Rozdział 15

80 7 1
                                    

Ludzie święci!

Nie ma mowy nie jestem żadnym członkiem mafii, Noah należy do mafii?!
Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, on jest zawsze taki miły i opiekuńczy, to nie jest możliwe.
- Właśnie musimy coś omówić z Adeline- oznajmił wyniośle Rodcher- Connor wam przedstawi nowy plan, a ja zabiorę nową osobę do gabinetu.

Nie, proszę, nie.

Jednakże mimo moich protestów Rodcher wziął mnie mocno za nadgarstek i zaciągnął do pokoju.
- Usiądź Adeline- powiedział mężczyzna wskazując mi krzesło przed biurkiem, a następnie rozsiadł się wygodnie po jego drugiej stronie.
- Co ty ode mnie chcesz?- wycedziłam przez zęby. Nie obchodzi mnie to co ma do powiedzenia. Chcę wreszcie wrócić do tamtego życia. Tam miałam spokój, nikt nie próbował mnie zabić, nikt nie zwracał nawet na mnie uwagi. Mało kogo obchodziłam. Nawet własna matka wybrała innego mężczyznę niż mnie.
- Ja? Nic. Myślałem, że jesteś wartościową, osobą która zechce poznać prawdę. Całą prawdę. Nie jej, urywki opowiadane przez któregoś z chłopaków, tylko całą historie od początku do końca. Zainteresowana?
- Zamieniam się w słuch- odpowiedziałam po dłuższej chwili. Propozycja normalnie nie do odrzucenia. Dobra, zmieniam zdanie, najpierw wszystko poznam a później wracam do poprzedniego życia.
- Dobrze zrobimy tak, ty będziesz mówiła historię i wszystko co o niej wiesz, a ja będę uzupełniać ją do najmniejszego szczegółu. Chciałbym zaznaczyć, że każda opowieść którą poznałaś jest w jakiś sposób powiązana, tego fragmentu akurat ci nie powiem, dowiesz się w swoim czasie.
- Okej, pierwsza o Jamesie i Scarlet- wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać- Poznali się przypadkiem przez media społecznościowe. Podobno bardzo się kochali, Scarlet była gotowa zrezygnować z rodziny aby tylko z nim zostać. Jak się okazało on miał żonę i czteroletniego synka, za to ona męża w delegacji oraz dwuletnią córkę pod nieustanną opieką niań. To byłam ja, Adeline Lay. Kilka osób zabrało mnie ostatnio do miejsca ich spotkań, ku mojemu zdziwieniu ich romans nadal trwa. Tylko tyle wiem.- spuściłam wzrok na dłonie które trzymałam na kolanach. Mam bardzo fajne ręce. Zaczęłam się nimi bawić, nie patrząc na tego całego Rodchera. Niech mnie pocałuje w dupę. Mijały minuty, chociaż czułam, że trwały one całą wieczność. Jednak mężczyzna w końcu się odezwał, a ja przeniosłam na niego swoje poddenerwowane spojrzenie.
- To co powiedziałaś jest prawdą- mówił Rodcher nie spuszczając ze mnie wzroku- ale przedstawię ci mój punkt widzenia. James, a raczej Oliver, znalazł sobie Scarlet i od pierwszego ich spotkania wiedział, iż będzie miał z tego związku korzyści. Podsunął kobiecie pomysł aby zamordowała swojego męża, w czasie gdy on uciekał od swojej rodziny. Miałaś wtedy około osiem lat, nie piętnaście jak powiedziała twoja matka. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale coś trzeba było zrobić. Oliver wraz ze Scarlet uknuli plan zabójstwa twojego ojca, aby postrzelić go w czasie kiedy wchodził do domu. Udało im się, tylko, że nie zauważyli jednej rzeczy, ona miała podsłuch w telefonie, a ja podesłałem im innego człowieka. Wrzucili ciało do rzeki i było pozamiatane.

- Czekaj- zamyśliłam się na chwilę- podaj swoje pełne imię i nazwisko.
- Dobrze myślisz Adeline, może kiedyś to cię uratować- zaśmiał się mężczyzna- wracając do twojego pytania, nazywam się Rodcher Lay, mąż Scarlet uznany za zmarłego oraz ojciec Adeline Lay.

On jest moim ojcem.
Jemu zawdzięczam życie oraz wszystko co mam, bez zastanowienia wstałam z krzesła, pobiegłam do niego i mocno się przytuliłam. Teraz nic nie będzie tak jak dawniej. Czyli, moja matka od dziecka wpijała mi nienawiść którą zawsze żywiłam do ojca, mimo tego że nie miałam ku temu powodu? Aha. Aha.
- Ale skoro jesteś moim ojcem- główkowałam dalej- to mam większą przewagę niż Connor Lee?
- Oczywiście że masz- odrzekł spokojnie- ale pamiętaj, nie pokazuj swojej przewagi przeciwnikowi, bo wtedy ona wzrasta.
- Czyli wychowałeś Connora, ale u kogo?
- Pytań na razie dość, jeśli będzie chciał to sam ci powie- odpowiedział po chwili dodając- wracając do rzeczy, musisz zacząć się szkolić, nawet jeśli nie chcesz tu zostać, ponieważ twoje bezpieczeństwo jest dla nas wszystkich priorytetem.
- Z chęcią zostanę- powiedziałam bez zawahania, mając szczerą nadzieję, że Noah będzie mnie uczył tego wszystkiego- jeśli zostanę wtajemniczona w sprawy którymi się zajmujecie.
- Załatwione- odrzekł z uśmiechem- to jak, idziemy do reszty?

Nie odpowiedziałam, tylko wstałam i pokierowałam się w stronę wyjścia.
Ojciec wyprzedził mnie, po czym otworzył drzwi przechodząc pierwszy.

Wszyscy siedzieli na krzesłach z wymalowanym na twarzy, dobrze widocznym zdziwieniem. Powód był prosty- ja wraz z moim ojcem staliśmy uśmiechnięci obok siebie.

Nie zamierzałam mówić nic o tym, iż jesteśmy w jakiś sposób spokrewnieni.

Niech to pozostanie jak na razie w tajemnicy.

Z wyraźnym zadowoleniem przeszłam się dostojnie po sali, a moje kąciki mimowolnie unosiły się powoli ku górze na świadomość że każda osoba w pomieszczeniu się spięła.

Następnie podeszłam do krzesła po czym zamierzałam na nim usiąść, niestety mi się to nie udało przez głupi wybryk Connora który szybko je odsunął.

Wstałam z podłogi mając ogromną satysfakcję, że Connor się tylko upokorzył.

Uśmiechnęłam się zawadiacko nie dając za wygraną. Obeszłam bruneta który cały czas siedział na krześle, po czym weszłam na środek sali zwrócona w stronę mojego ojca.

Rozparł się wygodnie na krześle i uśmiechnął się zachęcająco.

- Zapewne myślicie, że jestem głupią blondynką wybraną przez waszego szefa jako kolejna zabawka- zaczęłam wyniośle starając się sprowokować Connora- otóż tak, macie rację. Inteligentna może nie jestem ale zostaję tutaj z wiadomych tylko mi powodów. Niestety, musicie zacząć mnie znosić, bo zamierzam się szkolić.

Mimowolnie spojrzałam z uśmiechem na Connora który ledwo co powstrzymywał się od wybuchnięcia, zaciskając palce na oparciach krzesła tak, że aż jego knykcie pobielały, a jego szczęka drżała z wysiłku.

Szkoda mi cię Connor, ale słuchaj dalej.

- Osoby chętne do szkolenia mnie, proszę o podniesienie dłoni- kontynuowałam zakładając ręce na piersiach z szerokim uśmiechem.

Rodcher siedział rozparty na krześle wyraźnie rozbawiony moim małym przedstawieniem, ale nie przerywał mi zabawy. Przeskakiwał wzrokiem kolejno osoby które podniosły ręce, a następnie zatrzymał wyczekujące spojrzenie na mnie.

Noah, Levi, gościu który przyjechał z Levim i... o mój boże Connor.

Coś mi się wydawało, że ten trzeci nie cieszy się szczególną sympatią Connora. Uznałam, że będzie to wprost idealny kandydat.

Nawet o tym nie myśl- posłał mi spojrzenie Connor, zauważając, iż nade wszystko przyglądam się blondynowi o piwnych oczach.
- Wstań- podeszłam do mężczyzny, zwracając się do niego jakbym miała nie wiadomo jaką władzę- Jak masz na imię?
- Denis Roy, panno Adeline- przedstawił się uprzejmie, patrząc mi głęboko w oczy.
- A więc- zaczęłam, kierując drwiący wzrok w kierunku Connora- moim nauczycielem zostaje Denis Roy.

Tego Connor nie wytrzymał, rzucił się na mężczyznę i rozpętało się piekło.

AdelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz