZYTASZ
Kolekcjoner serc
TerrorHistoria postrzegana i interpretowana przez główną postać opowiadania - Everego Morgana. Amerykanin, zamieszkały w Nowym Yorku, pochodzący z Nevady, pół sierota. Wyjątkowo znienawidzony przez całe społeczeństwo oraz rówieśników z powodu jego dość od...