Rozdział 12

88 15 6
                                    

Adeline

Obudziłam się rano, około godziny siódmej.

Wstałam, a następnie zrobiłam poranną pielęgnację, nie obeszło się również od zrobienia luźnego koka który był moją ulubioną fryzurą.

Dzisiejszego dnia wybrałam, szare dresy i czarną zwisającą koszulkę, podejrzewałam, że jest to Noaha więc zapewne się nie obrazi.

Zbiegłam na dół, z myślą, iż już wszyscy wstali, nic bardziej mylnego.
Noah zapewne leżał u siebie w pokoju, za to Connor spał jak zabity na kanapie.
Zakryłam usta dłonią, wyglądał tragicznie, ręce wisiały z obu stron sofy, a on sam ledwo się na niej mieścił, nie zdziwiłam się, ponieważ z jego wzrostem metr dziewięćdziesiąt trzy, trudno byłoby się dziwić.

Poszłam z powrotem do pokoju, po pościel którą mogłabym przykryć bruneta.

Położyłam na nim wielką kołdrę, następnie obeszłam kanapę i lekko podniosłam głowę chłopaka wkładając pod nią poduszkę.
Na sam koniec zbliżyłam się do jego twarzy pocałowałam policzek i wyszeptałam kilka słów.
Ten poruszył się, na co gwałtownie odskoczyłam.
Postanowiłam pójść do kuchni i zrobić kawę chłopakom.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam.

Postawiłam na stoliku przed Connorem kawę leciutko się uśmiechając, następnie wnosiłam na górę drugi parujący napój.

Próbowałam nie rozlać, ale na nic się to nie zdało, bo wylałam trochę kawy na schody, przeklnęłam cicho pod nosem i nie zważając na to udałam się do pokoju chłopaka.

Ku mojemu zdziwieniu Noah postanowił się przebrać więc z trzaskiem zamknęłam drzwi i zapukałam.
- Jak już tu byłaś to po co pukasz?- zaśmiał się chłopak.
- Hej, przyniosłam ci kawę- wręczyłam mu kubek.
- Dzięki, miła niespodzianka- powiedział Noah przytulając mnie- Connor jeszcze śpi?
- Kiedy przyniosłam mu kawę to jeszcze spał- wymamrotałam w tors chłopaka.
- Normalnie, jak nie on- zdumiał się brunet- zazwyczaj śpi do siódmej albo szóstej trzydzieści.
- Dzisiaj gwiazdka, pamiętasz?- zapytałam odrywając się od chłopaka.
Miał on błękitną koszulkę oraz czarne dresy, a na dodatek białe skarpetki.
- Pamiętam doskonale- mruknął Noah- ja jadę na miasto, zostań z Connorem.
- Nie, no znowu z nim...-westchnęłam.

Nienawidzę go, działa mi na nerwy ale spróbuję się z nim zaprzyjaźnić jeśli nic z tego nie wyjdzie zostawiam to, nie będę się z nim męczyć.
- Dobra, no to powodzenia, może jakoś wytrzymam- dodałam po chwili.

Schodziłam po schodach, zostały mi zaledwie dwa stopnie, ale zatrzymałam się.
Ponieważ ujrzałam bardzo niecodzienny widok, Connor ścierający kawę którą wylałam niosąc ją do Noaha, nie umknął mi fakt, iż brunet jest bez koszulki.

Przyzwyczaiłam się do takiego widoku, lecz zawsze mnie zadziwiał.
- Widzę, że ktoś sobie zawinął moją koszulkę- zerknął na mnie uśmiechając się zaczepnie- dzięki za kawę, ale dług jest teraz po twojej stronie.
- Jaki dług?- odrzekłam, powoli schodząc.
- No jak jaki- powiedział, gwałtownie wstając- ty zrobiłaś mi kawę, a ja posprzątałem po tobie.
- Wyspałeś się?- zapytałam po chwili.
-A cóż to za zainteresowanie moją osobą?- odpowiedział- jeśli myślisz że złapię się na to i będziemy razem, to tylko ci się wydaje.
- Dobrze, a więc nie będę miła- zacisnęłam usta w wąska linię- widzimy się o dziewiętnastej dzisiaj w salonie, cześć.

Powiedziałam i skierowałam się do wyjścia, wcześniej ubierając buty i kurtkę, oraz zabierając z holu kask na motor.

Wyszłam na świeże powietrze które od razu mnie ożywiło, zamierzałam pojechać do domu, ponieważ miałam jakieś dziwne przeczucie, iż muszę tam być.

Wsiadłam, a następnie pojechałam do mieszkania.
Podróż była niesamowicie krótka, więc nim się zorientowałam zajechałam pod dom.

Wyłączyłam silnik, po czym zeskoczyłam z maszyny, pojazd był tak wysoki, iż musiałam z niego zeskakiwać lub się wspinać.

Przeszłam wzdłuż kostki prosto do drzwi, ku mojemu zaskoczeniu klucz w nich nie chciał się przekręcić aby je otworzyć, nacisnęłam wiec klamkę i to poskutkowało.

W mieszkaniu panowała grobowa cisza, ani żywej duszy pomyślałam.
Pierwsze co zrobiłam, to poszłam do swojego pokoju, zastałam go takiego jakiego go zostawiłam.
Pościel na łóżku, leżała wymiętolona, a w niej zobaczyłam pogniecioną kartkę.

Adresy:
Krowia 23
Muchomorów 28
Pustki 36
Wrócimy około godziny dwudziestej trzeciej nie martw się Noah.
Podpisano:
Nikki Smith
Revi Walker
Ava Evans
Lucas Wilson
ADELINE LAY

Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, ciekawe jak oni się tam trzymają.
Ale na łóżku leżała druga kartka, której przedtem nie widziałam.
Wzięłam ją do ręki marszcząc brwi, a następnie zaczęłam czytać.

Droga Adeline !
Skoro to czytasz wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca.
Po przeczytaniu tego listu wrócisz pędem do domu Noaha i powiesz mu "dostałam list" będzie wiedział co robić.
A ciebie proszę o zachowanie dyskrecji, w sposób nie mówienia nikomu o piśmie, nawet matce.
Niedługo poznasz prawdę, weź ze sobą kilka par ubrań na wszelki wypadek.
Nie zapomnij o wszystkim co ci powiedziałem.
~Prawda

Posłuchałam się, no dobra, po części.
Zgarnęłam z szafy plecak, zapakowałam kilka par ciuchów, ładowarkę, oraz kilka rzeczy do pielęgnacji twarzy.
Nie zamierzałam nikomu mówić o liście, wpakowałam go do plecaka z nadzieją, że zniknie.

Kto mógł go napisać?

Zarzuciłam sobie plecak na ramiona wybierając, numer do mamy.
Jeden sygnał, dwa..
- Halo?- odebrała zdyszana matka.
- Hej będziesz na wigilii?- zapytałam słysząc w tle jeszcze jedną osobę.
- O cholera..- powiedziała- niestety nie mogę, przepraszam Adeline, czy możesz pójść do Noaha i z nim spędzić gwiazdkę?
- Tak, oczywiście- odpowiedziałam smutno- Mamo wiesz może...

Chciałam ją zapytać o list, ale usłyszałam trzask.
- Już nic, wesołych świąt- mówiłam nerwowo, rozłączając się.

Nieznany
Idą tutaj, pociągnij za najstarszą książkę na półce, a następnie schowaj się w pomieszczeniu.

Później usłyszałam kolejny trzask, jakby ktoś wchodził po schodach, potem zbliżające się kroki, bez zastanowienia wykonałam polecenie które zostało napisane w wiadomości.

- Tu jej nie ma- usłyszałam nieznajomy głęboki głos.
- Może mi się wydawało- odpowiedział drugi, o dziwo ten rozpoznałam, należał bowiem do mojej matki- Przeszukaj ten pokój, ja poszukam jej w salonie.

Po chwili kobieta wyszła zostawiając nieznajomego w pomieszczeniu.

Mężczyzna zaczął przeglądać szafki, biurko oraz wszystkie szuflady.
Domyśliłam się tego, po tym jak agresywnie trzaskał meblami.
Zacisnęłam mocno powieki, mając resztkę nadziei, iż jest to tylko koszmar.

Po około piętnastu minutach, wszystkie hałasy ucichły, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Jednakże, ci ludzie nie poszli sobie, słyszałam jak co chwile przestępują z nogi na nogę, czekając na coś.

Do nieznajomy:
Co mam robić, oni nadal tu są i czekają.

Odłożyłam telefon do kieszeni przekonana, że minie co najmniej godzina za nim ten ktoś mi odpisze. Ku mojej radości komórka zawibrowała.

Od nieznajomy:
Napisz do Noaha albo Connora, iż jesteś w domu i potrzebujesz pomocy, pod żadnym pozorem nie dzwoń jest to zbyt ryzykowne.

Zdecydowałam się najpierw napisać do Noaha, ponieważ nie powinien być zajęty, niestety nie odpisał.

Connor był ostatnią deską ratunku.

AdelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz