Rozdział VII

108 17 4
                                    

-Adeline- łkał za mną drugi głos.
Odwróciłam się, w moją stronę biegł Connor i zapłakany Noah.
Uśmiechnęłam się, a następnie rzuciłam się na Noaha, który widząc moją postawę otworzył delikatnie ramiona. Przytulałam się do niego, w czasie gdy Connor podbiegł do Leviego uniósł pięść i już miał się zamachnąć, kiedy...

-Nieee - wykrzyknęłam, łapiąc bruneta za bok- proszę, Connor.

Ten momentalnie się odwrócił, twarz miał obojętną, jakby to co robił było najnormalniejsze w świecie.
-Błagam - zapłakałam cicho- nie rób im nic.

-Adeline..- zaczął brunet - nigdy więcej mi tego nie rób - powiedział Connor i mnie przytulił ze łzami w oczach. W tym czasie Levi oraz Revi pokazali mi kciuki w górę, a później pośpiesznie się ulotnili. Zakończyliśmy nasz uścisk, wpatrując się w siebie. Jego prawa ręka była położna na mojej talii, a lewa gładziła kciukiem mój policzek. Ja natomiast położyłam dłonie na policzkach chłopaka. Oczy były przepełnione bólem, nadzieją, oraz czymś mi nie znanym. Pierwszy raz widziałam go płaczącego.

Nie, my jesteśmy tylko osobami które się znają nic więcej.
Pośpiesznie, zrzuciłam ręce chłopaka z mojego ciała, a dłonie schowałam w kieszenie.

Noah oczywiście nie byłby sobą gdyby nie zaczął się śmiać.
- Oj już się przymknij - powiedział z rozbawieniem w głosie Connor, od tego komentarza śmiech chłopaka tylko się nasilił.

Spojrzałam mimowolnie na Connora, który się śmiał, ale w oczach, był smutek, jakby ktoś mu wbił nóż w serce, a później je zrzucił z kilkudziesięciu kilometrów, roztrzaskując na milion kawałków. „Oczy są zwierciadłem duszy" tak zawsze mówiła mi mama którą uważałam za Anioła do dnia dzisiejszego. On się śmieje, lecz w głębi duszy cierpi, tak oto wyglądają ludzie którzy nie chcą okazywać swego bólu.

Chłopak odwzajemnił wzrok i również się uśmiechnął i to nie był jeden z tych uśmiechów które uwielbiałam.

-Co ci powiedzieli?- usłyszałam pytanie Noaha.
-O mamie, moim tacie, o Isabelli i Georgu, Jamesie jakimś tam - wymieniałam- wiecie, takie ogólne rzeczy.
-Kurde, Noah - powiedział Connor do drugiego chłopaka, odwrócili się do mnie plecami i zaczęli coś miedzy sobą szeptać.
-Adeline- zaczął niepewnie mój przyjaciel- co dokładnie wiesz o Isabelli oraz Georgu?

- Nic specjalnego, mieli jakiś tam interes z ojcem, wydarzyła się tragedia, a tak to nic więcej. A i mieli jeszcze kilkuletniego synka, którym tata opiekował się, jakby byli spokrewnieni- na początku poczułam uścisk w gardle, potem zrobiło mi się niedobrze, następnie uderzyła we mnie fala gorąca i miałam ciemność przed oczami.

Nie no znowu to!

Czy ja żyję?

No bo na martwą nie wyglądam.

Stałam obok, mojego ciała które podtrzymywał z przestrachem Connor.

Wsiadłam na przednie siedzenie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

-Noah zawieź nas do szpitala w trybie natychmiastowym- usłyszałam głos przejętego bruneta podtrzymującego moje ciało.

Bez zbędnego gadania Noah pobiegł do samochodu, za nim Connor niosący mnie któremu otworzył tylne drzwi.
Wsiedliśmy, Miller odpalił auto, wycofał i przypadkowo odwrócił wzrok w kierunku Connora, ujrzał niespotykany widok. Connor posadził sobie blondynkę na kolanach, jej głowę położył na swoim ramieniu, a swoją twarz wtulił we włosy dziewczyny.
Jechaliśmy dwieście kilometrów na godzinę, byleby tylko zdążyć.

- Proszę Adeline nie rób nam tego- łkał brunet na tylnym siedzeniu, przytrzymując dziewczynę.
- Noah szybciej, jej oddech zwalnia!- krzyknął przerażony Connor. Od razu przyspieszyłem do zawrotnej prędkości która wbiła wszystkich w siedzenia. Nie patrzyłem na licznik ile jedziemy, liczyło się tylko, aby zdążyć.

Po piętnastu minutach, zaparkowaliśmy przed wejściem szpitala, Noah otworzył ponownie drzwi chłopakowi i mnie którą niósł na rękach.

Przeniknęłam przez wejście samochodu kierując się w stronę chłopaków.

Sprzed szpitala wybiegli lekarze oraz ratownicy z noszami, Connor oddał mnie w ręce tych ludzi którym z pewnością nie ufał- można było dostrzec to z wyrazu jego twarzy. Większość wzięła moje ciało i zaniosła do szpitala.

Ja natomiast nie zamierzałam nigdzie iść, postanowiłam zostać z Connorem i Noahem, którzy stali przy samochodzie.
- Co się stało? - spytał lekarz.
- Opowiadała historie z przeszłości, przestała mówić, a później zemdlała – płakał Noah ledwo mówiąc- mój przyjaciel, w ostatnim momencie jednak ją złapał.
Popatrzyłam na Connora który wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Pan jest jej chłopakiem? - przerwał chwilę ciszy lekarz zwracając się do bruneta.
Ten najwyraźniej nie wiedział co odpowiedzieć, spojrzał na Noaha i znów na doktora.
- Panie...- zaczął lekarz.
- Lee- odpowiedział.
- Panie Lee zapraszam za mną- powiedział lekarz, a następnie zaprowadził Connora, najprawdopodobniej do swojego gabinetu, więcej go nie widziałem.

Noah poszedł za doktorem, a ja za nim. Niby nie powinienem, nie jesteśmy choćby przyjaciółmi, ledwo się znamy, a ona i tak mnie nienawidzi. Ja ją w jakiś sposób również, ale jak dowiem się, że jest w niebezpieczeństwie bez wahania oddam za nią życie.- usłyszałam myśli Connora.
-Proszę pana? Słyszy mnie pan?- oderwał go od myśli lekarz.
-Nie, przepraszam. Mógłby pan powtórzyć? - spytał cały czas powracając myślami do Adeline.

-Czy pańska dziewczyna miewa ataki paniki? - zapytał mężczyzna.
-Nie wiem, przepraszam na chwilę - powiedział, wyszedł z jego gabinetu i pobiegł do Noaha.

-NOAH!- wydarł się na cały korytarz, tak, że było go słychać chyba w Australii. Na szczęście poskutkowało, bo brunet momentalnie się odwrócił.
Podbiegłem do niego ciężko dysząc.
- Co? Z Adeline coś nie tak?- zaczął panikować mój przyjaciel.
- Tak, nie, znaczy nie wiem- plątał mi się od tego szpitala język- słuchaj, czy Adeline miała ataki paniki?
-Nie, a na pewno nie zwierzała mi się z tego- odpowiedział- skąd takie pytanie?
-Lekarz pytał- powiedziałem i po chwili zaświeciła mi się lampka. Skoro przed chwilą Adeline zemdlała to co było wcześniej?
- Zabije gnoja- wycedził przez zęby.
Noah słowem się nie odezwał, chyba wiedział że w takiej chwili nie warto się pytać o co chodzi.

Connor nerwowym ruchem wyjął telefon, podeszłam do niego nie domyślając się, o co chodzi. Przeszukał listę kontaktów, próbując znaleźć numer do Leviego.
- Halo?- usłyszał męski głos po drugiej stronie.
- Cześć, możesz dać do telefonu Reviego?- spytał.
- Ta, już-odpowiedział, a ja słyszałam tylko stłumione głosy- Hej Connor, co tam?
Adeline walczy o życie, a ten mówi co tam? Jakby nic się nie stało.
- Słuchaj, czy Adeline miała atak paniki dzisiaj?
- Tak..-odpowiedział niepewnie.
- Z jakiego powodu?- dopytywał dalej.
- Wydaje mi się, że z powodu, nie kochania taty, uważanie, iż jest inaczej w życiu. Nie wiem Connor, zdarzyło się to po opowiedzeniu historii o jej rodzicach oraz jak wyjrzała przez okno do domku.
Zastanowiłem się chwilę, no i znów ten temat.

-Panie Lee- biegł do nas ten sam doktor z którym rozmawiał- proszę szybko pójść do Adeline!

AdelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz